Każdy, kto miał w ostatniej dekadzie do czynienia z jakimkolwiek właściwie medium, wie, jakie panuje w tym świecie bóstwo: wielka i wszechwładna pani, której na imię Klikalność. Zazdrosna bogini, ubiegająca się o to, by ofiary dla niej były składane z wyprzedzeniem, a najlepiej pominięciem pozostałych członków medialnego panteonu – rzetelności, nonkonformizmu, a nieraz też rozumu i ludzkiej godności.
Najlepiej klikają się, wyświetlone zostają przez największą liczbę użytkowników, treści doskonale zoptymalizowane. Takie, których autorzy potrafią odgadnąć zapotrzebowanie odbiorców, wyprzedzić o pół kroku ich entuzjazm lub zirytowanie. I jest to, oczywiście, piszę te słowa bez krzty ironii, wielka sztuka. Do pełnienia roli „zasięgowego” dziennikarza czy raczej „mediaworkera” wymagany jest ogromny talent. Tylko że chyba powinniśmy w tym miejscu użyć czasu przeszłego. Jestem przekonany, iż jest to jedna z tych ról, społecznych funkcji, w których inwazja sztucznej inteligencji nastąpi najszybciej. Stąd ChatGPT i inne tego rodzaju narzędzia wyprą ludzi w mgnieniu oka.