Czy przejście Moniki Pawłowskiej z Lewicy do Porozumienia to problem strategiczny dla całej opozycji?
To problem jednostkowy, ale symboliczny. W zeszłej kadencji takim symbolem był poseł Gryglas, który przeszedł z Nowoczesnej również do Jarosława Gowina. Jest to bardzo dziwna decyzja, kompletnie nieracjonalna. Z protestów przeciwko temu rządowi, ze Strajku Kobiet – wprost do Zjednoczonej Prawicy. Nie da się tego wyjaśnić wyborcom i myślę, że zostanie to bardzo surowo przez nich ocenione. To pokazuje, jak ważne w polityce jest doświadczenie i że warto stawiać na ludzi, których znamy, a nie na tych, którzy nagle się pojawiają, bo dostali „jedynkę" na liście. To choroba nowych ruchów politycznych. Był Gryglas, był Kałuża – teraz jest Pawłowska. Szkoda, bo nie ma pośredniej drogi, albo ktoś jest w obozie Jarosława Kaczyńskiego, albo nie jest. Poseł Pawłowska zawiodła swoich wyborców, bo przecież nikt z głosujących na Lewicę nie chciał, by została żołnierzem Kaczyńskiego. Wbrew woli wyborców dołączyła do obozu bardzo złej zmiany.
Czy i jak opozycja może przyspieszyć? Niedawno zauważył pan sam, że nie ma większości w Sejmie, więc nie obali rządu.
Trzy tygodnie temu w Rzeszowie obiecałem, że damy wsparcie kandydatowi lokalnemu, doświadczonemu, samorządowemu i zbudujemy porozumienie opozycji. To się udało – czterech liderów partii opozycyjnych po raz pierwszy stanęło razem i poparło Konrada Fijołka na prezydenta Rzeszowa.
Dziś najważniejsza jest jednak walka z pandemią. Mocno pracujemy w samorządzie – naprawiamy błędy rządu. Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy, niedawno pokazała jak skutecznie działa samorząd i obnażyła niekompetencje wojewody i rządzących.