Wiele rzeczy powiedziano już zarówno o ubiegłym roku w polskiej polityce, jak i o tym, jaka będzie kolejna kampania wyborcza. Padają słowa, że będzie najbardziej zaciekła, wyrównana, pełna emocji, być może najważniejsza od 1989 r. I że być może zdecyduje o losach Polski na kolejne lata, jeśli nie na dekady. To wszystko może być prawdą.
Ale jest też pytanie, czy w polskiej polityce rok 2023 będzie kolejnym „przegrzewania” tematów. To mało eleganckie słowo jest tak naprawdę słowem roku 2022 r. Dotyczy w zasadzie każdego aktora na scenie politycznej, chociaż w różnych proporcjach i w różnym czasie. Jednak „przegrzewanie” to jeden ze znaków rozpoznawczych współczesnej polityki w Polsce.
Ciągły kryzys
Logika „przegrzewania” dotyczy zwłaszcza kryzysów, które dotykają partii rządzącej. W 2022 roku dwie takie klasyczne historie to sprawa zanieczyszczenia Odry oraz kwestia zaopatrzenia w węgiel. Obie sprawy – podbijane do bardzo wysokiego C przez opozycję – miały zwiastować koniec lub bardzo poważne kłopoty partii rządzącej.
Czytaj więcej
Rafał Trzaskowski powinien być kandydatem KO na premiera – uważa prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.
Podobny schemat powtarza się zresztą przy niemal każdej większej sprawie czy aferze związanej z obecnymi rządami od 2015 roku. Koniec PiS – a przynajmniej jego oczekiwanie – powtarza się praktycznie co tydzień. Węgla miało nie być, a ludzie w Polsce mieli marznąć. I to już na początku sezonu grzewczego. Rząd miał rzeczywiście z tym ogromne kłopoty, musiał też odwołać się do wsparcia samorządów z całej Polski. Ale zwiastowany totalny kryzys nie nadszedł. Węgiel zniknął z politycznej agendy – mimo realnych kłopotów rządu i potężnego napięcia politycznego wokół tej sprawy, które zakończyło się próbą puczu w samym PiS. Gdyby jednak nie kasandryczne przewidywania, paradoksalnie kłopoty PiS byłyby same w sobie dużo poważniejsze. I wyraźniej widoczne.