Tsunami skandali seksualnych, finansowej nieprzejrzystości, niezałatwionych w ostatnich latach życia Jana Pawła II spraw uderzyło w Kościół z ogromną siłą. Joseph Ratzinger, jeszcze jako kardynał, pisał: „Kościół przypomina tonącą łódź, łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron”. „Ile brudu jest w Kościele, i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia!”. A w homilii podczas mszy św. inaugurującej jego własny pontyfikat, prosił, by modlić się za niego, aby „nie uciekał z obawy przed wilkami”. Trudno o mocniejsze ukazanie, jak postrzegał wyzwania stojące przed sobą Benedykt XVI.
Dla wielu kardynałów – szczególnie z krajów, gdzie skandale seksualne zaczęły już pustoszyć Kościół – nie było tajemnicą, że to właśnie Ratzinger przygotował dokument zatwierdzony w 2001 r. przez Jana Pawła II, który nakazywał przekazywanie wszystkich przypadków wykorzystywania seksualnego osób poniżej 18 r. życia przez księży katolickich do Kongregacji Nauki Wiary, której był prefektem. To oznaczało ograniczenie możliwości tuszowania pewnych spraw. Oni oczekiwali zmiany.
I akurat te oczekiwania Benedykt XVI zaczął spełniać. Załatwił ciągnącą się od lat sprawę założyciela Legionistów Chrystusa, zaczął odwoływać biskupów, którzy zaniedbali w tych sprawach swoje obowiązki. Choć jeszcze zgodnie z obowiązującą wówczas w Kościele „kulturą sekretu” – bez informowania o powodach. Idąc za rozeznaniem (dziś już wiemy, że niewyczerpującym i nieadekwatnym), że główną przyczyną skandali seksualnych jest tolerowanie homoseksualnego układu w Kościele, zakazał udzielania święceń kapłańskich osobom o „trwale zakorzenionej skłonności homoseksualnej”.
Czytaj więcej
W wieku 95 lat w Watykanie zmarł Benedykt XVI (Joseph Ratzinger), który jako pierwszy papież od blisko 600 lat w 2013 r. zrzekł się urzędu.
Działania te nie spotykały się ze szczególnym entuzjazmem hierarchii, a Kuria Rzymska nigdy nie traktowała Benedykta XVI jako swojego. Osamotniony, pozbawiony wsparcia papież nie był w stanie realizować swojego projektu reformy Kościoła. A afera Vatileaks, wynoszenie dokumentów przez papieskiego kamerdynera Paolo Gabriele (to on został skazany, ale trudno uwierzyć, by był jedynym odpowiedzialnym) podważyły zaufanie do papieża wśród części katolików. Nie jest także wykluczone, że ostateczna rezygnacja z urzędu związana była także z faktem, że miał świadomość, że nie jest w stanie skutecznie zarządzać Kościołem, którego problemy wymagały kogoś, kto zostałby choćby częściowo zaakceptowany przez rzymski kurialny system. Choć ostatecznie reforma systemu kościelnego nie udała się papieżowi, to należy mu się wdzięczność za to, że próbował.