Najważniejszymi politycznymi procesami w ostatnim czasie w Polsce są protesty rolników oraz ostra debata w sprawie aborcji. Wszystko wskazuje na to, że ten pierwszy fenomen życia społecznego przyniesie wzrost poparcia dla Konfederacji, natomiast drugi dla Lewicy.
Bunt rolników jest problemem dla rządu – to jasne. Żadna władza nie chce mieć do czynienia z blokadami dróg, paleniem opon w stolicy, manifestacjami w wielu miastach. Dlatego na pewno rolniczy protest nie służy partiom koalicji 15 października. Ale także PiS nie może być beneficjentem chłopskiego buntu, bowiem sondaże pokazują, że większość społeczeństwa (także duża część protestujących) za problemy wsi wini właśnie ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego.
Czytaj więcej
Ministerstwo Finansów poinformowało, że zerowa stawka VAT na podstawowe produkty spożywcze nie zostanie przedłużona. Decyzję rządu krytykują politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz partii Razem.
Konfederacja nie może być obarczana winą za decyzje PiS lub rządu Tuska
Na tym tle sytuacja Konfederacji wygląda bardzo dobrze, bo nie może być ona obarczana odpowiedzialnością ani za rządy Zjednoczonej Prawicy, ani za działania obecnej władzy. Dlatego też politycy tej formacji natychmiast pojawili się na protestach i brylują na nich. Co więcej, hasła, które stanowią jądro chłopskiego buntu, są jakby wprost wyciągnięte z programu partii Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka. Pomijając już te najbardziej skandaliczne, proputinowskie banery umieszczane na ciągnikach, to przecież głównymi wezwaniami protestujących są hasła antyunijne, antyukraińskie i antyklimatyczne. Wszak to elementarz każdego konfederaty – precz z Unią Europejską, z „kłamstwem na temat ocieplenia klimatu” oraz z pomocą dla Ukrainy. Trudno się dziwić, że politycy tej formacji czują się na protestach jak ryby w wodzie. Trudno także nie spodziewać się zwyżek notowań Konfederacji, jeśli wiemy, że akcja rolników cieszy się nadal wielkim poparciem społecznym – kilkukrotnie większym niż poparcie dla Konfederacji.