Pytany o stosunek do Jarosława Kaczyńskiego, mówi, że nie przepada za agresją w polityce. Ale za chwilę jakby się wycofuje ze swoich słów. – Wie, pan trochę go rozumiem, jest tak atakowany... – mówi.
Trudno nie wyczuć, o czyje głosy dziś zabiega. O tym, kto zostanie prezydentem Krakowa, zdecyduje elektorat Wojciecha Dudy, czyli Prawa i Sprawiedliwości.
Kiedy rozmawiamy o roli polityki historycznej, pytam, czy bliżej mu do Aleksandra Kwaśniewskiego, który „wybierał przyszłość”, czy do Lecha Kaczyńskiego, który kładł silny nacisk na politykę historyczną. – W tej sprawie bliżej mi do Lecha Kaczyńskiego. Jestem wrażliwym społecznie lewicowcem z odchyłem prawicowo-nacjonalistycznym – śmieje się.
[srodtytul]Skandale duże i małe[/srodtytul]
Jacek Majchrowski wykonał kiedyś gest, który zapewne nie został zrozumiany ani przez Aleksandra Kwaśniewskiego, ani przez śp. Lecha Kaczyńskiego. Ani przez ogromną część opinii publicznej. Otóż kiedy rozpoczęła się wojna iracka, jak mówi Majchrowski: „amerykańska inwazja na Irak”, napisał do „Gazety Krakowskiej” bardzo antyamerykański artykuł. Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego prezydent Krakowa zajmuje się takim sprawami. – Zadziwia mnie wiele jego zachowań i faktów z jego życiorysu – mówi Zbigniew Fijak. – Dlaczego tak obsesyjnie atakuje Amerykanów? Dlaczego co roku organizuje obchody wyzwolenia Krakowa, kiedy przecież okupantów niemieckich zastąpili sowieccy. Jak to się stało, że tak łatwo udało mu się przenieść groby żołnierzy radzieckich? – pyta.
Majchrowski tłumaczy, że kiedy rozpoczęła się „inwazja na Irak”, był chory, oglądał telewizję i szlag go trafiał, postanowił więc napisać artykuł. A potem, kiedy George W. Bush przyleciał do Krakowa, Majchrowski nie witał go na lotnisku. Lokalna „Gazeta Wyborcza” opublikowała komiks, w którym na lotnisku w Balicach straż miejska aresztuje prezydenta USA.
Majchrowski tłumaczy, że nie pojawił się na lotnisku, bo z amerykańskiej ambasady dotarły do niego sugestie, by nie witał prezydenta. – Po co pan to wszystko robi? – Amerykanie byli okupantami w Iraku, w Afganistanie zresztą też. Za moim zachowaniem stoi głębokie przekonanie, wywiedzione z historii Polski, że okupanci nie mogą narzucać żadnemu państwu własnych zasad i fałszywych wyborów.
– A dlaczego obchodzi pan 18 stycznia? – Zawsze 18 stycznia jestem w dwóch miejscach: na grobach tych, którzy Kraków wyzwalali, i na grobach żołnierzy AK. To jest dzień wyzwolenia spod okupacji niemieckiej. Nie akcentuję, że tego dokonali żołnierze radzieccy – podkreśla.
Wokół Jacka Majchrowskiego wybuchało niegdyś sporo skandali. Najbardziej pikantny z pokojem nr 71 w motelu Krak, który prezydent wynajmował przez kilkanaście miesięcy od biznesmena Wacława Stechnija. O tym, do czego ten pokój służył, krążyły po Krakowie legendy, oficjalna wersja brzmiała: do spotkań z różnymi osobami i przemyśleń. Majchrowski za ten pokój początkowo nie chciał zapłacić, sprawa skończyła się tym, że musiał uiścić 58 tys. zł. A po Internecie do dziś krąży nagranie rozmowy Stechnija z Majchrowskim, w której najczęściej używanym przez prezydenta słowem jest to na literę „k”. Inną wątpliwą sprawą jest obrona zatrudnionego przez Majchrowskiego w urzędzie Jana Tajstera, człowieka, na którym ciąży kilka zarzutów kryminalnych.
Prezydent mówił potem, że żałuje tych kontaktów. Ten skandal specjalnie mu jednak nie zaszkodził. Kraków lubi spokój i ciszę. Afery niepotrzebnie mącą życie.
W Krakowie słyszę równie wiele pochwał Majchrowskiego, jak narzekań na niego. Ale nawet ci, którzy narzekają, znajdują coś dobrego. To typowy fragment jednej z wielu rozmów, które przeprowadziłem w krakowskich kawiarniach. Jakim jest prezydentem? – Fatalnym, niestety. Co prawda sympatyczny nawet jest. Wiele imprez kulturalnych się odbywa na światowym poziomie. Komunikacja jest niezła. No tak, inwestycji niewiele, pozwala na koszmarki architektoniczne i skandale, to kompromitujące. Ale ja wiem, czy z nim tak źle... – słyszę dywagacje.
W niektórych środowiskach w Krakowie głupio przyznawać się do Majchrowskiego, bo jest przedmiotem nieustannych kpin i ataków miejscowej „Gazety Wyborczej”. Jedna z hipotez mówi, że to stąd tak duży błąd w sondażu w pierwszej turze.
[srodtytul]Beznamiętny technokrata[/srodtytul]
Gabinet wojewody nie jest tak przytulny jak prezydenta miasta, ale również bardzo reprezentacyjny. Stanisław Kracik nie wygląda na kogoś, kto czuje się w nim swobodnie. Spokojnie i beznamiętnie wylicza długą listę zaniechań prezydenta Majchrowskiego. Padają liczby, propozycje konkretnych rozwiązań, możliwości, jakie się rodzą. Tak jak Majchrowski powtarza, że nie składa żadnych cudownych obietnic, tak Kracik zarzuca mnie wizjami i atrakcyjnie brzmiącymi pomysłami. Potrzebne są długofalowe strategie, wizje zagospodarowania całej przestrzeni publicznej. Do inwestorów trzeba wychodzić, pomagać im, współpracować, przygotować pewne inwestycje, a nie tylko na nich czekać. Wymienia nazwy placów, budynków, rond, z którymi można coś zrobić.
Moi kawiarniani rozmówcy, krakowscy inteligenci, mówią tak: – Kracik na pewno by zdynamizował Kraków. Pewnie, że byśmy tego chcieli. Ale nie wygra. Pytam: czemu? – No właśnie, czemu... Tak tu już jest.
Taki jest Kraków. Majchrowski ma swoje wady, nie jest zbyt dynamiczny. Na dawne aferki mieszczanie przymykają dobrotliwie oczy. Jest za to spokojny, inteligentny i sympatyczny. Ze wszystkimi dobrze żyje. Żadnej rewolucji nie zrobi. No i jak powiedział Leszek Mazan, ma to, co w Krakowie najważniejsze: brodę i tytuł profesorski.