Ruch żółtych kamizelek po podniesieniu opodatkowania oleju napędowego i strajku generalnym przeciw reformie emerytur – prezydent przez trzy lata przekonał się, jak trudno namówić Francuzów do zaciskania pasa. Ale to były igraszki w stosunku do nawałnicy, jaka zapewne nadejdzie po letnich wakacjach. Pandemia sieje spustoszenie. Rząd spodziewa się, że gospodarka skurczy się w tym roku o 11 proc., najwięcej w czasach pokoju. Do rekordowego poziomu (11 proc.) ma wzrosnąć bezrobocie. Podobnie jak dziura w finansach państwa (250 mld euro) z powodu znów rekordowego (460 mld euro) programu ratowania przedsiębiorstw przed bankructwem.
Jean Castex, który w piątek z woli Macrona zastąpił Édouarda Philippe'a na stanowisku premiera, ma przekonać Francuzów do pogodzenia się z załamaniem poziomu życia, bo jak mało kto rozumie ich mentalność.
– Wystarczy zobaczyć, jak się ubiera, jak wygląda, aby zrozumieć, że to nie jest Paryżanin – mówią źródła „Le Figaro" w Pałacu Elizejskim.
Ale w oczach prezydenta Castex ma więcej atutów. Odpowiedzialny za nadzór nad służbą zdrowia ma opinię znakomitego organizatora. Dobrze sobie poradził ze znoszeniem blokady życia społecznego bez (na razie) wywołania drugiej fali pandemii. To w jakimś stopniu może przesłonić tragiczny bilans samego Macrona w pierwszym okresie zarazy.
Ale Castex, który był bliskim współpracownikiem Nicolasa Sarkozy'ego i do ubiegłego tygodnia należał do gaullistowskiej partii Republikanie, ma też pokrzyżować szyki kandydata prawicy w wyborach w 2022 r., przyciągając głosy konserwatystów do Macrona.