„Premier Węgier Viktor Orban kocha piłkę nożną i kocha prowokacje” – pisze Stephan Loewenstein w komentarzu opublikowanym w niedzielnym wydaniu dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” – „FAS”.
Autor wyjaśnia, że kilka dni temu Orban pojawił się na meczu piłkarskim w szaliku z zarysami granic Węgier sprzed 1920 roku. „Dostosowując mapę do aktualnych granic państw są tam Chorwacja i Słowacja, kawałek Serbii, Austria i Ukraina, skrawek Polski (Spisz i Orawa – red.) oraz spory kawał Rumunii” – wylicza komentator.
Czytaj więcej
Premier Węgier Viktor Orban, znany z przywiązania do Kremla i zrzucania winy za wojnę na Ukrainie na Zachód, powiedział, że należy zadbać o to, by Ukraina pozostała suwerennym państwem, by Rosja nie mogła stanowić zagrożenia dla Europy.
„To trochę tak, jakby Olaf Scholz chodził w podkoszulku z zarysem Wielkich Niemiec, z Pomorzem, Śląskiem, Alzacją i wszystkimi innymi (należącymi kiedyś do Niemiec) terenami” – zaznacza „FAS”.
Mało dowcipne
W wyżej wymienionych krajach, szczególnie w tych, gdzie mieszka spora liczba przedstawicieli mniejszości węgierskiej, zachowanie Orbana uznane zostało za mało dowcipne. Premier Węgier zgrywa rzecznika mniejszości, wystawia Węgrom mieszkającym za granicą węgierskie paszporty, zabiega o ich głosy w wyborach i wygłasza swoje programowe przemówienia w Siedmiogrodzie. Orban dobrze wie, że nie odzyska Wielkich Węgier. Jego prowokacje są gierkami na użytek polityki wewnętrznej, mają odwrócić uwagę od innych tematów, a może są celem samym w sobie. „Fajnie jest, gdy krytykują wszyscy ci, których i tak się nie lubi” – pisze komentator.