Piszę o obecności, bo trudno uznać, by Komorowski miał tu długofalową wizję czy czytelny pomysł na budowanie jakiejś szczególnej polskiej roli. W ogóle zresztą, mam wrażenie, że prezydent nie ujawnił – przynajmniej na razie – żadnego wyrazistego pomysłu na swe pięcio- czy dziesięcio- lecie w Belwederze, a zdaje się, że nie za bardzo też nad nim pracuje. (...) Trudno sądzić, by taka prezydentura zapisała się w historii, ale na pewno może dać Komorowskiemu dobre sondaże i spore szanse na drugą kadencję.
Z kolej Ryszard Bugaj na łamach „Polska.The Times” zauważa niskie standardy tej prezydentury.
Oczekiwałbym, że prezydent wywodzący się z Solidarności, mający piękną kartę z tego okresu, będzie zdolny do bardziej pryncypialnych zachowań w wymagających tego momentach. Takim momentem był chociażby czas przejęcia przez niego jako marszałka Sejmu funkcji prezydenta tuż po katastrofie smoleńskiej. Pracowałem wówczas w NBP i wiem, że nie było faktycznie konieczne natychmiastowe powoływanie nowego prezesa banku. Można było spokojnie poczekać na czas po wyborach. Komorowski jednak nominował pośpiesznie Belkę, moim zdaniem, szukając wsparcia dla siebie w środowisku postkomunistycznym. Nominacja w tak niestosownym czasie pokazała, że prezydent Komorowski kieruje się w istocie zasadą: wszystko na sprzedaż.
(...) On się posługuje prostą regułą: szukam tam, gdzie mogę znaleźć. Nie miał praktycznie szans znaleźć tego poparcia po stronie prawicy, więc zwrócił się w stronę postkomunistów. Tę taktykę kontynuował później poprzez nominacje w Kancelarii Prezydenta. Najbardziej znamienne jest uczynienie najbardziej widoczną figurą w swojej kancelarii Tomasza Nałęcza, któremu z pewnością bystrości odmówić nie można, ale który jest przede wszystkim człowiekiem na sprzedaż, człowiekiem, który sprzedać jest w stanie wszystko.
(...) Jego żarty są niestety nieudane. On po prostu nie czuje tego bluesa. Bluesa czuł rzeczywiście zawsze Kwaśniewski, i to mu pasowało. Tak jak wszyscy akceptowali, że Wałęsa z kolei był naturszczykiem. Po Komorowskim, inteligencie, oczekujemy naprawdę trochę wyższego poziomu. Tymczasem widzimy, jak popełnia błędy, wpisując się do księgi pamiątkowej. Nie żebym był pierwszym potępiającym tych, co błędy robią, bo sam je robię, tyle że w przypadku prezydenta przecież nie jest tak, że on spontanicznie biegnie i coś wpisuje. Takie wpisy są przecież wcześniej konsultowane w kancelarii. Ale, jak widać, kancelaria prezydenta Komorowskiego też nie działa dobrze, niestety.