Piotr Jendroszczyk: Polityka Berlina jak wahadło, od ściany do ściany

Raz po raz Niemcy dokonują rewolucji w swej polityce. Ostatnio obronnej, co uczyni z nich supermocarstwo europejskie.

Publikacja: 30.03.2022 21:00

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz rozważa stworzenie tarczy antyrakietowej, która miałaby obejmować swym

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz rozważa stworzenie tarczy antyrakietowej, która miałaby obejmować swym zasięgiem także wschodnią część Europy.

Foto: EPA/SEAN GALLUP / POOL

Zaledwie miesiąc upłynął od trzęsienia ziemi w niemieckiej polityce w postaci deklaracji kanclerza Olafa Scholza o zamrożeniu drugiej nitki gazociągu bałtyckiego i całkowitym odwrocie od dotychczasowej polityki wobec Moskwy Władimira Putina.

Od tego czasu z Berlina napływają bardzo konkretne informacje o ambitnych planach uniezależnienia od rosyjskiej nafty i gazu. Mowa jest nawet o embargu na rosyjskie dostawy. Na razie w dyskusjach ekonomistów, ale przeniosą się wkrótce na szczebel polityczny.

Koszty uzbrojenia i armii, do niedawna ważne, nie mają teraz znaczenia

Równocześnie kanclerz Scholz rozważa stworzenie niemieckiej tarczy antyrakietowej, która miałaby obejmować swym zasięgiem także wschodnią część Europy.

Miałby to być niemiecki wkład w obronność kontynentu będący niejako uzupełnieniem francuskiej force de frappe i brytyjskich sił nuklearnych. Koszt izraelskiej tarczy „Arrow 3”, która wchodziłaby w grę, oceniany na 2 mld euro, nie jest żadnym problemem w obliczu nowego gigantycznego budżetu obronnego Niemiec.

To kolejna deklaracja z gatunku zmian tektonicznych w niemieckiej polityce bezpieczeństwa, która nie uwzględniała zagrożeń płynących ze Wschodu.

W dodatku szefowa resortu obrony Christine Lambrecht, proponuje partnerom w UE , że jednostki Bundeswehry mogłyby stanowić trzon powstających unijnych sił szybkiego reagowania w 2025 roku, czyli koncepcji o nazwie Kompas Strategiczny.

Czytaj więcej

Nie ma widoków na koniec wojny. Nadzieja na pokój trwała kilka godzin

Koszty, dawniej ważne, nie mają już dzisiaj dla Berlina żadnego znaczenia. Już w kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji kanclerz Scholz ogłosił o utworzeniu specjalnego, opiewającego na 100 mld euro (ok. 112 mld dol.), funduszu obronnego plus zwiększeniu do 2 proc. PKB wydatków na obronę. Oznacza to, że budżet wojskowy wynosić ma 80 mld dol. rocznie, o kilkadziesiąt miliardów więcej niż Francji czy Wielkiej Brytanii, od których do tej pory niewiele się różnił. Będzie też znacznie większy od oficjalnych wydatków wojskowych Federacji Rosyjskiej. Niemcy staną się więc wkrótce nie tylko największym mocarstwem ekonomicznym, ale największą, nowoczesną potęgą wojskową na kontynencie z flotyllą F-35, doskonałymi czołgami własnej produkcji i zagranicznymi systemami rakietowymi, nie mówiąc już o dostępie do broni nuklearnej w ramach strategii nuclear sharing.

Jeszcze do niedawna panowało przekonanie, że wyposażenie Bundeswehry w drony bojowe byłoby sprzeczne z etyką wojny. Obecnie jest zgoda, że mogą być użyte jedynie w celach obronnych.

Niewiele ponad dekadą temu prezydent RFN Horst Köhler powiedział, że Niemcy jako kraj zależny od handlowych kontaktów zagranicznych powinny być gotowe w sytuacjach wyjątkowych do „działań wojskowych w celu obrony naszych interesów”, np. w celu zabezpieczenia szlaków morskich. Natychmiast spadła na niego lawina oburzenia, protestów i insynuacji, że przygotowuje Niemcy do wojny. Nie widział innego wyjścia, jak podać się do dymisji.

Od 24 lutego tego roku Niemcy są już inne. Główne siły polityczne stoją murem za pomysłem gwałtownego dozbrojenia Bundeswehry. Jest to dzieło Władimira Putina, który przywrócił niemieckim politykom zdolność analizy w miejsce myślenia życzeniowego. Pytanie, czy jest to przemiana nieodwracalna i jaka jest w niej doza zdrowego rozsądku, a jaka emocji wywołanej rosyjską agresją.

Czy nie jest tak jak ze słynnym zwrotem Angeli Merkel, która z dnia na dzień, pod wpływem emocji wywołanych tragedią w Fukuszimie, nie licząc się z realiami ekonomicznymi, podjęła decyzję o rezygnacji z energii atomowej. Ale wtedy grunt pod taką decyzję był już przygotowany przez niezwykle aktywne ruchy społeczne i partię Zielonych.

Czytaj więcej

Wojna o cerkwie z wojną w tle. W Ukrainie przestają modlić się za patriarchę Cyryla

Tak czy owak widać, że niemiecka polityka działa na zasadzie wahadła. Na ogół Niemcy działały według sprawdzonego schematu: na początku długa faza rozważań, potem równie długi rozbieg, a dopiero potem konsekwentne i skuteczne działanie. Schemat ten, zdefiniowany jako niemiecki strach, odchodzi w przeszłość wraz z rewolucją w Ostpolitik i systemie obronności.

Henry Kissinger napisał kilka lat temu, że Niemcy w swej historii zawsze były albo za słabe, albo za silne. Chodziło o perspektywy trwałego pokoju w Europie. W dobie nowej zimnej wojny silne Niemcy są Europie potrzebne. Rzecz w tym, aby przechył nie okazał się zbyt mocny.

Zaledwie miesiąc upłynął od trzęsienia ziemi w niemieckiej polityce w postaci deklaracji kanclerza Olafa Scholza o zamrożeniu drugiej nitki gazociągu bałtyckiego i całkowitym odwrocie od dotychczasowej polityki wobec Moskwy Władimira Putina.

Od tego czasu z Berlina napływają bardzo konkretne informacje o ambitnych planach uniezależnienia od rosyjskiej nafty i gazu. Mowa jest nawet o embargu na rosyjskie dostawy. Na razie w dyskusjach ekonomistów, ale przeniosą się wkrótce na szczebel polityczny.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki
Publicystyka
Brodzińska-Mirowska: Platformo, nim wybierzesz kandydata, sprawdź najpierw pogodę
Publicystyka
Michał Laszczkowski: Największym niszczycielem zabytków jest polskie państwo
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Europa nie jest gotowa na Donalda Trumpa