W dzienniku Millera aktorka odkrywa zapisek, że mąż jest nią rozczarowany, a czasem wstydzi się jej przed przyjaciółmi. Aktorka jest zdruzgotana. Nie może spać, faszeruje się środkami nasennymi.
Na papeterii Parkside zapisuje: „Na czarnym ekranie ukazują się wciąż i wciąż kształty potworów, moich nieodłącznych kompanów, a świat śpi, ach spokoju potrzebuję cię, choćby spokojnego potwora”.
W lecie 1957 Miller kupuje dla nich dom w Roxbury w stanie Connecticut, w którym mieszkał z pierwszą żoną. Ale ich miłość już się skończyła.
„Od jutra muszę zająć się sobą i tym, co naprawdę mam, Roxbury. Próbuję sobie wyobrazić zimę lub wiosnę i czuję beznadziejność. Nienawidzę tego tutaj, bo już nie ma tu miłości”.
W 1958 roku Marilyn wraca do Los Angeles. Tam powstaje „Pół żartem, pół serio” Billy Wildera, kolejny wielki hit. Mimo trudności, mimo że Marilyn ustawicznie spóźnia się na plan.
Ale równowaga psychiczna nie wraca. W notatce jak na ironię zatytułowanej „Po roku psychoanalizy” Monroe notuje:
„Pomocy, pomocy, pomocy, czuję, że życie się zbliża, kiedy jedyne, czego chcę, to umrzeć”
Porzuca doktor Hohenberg i rozpoczyna terapię z Marianne Kris. Wkrótce zmieni ją na doktora Ralpha Greensona, psychiatrę sław, takich jak Judy Garland i Frank Sinatra. W międzyczasie na planie filmu Arthur Miller poznaje fotoarchiwistkę Inge Morath. W 1960 roku nawiązuje się między nimi romans, który przypieczętuje rozstanie jego i Marilyn.
To na polecenie doktor Kris Marilyn zostaje hospitalizowana na oddziale psychiatrycznym szpitala Cornell Medical Center w Nowym Jorku. Ten trzydniowy pobyt to dla niej wstrząs. W szpitalnym czepku i ubraniu zostaje zamknięta na klucz w sali ze szklaną szybą, gdzie pacjent cały czas pozostaje na widoku. Personel zabiera jej osobiste rzeczy i pieniądze, grozi kaftanem bezpieczeństwa. Marilyn nie wytrzymuje.
„Wzięłam krzesło i walnęłam nim w szklaną szybę. Z krwawiącą ręką pełną szkła usiadłam na łóżku, spokojnie czekając, aż przyjdą po mnie. Przyszli i powiedziałam: jeśli będziecie mnie traktować jak śmieć, będę zachowywać się jak śmieć”.
W szpitalu nikt jej nie odwiedza, ani doktor Kris, jak obiecała, ani Strasberg, ani jego żona Paula. Na pomoc przychodzi nieoczekiwanie Di Maggio, który wyciąga ją ze szpitala i na Boże Narodzenie, w krótkim pojednaniu, zasypuje lasem poinsecji.
[srodtytul]Zagadka pozostaje[/srodtytul]
Ci, którzy spodziewają się, że nowe dokumenty ujawnią wreszcie prawdę o śmierci aktorki, rozczarują się. Zwolennicy wersji samobójstwa utwierdzą się w swoich domysłach, czytając niedatowany zapisek do żony Strasberga:
„Chciałabym wiedzieć, skąd są moje lęki. Myślę, że może jestem wariatką, jak inni członkowie mojej rodziny, kiedy byłam chora, byłam tego pewna”.
Dla tych, którzy wierzą, że Marilyn po prostu przedawkowała środki nasenne i popiła je alkoholem, w archiwum znajdzie się wiele notatek świadczących o tym, że aktorka była w dobrym nastroju, robiła plany na przyszłość.
Wyznawcy teorii spiskowej uwierzą, że w sprawę zamieszany jest szwagier Johna Kennedy’ego Peter Lawford, angielski aktor i bon vivant, ostatnia osoba, z którą Marilyn rozmawiała przez telefon. Nie miała do niego zaufania. Wśród odnalezionych dokumentów jest jej list z 1956 roku:
„Niedawno czułam przemoc, bałam się że Peter może zrobić mi krzywdę, otruć mnie. Dlaczego – dziwny wyraz jego oczu, dziwne zachowanie. Teraz faktycznie wiem, dlaczego był tu tak długo, bo ja potrzebuję być straszona, a w moich osobistych związkach i poczynaniach nie było nic, co by mnie mogło przestraszyć, poza nim. Często czułam się z nim nieswojo, tak naprawdę bałam się go, dlatego że wierzę, że jest homoseksualistą .(...) Peter chce być kobietą, i chciałby być mną”.
Jej śmierć nadal pozostaje zagadką.