Komisarz UE ds. obronności: Donald Trump popełnił błąd w sprawie Ukrainy

Na widok tego, co się dzieje w Stanach, musimy zachować zimną krew w nadziei, że wrócimy do dotychczasowej współpracy – mówi komisarz ds. obrony UE Andrius Kubilius. – Ale musimy też szykować się na każdą ewentualność. Nie tylko, gdy idzie o obronę Ukrainy, ale o obronę samej Europy – dodaje.

Publikacja: 07.04.2025 04:30

Komisarz UE ds. obronności: Donald Trump popełnił błąd w sprawie Ukrainy

Foto: PAP/ Albert Zawada

Radosław Sikorski nie chciał być pierwszym komisarzem Unii ds. obrony w obawie, że ta funkcja będzie znaczyć niewiele. To był błąd? 

Na początku też zastanawiałem się, jaki właściwie przypadnie mi zakres zadań. Ale bardzo szybko pojawiły się doniesienia niemieckiego czy duńskiego wywiadu, że Rosja będzie w ciągu kilku lat gotowa zaatakować europejskich aliantów z NATO. Okazało się, że zagrożenie jest bardzo realne. Zostałem więc zobowiązany do opracowania programu przygotowania Unii na takie zagrożenia przed 2030 rokiem. To jest właśnie przedmiot Białej Księgi Komisji Europejskiej. Od początku było dla nas jasne, że naszym zamiarem nie jest konkurowanie z NATO. To sojusz musi planować działania wojskowe, określać, jakie uzbrojenie jest konieczne do ich realizacji. My mamy natomiast NATO w takich przygotowaniach wesprzeć. Ułatwić państwom Unii rozwój przemysłu obronnego oraz mobilizację środków finansowych. Ale w trakcie mojego przesłuchania w Parlamencie Europejskim bardzo jasne stało się drugie wyzwanie dla unijnego bezpieczeństwo, którego perspektywa czasowa jest dłuższa. To wzrost potęgi wojskowej Chin, który powoduje, że Ameryka będzie stopniowo koncentrowała się w coraz większym stopniu na Azji, na Pacyfiku i ograniczała swoje zaangażowanie w bezpieczeństwo europejskie. Nie możemy mieć o to pretensji do Stanów Zjednoczonych. Ten proces nie powinien być jednak chaotyczny, dyktowany emocjami, a strategicznie i skrupulatnie przygotowany. Inaczej wykorzysta to Rosja. Musimy więc ustalić z Waszyngtonem podział zadań i okres, w jakim do takiego docelowego modelu należy dążyć.

Unia ma być gotowa na atak Rosji do 2030 roku. Tylko czy Władimir Putin będzie tyle czekał? We wrześniu zostaną przeprowadzone na terytorium Białorusi wielkie rosyjsko-białoruskie manewry Zapad (Zachód). Czy wyklucza pan, że Kreml z tego nie skorzysta, aby zaatakować sąsiednie kraje bałtyckie, przetestować wiarygodność NATO? 

Nie da się niczego wykluczyć. Problem jest jednak inny: do jakiego stopnia możemy realistycznie przyspieszyć nasze przygotowania? Dziś Rosja produkuje w ciągu trzech miesięcy więcej uzbrojenia niż wszystkie kraje NATO łącznie ze Stanami Zjednoczonymi w ciągu roku! Mamy więc ogromne zaległości, których nie da się jak za dotknięciem magicznej różdżki natychmiast nadrobić.

Jak duże środki zostaną na to uwolnione?

Budżet Unii w dużej większości zależy od wysokości wpłat krajów członkowskich. Staramy się jednak ułatwić pozyskanie dodatkowych pieniędzy. Zaproponowaliśmy uruchomienie korzystnych pożyczek opartych na gwarancjach budżetu europejskiego o wartości 150 mld euro, zaciągniętych przez samą Komisję Europejską. Ten projekt rozporządzenia powinien być ostatecznie zatwierdzony najprawdopodobniej w maju, wtedy środki powinny być do dyspozycji pół roku później, po przejściu wszystkich procedur. Poza tym poluzowaliśmy zasady wynikające z paktu stabilności i wzrostu i użycie tzw. escape clause w taki sposób, aby państwa Unii mogły dodatkowo przeznaczyć na obronę 650 mld euro w ciągu nadchodzących czterech lat. 

x

Czytaj więcej

„Pokochać Rosję i znienawidzić Ukrainę”. Jak Putin na nowo „programuje” ukraińską młodzież

Te 800 mld euro to jednak środki teoretyczne, potencjalne. Bo przecież kraje UE nie muszą ani sięgnąć po te preferencyjne kredyty, ani wykorzystać dodatkowego marginesu fiskalnego na inwestycje w obronę. 

W minionym roku europejscy alianci NATO wydali średnio 1,9 proc. PKB na obronę. Na czerwcowym szczycie sojuszu w Hadze powinna zapaść decyzja o zwiększeniu tego wskaźnika do 3 proc., a może nawet 3,5 proc. PKB. Jeśli chodzi o europejskich sojuszników NATO, to przekłada się na 600 mld euro wydatków rocznie. A więc w ciągu wspomnianych czterech lat 2,4 bln euro, z czego około jedna trzecia jest przeznaczona na zakup nowego uzbrojenia. Oznacza to, że te 800 mld euro mogą być rzeczywistymi środkami na inwestycje w broń, amunicję.

Czy jednak taka perspektywa nie spowoduje, że Putin uzna, iż czas przestaje działać na jego korzyść i lepiej uderzyć teraz, niż czekać, aż Europa będzie gotowa? Taka była logika Hitlera, gdy zaatakował Francję w 1940 roku i Związek Radziecki rok później. 

Wniosek, jaki mógłby z tego płynąć, to jeszcze większe przyspieszenie programu europejskich zbrojeń. Tylko znowu: apeluję o realizm. Gdyż tu nie chodzi tylko o uruchomienie funduszy. One muszą też zostać wykorzystane. A możliwości rozwoju przemysłu zbrojeniowego nie są nieograniczone. To może następować tylko stopniowo.

Czytaj więcej

Wojna na Ukrainie: Rosjanie nacierają na obwód sumski

Kraje bałtyckie, które pan, były dwukrotny premier Litwy, zna znakomicie, są szczególnie zagrożone atakiem ze strony Rosji. Da się je obronić? 

Byli naczelni dowódcy NATO w Europie, amerykańscy generałowie Philip Breedlove i Bernard Rogers, opublikowali raport, z którego wynika, że kraje bałtyckie muszą być zdolne do obrony własnymi siłami przez dziesięć dni, zanim nadejdzie odsiecz. Dlatego tak ważne są dodatkowe inwestycje, dodatkowe siły. 

Wszystko pod warunkiem, że Polska, w tym przypadku kluczowy sojusznik, faktycznie przyjdzie krajom bałtyckim z pomocą…

Przyjdzie.

Żywe są obawy, że Donald Trump pójdzie na daleko idące ustępstwa wobec Moskwy. Mówiąc krótko: złoży Ukrainę na ołtarzu porozumienia z Kremlem. Europa będzie zdolna samodzielnie wspierać Ukraińców, aby zachowali swoją suwerenność? 

Bardzo trudno jest rozpoznać, co w Waszyngtonie zostałoby uznane za sukces w rokowaniach z Putinem. Ani jaką strategię obrali Amerykanie. Czy chcą rozmiękczyć Moskwę, pokazując, że są tak dobrzy dla Rosji? Nie wiem. Widzę natomiast, że Kreml stara się trollować te rozmowy, wysuwając tak dziwne pomysły, jak poddanie Ukrainy pod zarząd ONZ. Ja pozostaję przywiązany do formuły pokoju poprzez siłę. A więc maksymalnego przygotowania Ukrainy do obrony przed przystąpieniem do rokowań z Rosją. Trump odwrócił tę sekwencję. Uważam to za błąd. Jak zbudować tę siłę przed przystąpieniem do rokowań z Putinem? Od Ukraińców nie możemy wymagać więcej: dają z siebie wszystko. Chodzi więc o wsparcie zewnętrzne Kijowa. W ciągu trzech lat wojny Unia przekazała Ukrainie 140 mld euro, z czego 50 mld w postaci uzbrojenia. Jeśli do tego dodamy pomoc Wielkiej Brytanii i Norwegii, dochodzimy w tym ostatnim przypadku do 60 mld euro. To jest mniej więcej tyle samo, ile przekazali w tym czasie Amerykanie. Oznacza to około 20 mld euro rocznie dla Europy, a więc jakieś 0,1 proc. PKB. Nie jest to więc wielkość, której nie da się podwyższyć. Ale to jest możliwe pod warunkiem, że będzie po temu wola polityczna. Taką jednak widzimy: w szczególności Francja i Wielka Brytania organizują spotkania, które mają koordynować wsparcie Europy dla Ukrainy. Niemcy po raz pierwszy uwalniają wielkie środki na obronę. Aktywna jest również Polska. W całej Europie panuje głębokie przekonanie, że Ukraina stanowi kluczowy element naszej obrony. Jeśli ona padnie, zagrożenie ze strony Rosji będzie dla nas niepomiernie większe. 

Idea europejskiej misji pokojowej w Ukrainie wciąż jest na stole?

Jak najbardziej. Uczestniczyłem w spotkaniach ministrów Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Polski z udziałem generałów, na których omawiano tę inicjatywę w wielkich szczegółach. 

Mimo ogromnych przecież nakładów na naszą armię Donald Tusk oficjalnie wyklucza jednak udział polskich żołnierzy w takiej operacji. Nie było to dla pana zaskakujące?

Wiele rzeczy stopniowo się poukłada. Będzie też wiele sposobów na gwarantowanie ukraińskiej suwerenności. Jednym z nich jest europejska misja pokojowa, ale innym, zapewne najważniejszym, jest wsparcie ukraińskiej armii, gdzie Polska ma swój znaczący wkład.

Na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych NATO w czwartek szukano zapewnienia ze strony sekretarz stanu Marca Rubia, że Ameryka nie wyjdzie z sojuszu. To daje pojęcie, jak bardzo wzrosła w Europie nieufność do Ameryki. 

Bardzo trudno jest rozpoznać, co w Waszyngtonie zostałoby uznane za sukces w rokowaniach z Putinem.

Andrius Kubilius

Mamy naprzeciwko siebie oś państw autorytarnych: Rosji, Chin, Iranu, Korei Północnej. W takiej chwili byłoby fatalnie, gdyby obóz demokracji się rozpadł. Na widok tego, co się dzieje w Waszyngtonie, powinniśmy zachować spokój, zimną krew w nadziei, że wrócimy do dotychczasowej formuły współpracy. Ale musimy też szykować się na każdą ewentualność. Nie tylko gdy idzie o obronę Ukrainy, ale o obronę samej Europy.

W Europie rozgorzała dyskusja w sprawie tego, co należy zrobić, jeśli Ameryka zwinie parasol atomowy. Premier Tusk sugeruje, że należałoby się zastanowić nad tym, czy Polska powinna sama dysponować podobnym uzbrojeniem. Podobna dyskusja trwa w Niemczech. Emmanuel Macron zaproponował z kolei objęcie francuskimi gwarancjami atomowymi resztę Unii. 

Amerykanie mówią bardzo jasno, że utrzymują nad Europą parasol atomowy, a Europejczycy powinni zadbać o obronę konwencjonalną. Ale oczywiście w Brukseli zdajemy sobie sprawę z dyskusji, które się toczą w tej sprawie w krajach Unii. Niektórzy eksperci doradzali nam, aby w Białej Księdze zawrzeć również kwestie broni jądrowej. Uznaliśmy jednak, że lepiej skoncentrować się w niej teraz na tym, co najpilniejsze, czyli nadrobieniu zaległości w uzbrojeniu konwencjonalnym. Na następnych etapach przejdziemy do innych kwestii. 

Nie wszystkie kraje zdają się jednak rozumieć powagę chwili. Hiszpania w ubiegłym roku wciąż wydawała na obronę ledwie 1,2 proc. PKB.

Hiszpania budzi się z tego letargu, o czym przekonałem się niedawno w Madrycie. Obronność jest oparta na zasadzie solidarności, która ma swoje silne korzenie w Polsce. Jest oparta na zasadzie kolektywnej obrony. Ale gdy mowa o solidarności, nie możemy też zapomnieć, jak kraje Europy Środkowej i Północnej reagowały na kryzys migracyjny 2015 roku, kiedy setki tysięcy osób docierały do hiszpańskich czy włoskich wybrzeży. Nie mieliśmy w pełni tej wrażliwości, dopóki Łukaszenko nie zaczął wykorzystywać nielegalnej migracji jako broni przeciw Polsce czy Litwie. 

Gdy uderzył covid, Unia zdołała zmobilizować 750 mld euro dzięki emisji przez Komisję Europejską wspólnego długu. Dziś Bruksela proponuje ledwie 150 mld euro tanich kredytów. Pandemia była groźniejsza od Putina?

Gdy zaczęliśmy omawiać nowy wieloletni budżet Unii na lata 2028–2034, okazało się, że aż jedną piątą jego środków pochłonie spłata zobowiązań zaciągniętych na Fundusz Odbudowy. Trzeba więc będzie to pokryć kosztem innych wydatków. Zaciągnięcie nowych zobowiązań nie jest więc łatwe. Oczywiście trzeba by zwiększyć wielkość samego budżetu Unii (dziś nieco ponad 1 proc. DNB UE – red.). Jednak są kraje członkowskie, które nie chcą płacić większej składki do Brukseli czy płacić większych podatków. 

Jednocześnie jednak poszczególne kraje Unii uwalniają ogromne środki na obronę. Jednym z przykładów są Niemcy. Każde państwo robi to jednak na własną rękę, nie w skali Unii. Czy za tym nie kryje się brak wzajemnego zaufania między krajami Wspólnoty?

To są wielowymiarowe procesy. Przypominam sobie natomiast rozmowę z byłym premierem Włoch Enrikiem Lettą, dziś dyrektorem paryskiego Instytutu Jacques’a Delorsa. Zwracał uwagę na potencjał ranków kapitałowych, w tym między innymi oszczędności mieszkańców Unii. To 33 bln euro! Ale inaczej niż w Stanach, środki te nie są w pełni wykorzystane, ponieważ brakuje nam wspólnego rynku kapitałowego, który pozwoliłby na znacznie skuteczniejsze finansowanie odbudowy naszych sił zbrojnych oraz wielu innych istotnych priorytetów. Nie wszystko musi być zrealizowane ze środków publicznych.

Czytaj więcej

"Der Spiegel": Donald Trump najwyraźniej traci cierpliwość do Putina

Krajem, który permanentnie blokuje wsparcie dla Ukrainy i ukaranie Rosji, są Węgry. Czy nadejdzie moment, w którym Budapeszt poniesie za to konsekwencje?

Układ, w którym Węgry ścierają się z pozostałymi 26 krajami członkowskimi, staje się już normą. I też cierpliwość do Budapesztu jest na wyczerpaniu. Czytamy to choćby w umowie koalicyjnej kształtującego się nowego rządu niemieckiego. Węgry były już sankcjonowane z powodu łamania artykułu 2 traktatu, który zobowiązuje do przestrzegania zasad demokracji i państwa prawa. Ale jest też artykuł 4, który mówi o lojalności w sprawach strategicznych dla Unii. Jeśli więc ktoś stale korzysta z prawa weta w takich kwestiach, to czy nie łamie on tej zasady? Prawnicy muszą to rozstrzygnąć.

Radosław Sikorski nie chciał być pierwszym komisarzem Unii ds. obrony w obawie, że ta funkcja będzie znaczyć niewiele. To był błąd? 

Na początku też zastanawiałem się, jaki właściwie przypadnie mi zakres zadań. Ale bardzo szybko pojawiły się doniesienia niemieckiego czy duńskiego wywiadu, że Rosja będzie w ciągu kilku lat gotowa zaatakować europejskich aliantów z NATO. Okazało się, że zagrożenie jest bardzo realne. Zostałem więc zobowiązany do opracowania programu przygotowania Unii na takie zagrożenia przed 2030 rokiem. To jest właśnie przedmiot Białej Księgi Komisji Europejskiej. Od początku było dla nas jasne, że naszym zamiarem nie jest konkurowanie z NATO. To sojusz musi planować działania wojskowe, określać, jakie uzbrojenie jest konieczne do ich realizacji. My mamy natomiast NATO w takich przygotowaniach wesprzeć. Ułatwić państwom Unii rozwój przemysłu obronnego oraz mobilizację środków finansowych. Ale w trakcie mojego przesłuchania w Parlamencie Europejskim bardzo jasne stało się drugie wyzwanie dla unijnego bezpieczeństwo, którego perspektywa czasowa jest dłuższa. To wzrost potęgi wojskowej Chin, który powoduje, że Ameryka będzie stopniowo koncentrowała się w coraz większym stopniu na Azji, na Pacyfiku i ograniczała swoje zaangażowanie w bezpieczeństwo europejskie. Nie możemy mieć o to pretensji do Stanów Zjednoczonych. Ten proces nie powinien być jednak chaotyczny, dyktowany emocjami, a strategicznie i skrupulatnie przygotowany. Inaczej wykorzysta to Rosja. Musimy więc ustalić z Waszyngtonem podział zadań i okres, w jakim do takiego docelowego modelu należy dążyć.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Endokrynolog premierem Serbii. „Wiedza na temat jajników nie predestynuje do rządzenia”
Polityka
Le Pen na wiecu w jej obronie: sąd nie może wskazywać kandydatów w wyborach
Polityka
Początek końca „miesiąca miodowego” Donalda Trumpa? „Pociąg zwalnia”
Polityka
Brytyjska delegacja zatrzymana na lotnisku w Izraelu. „Nieakceptowalne”
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Polityka
"Ręce precz!". Masowe protesty w USA przeciwko rządom Trumpa i Muska