Jacek Dąbała: Deformacje politycznej wolności

Liberalizm potrzebuje racjonalności i rozsądku, a nie efektownego mazgajstwa - pisze medioznawca.

Publikacja: 30.12.2021 21:00

Jacek Dąbała: Deformacje politycznej wolności

Foto: mat.pras.

Można powiedzieć, że głupota człowieka ujawnia się od tysięcy lat w jego skłonności do autodestrukcji. Na szczycie tej głupoty znajduje się stosunek do wolności. Niby każdy pragnie tej wolności, nie lubi niewoli i ślepego posłuszeństwa, ale gdy przychodzi do konkretów, to robi wszystko wbrew swojej wolności i zdrowemu rozsądkowi. Niektórzy mówią o kimś takim kolokwialnie i efektownie, że ma „zryty beret”. Nagle okazuje się, że coś tak oczywistego jak wolność – a w mediach widać to jak na dłoni – nie mieści się w głowach większości ludzi. Po prostu są na tę wolność za głupi i trzeba to jasno stwierdzić, bo to widać.

Pośród wielu systemów politycznych, od monarchii i dyktatur aż do demokracji, najtrudniej człowiek dojrzewa do liberalizmu, a wiec ustroju państwa, w którym wolność jest wartością nadrzędną. To od wolności mądrze pojmowanej zaczyna się wszystko inne. Także pewność, że nie ma wolności idealnej. Niezrozumienie „nadrzędności wolności” wygląda tak – aby bardziej zobrazować temat – jakby ktoś nie mógł zauważyć, że jako człowiek jest istotą biologiczną ze wszystkimi potrzebami fizjologicznymi, jakby się sprzeciwiał własnej wrodzonej naturze z uporem nieznośnego bachora.

O autorze

Prof. Jacek Dąbała jest medioznawcą z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie

Podstawy wrogości

Terminem „liberalizm” większość posługuje się albo przesadnie afirmująco, optymistycznie i bezkrytycznie, albo wrogo i nienawistnie, co znajduje wyraz chociażby w niemalże sztandarowym krytycznym nazywaniu liberałów „lewakami”. I właśnie m.in. to pejoratywne określenie sygnalizuje, że liberalizm – tak naturalny, wydawałoby się, dla każdej jednostki – łatwo się deformuje, napotykając wtedy opór i wrogość.

Fundamentem takich postaw są: brak krytycyzmu i wnikliwej znajomości problemu, słaby umysł zbyt wielu ludzi, rozczarowanie, prymitywne efekciarstwo, kompleksy, powierzchowność, naiwność, strach, prostacka interesowność, cyniczna kariera lub zwykłe zagubienie. Zatem lekcja pierwsza dla wrogów liberalizmu powinna zaczynać się od słów: w liberalizmie nie wszystko wolno, bo liberalizm nie oznacza anarchii. A tak właśnie brzmią zarzuty przeciwko ustrojowej wolności obywatelskiej, powtarzanie, że liberalizm jest zły, bo nie ma żadnych granic. Powodem tych zarzutów są rozmaite deformacje liberalizmu, w istocie możliwe do szybkiego naprawienia, które w słabych umysłach urastają do rangi manii prześladowczej, aktualnie najchętniej wyrażanej na portalach społecznościowych.

Czytaj więcej

Konrad Szołajski: Granice kompromisu

Liberalizm nie zdołał wyjaśnić swoim przeciwnikom i krytycznym zwolennikom, że taka koncepcja państwa akceptuje m.in. odmienne style życia, w tym najbardziej przeciwległe, czyli również konserwatywne. Pod jednym warunkiem – style wrogie liberalizmowi nie wtrącają się w życie innych obywateli, nie atakują ich i nie niszczą ich wolności. Doceniają, że mogą się rozwijać we własnym gronie w wolnym światopoglądowo kraju, szanując liberalizm, czyli swojego politycznego dobrodzieja. Po prostu w zdrowym liberalizmie możesz być – upraszczając – konserwatystą, ale nie masz prawa narzucać swoich poglądów. Myślisz, czujesz i działasz wśród swoich tak jak lubisz, ale tylko z tymi, którzy tego chcą. Liberalizm z zasady obejmuje i akceptuje w państwie wszystkie poglądy, w tym oczywiście skrajnie odmienne. Są one jedną z części wolności, która powinna być komplementarną społeczną całością i jako taka składać się z wielości różnic zdań. W liberalizmie spaja te różnice tolerancja. Tak jak tobie może się nie podobać czyjeś zdanie, tak samo komuś innemu twoje. Możecie co najwyżej o tym dyskutować. Wszystko, co prawnie wykracza poza dyskusję, czyli niszczy liberalizm apodyktycznym wprowadzaniem własnych ograniczonych poglądów, niszczy dobrostan społeczny, stwarza wojny, zamieszki, nienawiść, lęki, biedę i nierówności.

Bandytyzm polityczny

Określenie to jednoznacznie wyjaśnia głupotę polityczną, która tkwi zarówno po stronie wrogów liberalizmu, jak i jego krytycznych zwolenników. To przez tę właśnie głupotę, wyrażaną niestety częściowo już w poglądach twórców teorii liberalnych, rozumienie demokratycznych wolności obywatelskich deformuje się od wielu lat. Wybrane synonimy słowa „bandytyzm” jasno informują, z jakimi postawami politycznymi mamy tu do czynienia: z agresją, oszustwem, bezprawiem, przestępstwem, niszczycielstwem, niesprawiedliwością, tyranią i złodziejstwem. Bandytyzm polityczny jest szczególnie niebezpieczny w państwach demokratycznych, sprawia, że dochodzi tam do wewnętrznych walk partyjnych i rozkwitu propagandy, ogłupiającej, skłócającej i dzielącej ludzi. W sumie osłabiającej państwo, naród i poczucie jedności. Coś tak oczywistego jak wolność ustrojowa, w której znajdują swoje miejsce także obywatele wrodzy innym poglądom, nie potrafi się w pełni obronić przed bandytyzmem politycznym. Ogłupieni wyborcy nie widzą chamstwa i bezsensu własnej agresji, przestępstwa we wtrącaniu się w poglądy innych ludzi, bezprawia w zmuszaniu ich do konkretnych zachowań, oszustwa w nadinterpretowaniu konstytucji czy tyranii we wprowadzaniu autorytarnych przepisów, gwałcących integralność psychofizyczną jednostki, np. kobiet. Takie postawy deformują zdrowy liberalizm i niszczą też jego wrogów, głównie konserwatyzm, bo burzą spokój społeczny, stabilną komplementarność niepoliczalnych różnic między ludźmi.

Kłopot ze zrozumieniem liberalizmu dobrze ilustruje podział na liberalizm konserwatywny i konserwatyzm liberalny. Wystarczy zrobić prostą sondę uliczną, aby przekonać się, że większość zapytanych nie będzie miała pojęcia, o czym jest mowa. Co oczywiście nie oznacza, że liberalizmu nie będą krytykować lub chwalić. No i oddawać swój głos w wyborach jako świadomy obywatel. W liberalnej demokracji, mówiąc kolokwialnie, głos zindoktrynowanego ciemniaka, sekciarza i łobuza, nazywającego się patriotą, jest tyle samo wart, co człowieka inteligentnego i tolerancyjnego, który po prostu jest patriotą. Dodajmy, że prawdziwy patriota nie musi tego podkreślać – co jest śmieszne i niedojrzałe – na każdym kroku. Taka sytuacja pozwala politykom i niektórym publicystom manipulować poglądami wyborców, wykorzystując różne efektowne hasła. W konsekwencji ludzie poprzez media idą na ideową wojnę, której nie rozumieją. Wystarczy, że czują się cudownie oszołomieni emocjonalnie i gotowi oddać nawet życie za własną głupotę, którą nazywają poglądami lub wiarą.

Dwie drogi deformowania

Pierwszym sygnałem głupoty, wynikającej ze sformatowania umysłu, jest niezdolność polityków i obywateli po obu stronach barykady do oceny rzeczywistości całościowo i z dystansem. To powód większości deformacji liberalizmu w jego wnętrzu i wśród przeciwników. Nieistotne szczegóły urastają do rangi ważnych, przesłaniając istotę rzeczy. One zaczynają decydować o widzeniu państwa, prawa, religii, międzynarodowych uwarunkowań, edukacji, ekonomii, zarządzania i przede wszystkim wolności – swoistego parasola dla dobrostanu każdego racjonalnie myślącego człowieka.

Liberałowie deformują liberalizm kilkoma prostymi błędami:

  1. Proponując zbyt łagodny sposób karania przestępców, co w odczuciu przeciętnego człowieka jest głupie, skorumpowane, niesprawiedliwe, bezrozumne i szkodliwe.
  2. Nie dając wykonawczych systemowych zabezpieczeń demokracji, przez co konstytucje nie mogą wyegzekwować łamania prawa (natychmiast uwięzić winnych), gdy w wyniku wyborów znajdzie się ona w rękach politycznych bandytów.
  3. Nie stwarzając granic podatkowych dla miliarderów, tzw. ekonomicznego sufitu, co rodzi poczucie krzywdy, skorumpowania, niesprawiedliwości, wyzysku, bezkarności i wrażenia spisku dziejowego, ochrony interesów „przebogaconych” egoistów.
  4. Nie zajmując się, z odczuwalnym zaangażowaniem, życiem najbiedniejszych, starych i niewykształconych w duchu dostarczania im „chleba i igrzysk”, przez co ta większościowa w każdym kraju grupa wyborców łatwo daje się emocjonalnie zmanipulować politycznym bandytom.
  5. Nie dowartościowując tożsamości narodowej i religijnej tzw. mas, co niewiele politycznie kosztuje, za to edukuje i kształci dojrzałość obywatelską, konsekwentnie uświadamia sens nadrzędności państwa świeckiego nad religijnym i nie rodzi poczucia wykluczenia.
  6. Nie racjonalizując problemów migracji, czyli otwierając pod idealistycznymi hasłami granice i naruszając spokój i poczucie bezpieczeństwa własnych obywateli, co odbierane jest jako słabość i histeria liberalizmu.
  7. Przerysowując tolerancję (nie mylić z personalistycznym szacunkiem do drugiej osoby) dla wyraźnie nazbyt ostentacyjnych publicznych zachowań rozmaitych mniejszości, co większość społeczeństw demokratycznych odczuwa jako zmuszanie do maskowania swoich naturalnych poglądów, brak rozsądku i zamykanie obywatelom ust językiem politycznej poprawności.
  8. Nie afirmując dostatecznie jasno – ze względu na bezpieczeństwo wszystkich obywateli – takich samych praw do wyboru (bez krytykowania takiego wyboru) stylu życia indywidualnego lub rodzinnego, tradycyjnego, ze wskazaniem na społeczną i polityczną konieczność działania przede wszystkim wspólnotowego, co oznacza w tym wypadku racjonalne samoograniczenie ewentualnych nadmiernych preferencji wolnościowych.

Czytaj więcej

Jerzy Surdykowski: Dzieciństwo wojny

Liberalizm deformuje się, zagraża sam sobie, gdy traci kontakt z rzeczywistością. Wystarczy, że zrobi o jeden krok za daleko i rodzi się polityczny bandytyzm. Gdyby było inaczej, człowiek od dawna czułby się wolny, a rozsądek i racjonalizm byłyby gwarantem optymalnej demokracji. Ich brak deformuje liberalizm w ramach liberalizmu oraz w postrzeganiu go przez wrogów. Gdzieś w tle jako kolejni winowajcy rysują się zaślepienie efektownymi ideami i naiwny idealizm.

Przecenianie własnego rozumu

Politycy – co widać w zarządzaniu państwami i światem – na ogół nie są osobami o wysokim intelekcie. Tylko bardzo nieliczni wyrastają ponad poziom. Do większości bardziej pasuje bezczelność, chamstwo, zaradność, cwaność, ambicja, pazerność, spryt, brak zasad, nieufność, cynizm, pycha, hipokryzja, interesowność, prostactwo i brak wyobraźni. To m.in. sprawia, że znajdują się na samym dole wyników badań zaufania społecznego, są w pewnym sensie jak zaraza, której nie można się pozbyć. To dlatego liberalizm stale balansuje między ślepą akceptacją a dyletanckim odrzuceniem. Tak jakby nie było środka, rozsądku, rozumowania, logiki czy oczywistych faktów.

Przecenianie własnego rozumu odbija się na ustawicznym wymyślaniu rozmaitych akcji narodowych lub międzynarodowych, w których pojawiają się tysiące gładkich obietnic, porozumień, planów i sojuszy bez pokrycia. Politycy tak bardzo wierzą w swój rozum, że zapominają o słuchaniu specjalistów, ludzi kompetentnych i znacznie mądrzejszych w określonych dziedzinach. Nawet na politycznych zjazdach główną rolę grają przywódcy, a nie głosy ekspertów. To wtedy wyraźnie widać, jak bardzo politycy nie rozumieją ograniczeń swojego umysłu, nie dostrzegają banału i wtórności wypowiadanych przez siebie treści lub jak są cyniczni. Gdyby zadać sobie trud i zbadać tylko banalność w wypowiedziach rządzących, pokazać palcem miałkość, naśladownictwo, efekciarstwo czy pustosłowie w ich poglądach, gdyby dziennikarze – sami za często zindoktrynowani politycznie i przez to nieprofesjonalni – omawiali i pokazywali to non stop, wtedy byłaby szansa, że wyborcy wybieraliby mądrzej, a świat byłby lepszy. Reasumując: liberalizm potrzebuje racjonalności i rozsądku, a nie efektownego mazgajstwa. Wtedy demokratyczna większość powinna go zaakceptować, bo po prostu jest najbezpieczniejszym wyborem ustrojowym.

Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donald Trump czystkami w Strefie Gazy funduje Amerykanom nowy Afganistan
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Publicystyka
Unijna komisarz ds. środowiska: Woda nie jest już dobrem oczywistym
Publicystyka
Andrzej Dybczyński: Polskiej nauce potrzeba nie reformy, lecz reformacji
Publicystyka
Europa nie jest „kontynentem ludzi naiwnych” – apel aktywistki do Donalda Tuska
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jerzy Owsiak kontra Telewizja Republika