Po występie amerykańskiego zespołu Black Eyed Peas, który ośmieszył TVP i jej Sylwester Marzeń w Zakopanem, politycy Solidarnej Polski skoczyli do gardeł zarówno narodowemu nadawcy, jak i koalicjantom z Prawa i Sprawiedliwości. Któż by pomyślał, że tęczowe opaski noszone przez muzyków staną się najlepszym narzędziem do demontażu rządzącej koalicji?
Czytaj więcej
Członkowie zespołu Black Eyed Peas, gwiazdy imprezy sylwestrowej, organizowanej w Zakopanem przez TVP, wykorzystali swój występ, by wyrazić poparcie dla osób LGBTQ+. I to nie raz.
W wyścigu po ksenofobicznego wyborcę politycy Solidarnej Polski znów wyprzedzili PiS o kilka długości. Wykorzystali sylwestrową szansę i ruszyli w mediach społecznościowych nalotem dywanowym. Nawet głosy satysfakcji środowisk LGBT+ płynące z faktu, że wielka muzyczna gwiazda upomniała się o ich prawa, nikły wobec zajadłości ataków ministra Zbigniewa Ziobry i jego zwolenników. „Promocja LGBT w TVP2. WSTYD! To nie Sylwester Marzeń, lecz Sylwester Wynaturzeń” — pisał na Twitterze wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł, zresztą pełnomocnik rządu ds. praw człowieka. „Napluliście Polakom w twarz. I wszystkim tym, którzy w Sejmie walczyli o Lex Czarnek, by chronić dzieci przed ideologią LGBT” – dodawał kolejny wiceminister z SP, Janusz Kowalski.
Wszystko zaplanowane?
W odpowiedzi nieśmiało i nieprzekonywająco bronili się ludzie TVP, m.in. Samuel Pereira, który stwierdził, że występ w takiej formule był uzgodniony i zaplanowany, a kliknięcia na stronie TVP Info mają świadczyć o tym, że zadanie zostało wykonane świetnie. To jeszcze bardziej rozwścieczyło atakujących. „Panu się najwyraźniej pomyliło. Rządzi prawica, która ma bronić polskich wartości, a nie lewactwo czy Tusk. Nie finansujemy telewizji publicznej dla homopropagandy” – skarcił go Janusz Kowalski. Głos zabrał nawet Zbigniew Ziobro: „Jeśli promocja LGBT na sylwestrowym koncercie TVP była zaplanowana przez stację, to ci, którzy uznali to za skandal, mają rację” – napisał. Oberwało się nawet zmarłemu właśnie Benedyktowi XVI za sprawą tego, co kto z jego słów o małżeństwach jednopłciowych zrozumiał.
W sprawę włączyli się oczywiście członkowie Black Eyed Peas, którym rozgłos sprawił niekłamaną uciechę. Na bieżąco komentowali całą sytuację, a nawet wchodzili w polemiki z ziobrowymi wiceministrami. Na podobne dyskusje w krajach o bardziej ugruntowanej demokracji muzycy raczej nie mają co liczyć. Politycy żyją tam we własnym świecie żyrandoli oraz marmurowych schodów i rzadko tweetują z muzykami. W Polsce natomiast możliwe jest wszystko: raperzy zarobili niezłe pieniądze, zaprezentowali swoje przekonania i jeszcze namieszali w polskiej rządowej polityce. Czyli – wyjazd na plus.