AfD jest drugą po CDU/CSU siłą polityczną i główną partią opozycji. Po sromotnej porażce SPD jest w rozsypce, ale ma szanse na współrządzenie krajem. Zieloni stracili impet w sytuacji, gdy ich program klimatyczny zszedł na dalszy plan, a postkomuniści z Die Linke (Lewica) wzmocnili się po rozłamie, podczas gdy liberałowie z FDP wypadli z Bundestagu, nie po raz pierwszy.
Niewiele brakowało, a w Bundestagu byłoby sześć partii, co nie dałoby CDU/CSU i SPD większości mandatów i potrzebna byłaby trójczłonowa koalicja
W sumie zmiany te nie zagrażają stabilności Niemiec ani przyszłych władz federalnych. Zadecydowało o tym zaledwie 14 tys. głosów, których zabrakło lewicowym populistom z Sojuszu Sahry Wagenknecht (BSW) do przekroczenia progu wyborczego. Gdyby weszli do Bundestagu, to 630 mandatów musiałoby zostać rozdzielonych pomiędzy 6 a nie 5 ugrupowań politycznych.
Czytaj więcej
Bezsprzecznym zwycięzcą niedzielnych wyborów do Bundestagu są partie chadeckie CDU/CSU zdobywające w badaniach exit poll 28,4 proc. głosów.
W takiej sytuacji CDU/CSU oraz SPD nie dysponowałaby większością w parlamencie i przyszły rząd musiałby składać się z trzech ugrupowań. Po raz pierwszy na czele takiego rządu stał Olaf Scholz, co jak wiadomo, zakończyło się przedterminowymi wyborami.
Teraz ma być inaczej. Po czterech latach w opozycji do władzy powracają partie chadeckie CDU/CSU z Friedrichem Merzem na czele jako przyszłym kanclerzem. Biorąc po uwagę podział sił w Bundestagu, nie ma on w zasadzie innego wyjścia jak złożenie oferty koalicyjnej SPD. Arytmetyczną alternatywą byłaby AfD, lecz w obecnej sytuacji jest to politycznie niemożliwe.