– W praskiej redakcji Radia Wolna Europa/Radia Swoboda (RFE/RL) pracuje około 400 osób, którzy nadają w blisko trzydziestu językach świata. Są m.in. Afgańczycy, Pakistańczycy, Irańczycy, Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini. Mamy dostać wynagrodzenie za marzec, ale nie wiadomo, co nas czeka w kwietniu. Panuje chaos, taka sytuacja jest po raz pierwszy od ponad 70 lat, gdy stacja zaczęła nadawać – mówi „Rzeczpospolitej” jeden z pracowników rozgłośni.
Wielu dziennikarzy, który mogą stracić pracę z powodu decyzji prezydenta Donalda Trumpa o obcięciu funduszy, nie mogą powrócić do swoich krajów. Często uznawani są tam za pracujących dla USA zdrajców i wrogów. – Przecież rosyjskich dziennikarzy radia uznają w Moskwie za ekstremistów. Są Irańczycy, którym w ojczyźnie grozi kara śmierci. Za chwilę w Europie też już nie będą nikomu potrzebni i mogą mieć problemy z legalizacją pobytu. Co mają zrobić? Mogą znaleźć się pod mostem. To absurd – słyszymy.
Donald Trump odcina miliony ludzi od wolnego słowa
Wszystko to dzieje się po decyzji prezydenta Trumpa, który podpisał rozporządzenie uderzające w Agencję do spraw Globalnych Mediów. Finansowała amerykańskie rozgłośnie radiowe i telewizyjne nadające dla ponad 360 mln ludzi w niemal 50 językach.
W związku z tym wstrzymano środki dla takich rozgłośni jak Głos Ameryki czy Radio Wolna Europa/Radio Swoboda. Powstały po II wojnie światowej i docierały z wolnym przekazem do krajów bloku sowieckiego (w tym równie w PRL czy Czechosłowacji). Rozporządzenie Trumpa stawia pod znakiem zapytania przyszłość także takich stacji, jak Radio Marti (nadaje na Kubie), Radio Wolna Azja czy nadającej na Bliskim Wschodzie rozgłośni MBN.
Czytaj więcej
Prezydentowi USA zabrakło doradców znających psychologię rosyjskiego dyktatora. Obrał niewłaściwy język komunikacji z Kremlem. Jedyna szansa na zakończenie trwającej od ponad trzech lat wojny Rosji z Ukrainą może zostać zaprzepaszczona.