Piątkowa decyzja polskiej prokuratury dotycząca śledztwa smoleńskiego niesie ze sobą duży ładunek polityczny – i na krajowej scenie, i w relacjach z Rosją. Prokuratura na podstawie ekspertyzy zespołu biegłych za bezpośrednią przyczynę katastrofy uznała „niewłaściwe działanie załogi, polegające na zniżaniu samolotu przez dowódcę statku powietrznego poniżej własnych warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia na drugie zajście". A zatem uważa, że głównymi odpowiedzialnymi za katastrofę są piloci. Prokuratorzy wojskowi poszli w tej kwestii znacznie dalej niż rządowa komisja badająca katastrofę, kierowana przez szefa MSWiA Jerzego Millera.
Było pewne, że takie decyzje prokuratury wywołają ostrą reakcję PiS, bo ta partia konsekwentnie sprzeciwia się obciążaniu pilotów odpowiedzialnością za katastrofę. To było ryzyko dla kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy, w której Smoleńsk był tematem tabu. Duda unika wypowiedzi na temat okoliczności katastrofy, bo wie, że mogłyby one doprowadzić do polaryzacji wśród wyborców, na której skorzysta prezydent Bronisław Komorowski.