Jeśli historyk zatrudniony w IPN chce opublikować artykuł, musi otrzymać zgodę przełożonego. Oprócz tego prezesa, gdy tylko ma zamiar wydać pracę poza Instytutem, bo jest to w świetle ustawy o IPN interpretowane jako podjęcie dodatkowej aktywności zawodowej. W przypadku tzw. publikacji zwartej, czyli w dużym uproszczeniu książki (to np. monografia) dodatkowo wymagany jest „protokół zlecenia”.
Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich zwróciło się do prezesa Instytutu Pamięci Narodowej dr. Karola Nawrockiego z prośbą o wyjaśnienia w sprawie zasad, które obowiązują pracowników, kiedy proponują tematy publikacji.
Czytaj więcej
IPN od dłuższego czasu nie jest w stanie wydać historycznego bestsellera, który nadałby ton debacie publicznej. Miejsce badań, przykładowo nad kryzysami społeczno-politycznymi, zajęła rocznicowa celebra, propaganda historyczna i promocja prezesa Karola Nawrockiego.
IPN: Przyjęte rozwiązanie „nie ogranicza wolności badań naukowych”
– To uprzednia kontrola. Rozwiązanie służy likwidacji wolności naukowej. Władze Instytutu wywołują efekt mrożący. Oznacza to, że historyk zrezygnuje, a więc nie zaproponuje niewygodnego tematu publikacji, mając świadomość, że i tak spotka się z odmową kierownictwa, które uzna go za niezgodny z linią – mówi „Rzeczpospolitej” pracownik IPN. – Obawy są następujące: pracownik Instytutu jest oceniany, czyli publikacje – również zewnętrzne – są punktowane. Dodam również, że są uwzględniane w sprawozdaniu rocznym jako dorobek IPN. Odmawiając publikacji, władze IPN mogą wybranym pracownikom uniemożliwić zbieranie punktów, co obniża następnie ocenę pracy – dodaje.
Dr Sebastian Pilarski, dyrektor pionu naukowego, w rozmowie z „Rzeczpospolitą” odpiera zarzuty: – Protokół zlecenia i przyjęcia utworu powstałego w wyniku wykonywania obowiązków służbowych to rozwiązanie techniczne. Nie ogranicza w żaden sposób wolności badań naukowych.