Adam Lipowski: Po co politycy idą do ludzi

Ugrupowania opozycyjne konkurują nie tylko z partiami antydemokratycznymi, ale także ze sobą.

Publikacja: 14.09.2022 03:00

Partyjni liderzy niechętnie ujawniają „polityczną kuchnię”

Partyjni liderzy niechętnie ujawniają „polityczną kuchnię”

Foto: PAP/Darek Delmanowicz

Jedną z form aktywności każdej partii są spotkania ich liderów z wyborcami. Spotkania te polegają na rozmowach bądź na przemówieniach. O efektach jednych i drugich dowiadujemy się z badań sondażowych. Wynikałoby z tego, że celem tych spotkań jest poprawa/niepogorszenie notowań danej partii.

Jednakże w przypadku rozmów, w czasie których ma miejsce wymiana zdań między liderami partii a wyborcami, liderzy ci mogą stawiać inne, prawdziwe cele. Wówczas są one ukryte zarówno przed opinią publiczną, jak i samymi wyborcami. Jest to zrozumiałe w odniesieniu do liderów partii ze względu na ich niechęć do ujawniania „kuchni partyjnej”. Ale trudny do zrozumienia jest brak zainteresowania tymi celami analityków sceny politycznej.

Czytaj więcej

Marek Migalski: Królowie są nadzy

Chodzi tu o następujące dwa alternatywne cele:
a) zorientowanie się, jakie są konkretne oczekiwania wyborców (ekonomiczne, np. wzrost siły nabywczej, lub pozaekonomiczne) bądź
b) zorientowanie się, jakich argumentów należy użyć, aby przekonać wyborców, by zagłosowali na przygotowywany program.

Porzucić lub przekonać

Wybór jednego z dwóch wymienionych celów jest uzależniony od jednej z dwóch możliwych alternatywnych strategii wyborczych. Według strategii pierwszej zadaniem partii jest realizacja preferencji programowych wyborców, a według strategii drugiej kształtowanie tych preferencji. Dla ilustracji przykład obu tych strategii z naszej praktyki. Każda partia wie, że jej wyborcy są przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego/likwidacji 500+. Wówczas ma dwa wyjścia: obiecać rezygnację z obu tych rozwiązań (strategia pierwsza) bądź przekonać do nich elektorat (strategia druga).

Jak z tego wynika, oba cele mają charakter strategiczno-programowy, a nie doraźnie sondażowy. Chodzi bowiem o wybór odpowiedniego podejścia do programu, który będzie zaprezentowany w czasie kampanii wyborczej.

Zwłaszcza dla mniejszych partii problemem może być wybór taktyki koalicyjnej, a w ramach niej wybór odpowiedniego koalicjanta

Ustalenia dotychczasowe mają charakter ogólny, ale można je odnieść do obecnej kampanii przedwyborczej w Polsce. Z przekazów medialnych wynika, że spotkania liderów partii opozycyjnych przebiegają w formie rozmów z wyborcami, podczas gdy lider partii rządzącej z reguły wygłaszał przemówienia. Chodzi więc teraz o to, aby ustalić, czy w ogóle były stawiane te specjalne cele rozmów przez liderów poszczególnych partii opozycyjnych, czy wyłącznie chodziło im o efekt sondażowy. Nie dotyczy to oczywiście lidera partii rządzącej, gdyż decydując się na formę przemówienia, widocznie nie zależało mu na zorientowaniu się w kwestii oczekiwań wyborców ani argumentów przekonujących ich.

Jeśli okaże się, że liderzy partii opozycyjnych przed rozmowami z wyborcami określili ich prawdziwy cel, to wdzięcznym zadaniem analityków jest ujawnienie tego celu przed opinią publiczną.

Prócz kwestii tych celów w obecnej kampanii przedwyborczej występuje inna jeszcze dyskusyjna kwestia. Chodzi o to, że każda partia opozycyjna prowadzi te rozmowy w pojedynkę, bez współdziałania z innymi partiami. Jest to tym bardziej istotna sprawa, iż odbywają się one w warunkach rywalizacji partii prodemokratycznych z partią antydemokratyczną. A gdy partia uważa się za prodemokratyczną, to w kraju, w którym występuje kryzys konstytucyjny spowodowany destrukcją instytucji demokratycznych, jej pierwszoplanowym obowiązkiem programowym jest przeciwdziałanie tej destrukcji.

W koalicji czy osobno?

Teoretycznie biorąc, przeciwdziałanie to może być przeprowadzone przez każdą z tych partii oddzielnie lub w koalicji. Jeśli jednak obowiązująca ordynacja wyborcza premiuje większe ugrupowania, to dla korzystnego dla demokracji wyniku wyborów utworzony przez koalicję partii prodemokratycznych wspólny program jest bardziej obiecujący niż program odrębny każdej partii. W dodatku w tym ostatnim przypadku oznacza to, że partie te konkurują nie tylko z partiami antydemokratycznymi, lecz także ze sobą.

Ale, zwłaszcza dla mniejszych partii, problemem może być wybór taktyki koalicyjnej, a w ramach niej wybór odpowiedniego koalicjanta. Problem ten pojawia się, gdy badania preferencji programowych wyborców danej partii i kandydatki na partię koalicyjną wykazują ich rozbieżność. Wówczas zwykła arytmetyka wyborcza może zawieść, gdy preferencje programowe istotnej części tych wyborców mogą być nie do pogodzenia z programem partii ewentualnego koalicjanta i vice versa. W tej sytuacji utworzenie wspólnego programu mogłoby nawet zrodzić niebezpieczeństwo rezygnacji z głosowania w ogóle części wyborców obu tych partii.

W powyższej sytuacji istnieją dwa możliwe ujęcia tej kwestii: pasywne i aktywne. Ujęcia te są pochodną owych dwóch możliwych strategii wyborczych. W ujęciu pasywnym partia nie przystępuje do koalicji, decydując się na działanie w pojedynkę. U podstaw tej decyzji tkwi przekonanie, że preferencje antykoalicyjne jej wyborców są trwałe i w określeniu taktyki koalicyjnej trzeba się do nich dostosować. Na marginesie wspomnę, że ujęcie pasywne jest charakterystyczne dla wielu polskich politologów i socjologów w ich opracowaniach dotyczących tworzenia rozmaitych kombinacji koalicji. Jest to o tyle dziwne, że agitacja jest przecież jedną z najstarszych i najczęściej stosowanych form działalności każdej partii. Ujęcie aktywne natomiast jest bardziej ambitne, ale trudniejsze. W ramach tego ujęcia partie „idą do ludzi” w celu przekonania ich, czyli właśnie agitowania, do głosowania na koalicję partii prodemokratycznych. Byłoby to więc przedsięwzięcie przyjmujące zmienność preferencji koalicyjnych wyborców. W tym przypadku oznaczałoby to likwidację ich awersji na koalicję, a więc przemianę tych preferencji na prokoalicyjne. Jednym z (jak się wydaje nielicznych) zwolenników ujęcia aktywnego jest prof. Radosław Markowski.

Czytaj więcej

Jarosław Myjak: Racja Polski czy racja partii?

Cała jednak trudność w tym ujęciu polega na znalezieniu owych argumentów przekonujących wyborców mniejszych partii do prokoalicyjnej zmiany ich preferencji. Jeśli tym argumentem miałoby być wykazanie konieczności obrony instytucji demokratycznych przed ich wrogiem ze strony partii antydemokratycznych, to mógłby on trafić na podatny grunt, ale w wypadku wyborców, dla których priorytetem jest interes publiczny. Ale gdy są to wyborcy zainteresowani przede wszystkim własną siłą nabywczą i oczekujący od partii obietnicy jej zwiększenia? Dla nich nie istnieje dylemat siła nabywcza czy demokracja.

Wszystko więc w tej kwestii zależy od struktury wyborców pod względem ich stosunku do interesu własnego vs. publicznego, którą tutaj nie będziemy się zajmować. W każdym razie jest oczywiste, że identyfikacja preferencji koalicyjnych elektoratu jest nieporównanie łatwiejsza od diagnozy wrażliwości tego elektoratu na argumenty prokoalicyjne. Może właśnie dlatego mniejsze partie prodemokratyczne, a konkretnie ich liderzy, wykazują niewielką jak dotąd skłonność do tworzenia wspólnego programu w ramach koalicji partii prodemokratycznych, który różniłby się od standardowego programu każdej partii tym, iż zawierałby głównie kwestie reform instytucjonalnych dla obrony demokracji. Do tego może dochodzić jeszcze inny powód, a mianowicie chęć zachowania własnej tożsamości ideowo-programowej danej partii, od której może zależeć utrzymanie pozycji w niej jej dotychczasowych liderów. Działanie w koalicji w sposób naturalny mogłoby tej tożsamości zagrozić, co dla tych liderów stanowiłoby niebezpieczeństwo utraty ich obecnej pozycji w partii. Jeśli by tak było, to oznaczałoby to, że dla nich nie istnieje dylemat pozycja w partii czy demokracja.

Adam Lipowski

Autor jest emerytowanym profesorem INE PAN

Jedną z form aktywności każdej partii są spotkania ich liderów z wyborcami. Spotkania te polegają na rozmowach bądź na przemówieniach. O efektach jednych i drugich dowiadujemy się z badań sondażowych. Wynikałoby z tego, że celem tych spotkań jest poprawa/niepogorszenie notowań danej partii.

Jednakże w przypadku rozmów, w czasie których ma miejsce wymiana zdań między liderami partii a wyborcami, liderzy ci mogą stawiać inne, prawdziwe cele. Wówczas są one ukryte zarówno przed opinią publiczną, jak i samymi wyborcami. Jest to zrozumiałe w odniesieniu do liderów partii ze względu na ich niechęć do ujawniania „kuchni partyjnej”. Ale trudny do zrozumienia jest brak zainteresowania tymi celami analityków sceny politycznej.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Obustronne rozczarowanie Polaków i Ukraińców
Publicystyka
Ireneusz Krzemiński: Rząd stosuje te same zasady przy obsadzaniu stanowisk, co PiS
Publicystyka
Roch Zygmunt: Po co Donaldowi Tuskowi Pałac Prezydencki? Dla dobra rządu
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Szymon Hołownia odda partię Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz. Czy Polska 2050 przetrwa?
Publicystyka
Jerzy Surdykowski: Klęska, zdrada, sukces? Co ma być polską narracją?