Angielski znają prawie wszyscy, ale dobra polszczyzna to nad Wisłą rzadkość. Można na tym zbudować wielką karierę. W razie potrzeby służę licznymi przykładami. Niestety, nasza codzienność to zdania dziurawe niczym polna droga gdzieś na Podkarpaciu. Nie mówię nawet o bluzgach. Ale przecież coraz częściej się zdarza, że z kiepskiej znajomości polszczyzny biorą się problemy poznawcze, a nawet polityczne. I często jest to połączone z bezrefleksyjnym używaniem określeń, które są kalkami z angielskiego.
Oczywiście czasy, gdy w całej Polsce wyrastały „business center", „plazy" czy „gardens", już się skończyły. Ale wciąż jesteśmy atakowani tym, że coś jest dedykowane (od „dedicated", po polsku powinno być „przeznaczone"), a nadużywanie słów „szczerze" czy „dokładnie" to efekt inwazji angielskich „honestly" i „absolutely". Ale przecież poważny problem polityczny, z jakim zmaga się polski rząd w ostatnich latach, również z tego wynika. Otóż, jeśli w Polsce ktoś protestuje przeciwko LGBT, to dla opinii publicznej na świecie oznacza to walkę z gejami, lesbijkami i osobami transpłciowymi. Tymczasem tak naprawdę, o ile dobrze rozumiem, idzie tu nie o walkę z mniejszościami seksualnymi, tylko o wprowadzanie zmian w prawie uwzględniających ich niektóre postulaty. A to jest naprawdę coś innego.
I przykład najnowszy. Nie mam zamiaru komentować trwającej wciąż sprawy Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, bo już wszyscy to zrobili. Nie podoba mi się natomiast, i to bardzo, to, jak nazywani są artyści, którzy się poza kolejnością zaszczepili. Nazywanie Krystyny Jandy czy Andrzeja Seweryna celebrytami wyraźnie ma ich zdyskredytować. Tymczasem ani oni, ani Wiktor Zborowski czy Radosław Pazura celebrytami nie są, choć są sławni. To oczywista kalka z angielskiego. Janda i Seweryn to z pewnością i gwiazdy, i wybitni aktorzy. Celebrytkami są natomiast, przynajmniej w znaczeniu, jakie przyjęło się w polszczyźnie, siostry Godlewskie. Jak by powiedział Benia Krzyk, bohater opowiadań Izaaka Babla, między nimi a Krystyną Jandą są „dwie wielkie różnice".
Autor jest publicystą, scenarzystą i satyrykiem