Od zeszłego roku przez Morze Śródziemne głównie z Libii przybyło tu 230 tys. imigrantów. Teraz przypływa ich nawet kilka tysięcy dziennie. Ponad pół miliona dalszych czeka na przerzut z Libii, a drugiej tyle, przede wszystkim Syryjczycy, chce się przedostać do Włoch z obozów w Turcji.
Włochów problem przerósł już dawno. Nie mają gdzie gościć tylu przybyszy, choć powinni, bo zgodnie z Konwencją Dublin II, imigranci przybywający na teren Unii są problemem tego kraju, którego granice przekroczą najpierw. Pod wpływem włoskich nacisków Komisja Europejska opracowała plan, zgodnie z którym 24 tys. uchodźców z Włoch ma być rozparcelowanych po krajach członkowskich. Ale te nie chcą ich przyjąć.
O problemie uchodźców jest teraz we Włoszech szczególnie głośno, bo od blisko dwóch tygodni zalegają na i przy dworcach kolejowych w Rzymie, Mediolanie, w Ventimiglia przy granicy z Francją i Bolzano przy granicy z Austrią. Poza tym wiele regionów ogłosiło, że nie mają już miejsca na dodatkowych przybyszy.
Nie pomaga napiętej sytuacji doniesienie z Turynu o tym, że w ubiegły czwartek trzech uchodźców z Afryki zgwałciło Włoszkę. W związku z tym na tle uchodźców wybuchł w Italii ostry konflikt polityczno-etyczny, na którym rząd traci, bo większość Włochów sądzi, że pomoc należy się najpierw im, a uchodźcom dopiero potem.
Ostre dyskusje ciągną się stronami włoskiej prasy. Padają oskarżenia, że rząd nie umiał się postawić obłudnej Unii, która wymaga najwyższych standardów humanitarnych wobec uchodźców od Italii (obowiązek opieki nad każdym, który złożył podanie o azyl), ale sama ich przyjąć nie chce.