Kościół w naszym kraju ma wiele wad, szczególnie w sferze personalnej. A ponieważ podobnie jak w przypadku piłki nożnej, każdy Polak jest w tej sferze ekspertem, nie możemy narzekać na brak krytyki - często zasłużonej- kościelnych hierarchów. I nie byłoby w tym nic złego, bo w końcu krytyka często działa konstruktywnie, gdyby nie fakt, że duża grupa z nich nie ma pojęcia o tym, o czym mówi. A nawet jeśli jakieś pojęcie ma, to czyni to w "odrobinę" przesadzony sposób. Myślę, że do tej grupy spokojnie można zakwalifikować Ewę Wojdyłło-Osiatyńską, psycholog i terapeutę uzależnień, która udzieliła "Gazecie Wyborczej" wywiadu na gorący (od ponad trzech tygodni!) temat sporu ks. Lemańskiego z abp. Hoserem. Już sam lead wywiadu mówi nam, że pani Wojdyłło raczej nie interesują subtelności i niuanse:
Gdyby nie tacy księża Lemańscy, to inkwizycję mielibyśmy do dziś, czarownice palilibyśmy na stosie, a Galileusz nie zostałby zrehabilitowany.
- czytamy. Dalsza część wywiadu potwierdza, że pani doktor nie ma problemu z używaniem komicznie w tym kontekście mocnych słów. Bez żenady wypowiada np. takie diagnozy:
Jaka jest ludzka natura konfliktu pomiędzy arcybiskupem Henrykiem Hoserem a ks. Wojciechem Lemańskim?
Ewa Woydyłło-Osiatyńska: - Poza kontekstem Kościoła użylibyśmy takich pojęć jak "mobbing", "władza totalitarna". (...) Dobrym pojęciem byłoby nawet "sekta". Chodzi o instytucję czy organizację, która będąc częścią większej całości, na swoim obszarze kieruje się własną etyką i regułami. Nie funkcjonują w niej dobre praktyki zewnętrzne, wypracowane przez cywilizację i obyczaj.