Niedawno tygodnik „W Sieci" przedstawił metaforę geopolitycznej i historycznej pozycji Polski zaczerpniętą wprost z zasobu kultury popularnej. W prawicowej wizji historyczni Sarmaci byliby poczciwymi Hobbitami – zacnymi pacyfistami i ostatecznie, choć Niziołkami, wielkimi duchem herosami. Jeśli dla prawicy historię Rzeczpospolitej szlacheckiej oddawałby „Hobbit" Jacksona, to dla lewicy byłby to zapewne „Django" Quentina Tarantino.
W tej metaforze Sarmaci odpowiadaliby plantatorom z południa USA, takim jak Calvin Candie (Di Caprio) – pseudoerudytom, o wytwornych manierach skrywających bestialstwo i brak elementarnej ludzkiej przyzwoitości. Tytułowy Django (J. Foxx) uosabiałby Jakuba Szelę – okrutnie (rewolucyjnie) mszczącego się za wieki niesprawiedliwości i upadlającej niedoli. Wszyscy zaś potomkowie chłopów pańszczyźnianych (a stanowili oni wszak zdecydowaną większość), którzy decydują się wychwalać mity złotego, sarmackiego wieku, byliby jak murzyński nadzorca majątku Stephen (S.L. Jackson), który bierze stronę oprawców i broni ich interesów przeciw swoim pobratymcom. Nawet szlacheckie zajazdy – będące dobitnym świadectwem degrengolady wymiaru sprawiedliwości w I RP – znajdą odbicie w przeprowadzanych w stylu Ku-Klux-Klanu rajdach zamaskowanych jeźdźców pod wodzą „Big Daddy" Bennetta (Don Johnson) – także w swej mickiewiczowskiej niesforności. W telegraficznym skrócie taką właśnie wizję Polski – wtedy i dziś – znaleźć można w książce Jana Sowy „Fantomowe ciało króla".
Od razu zastrzegamy, że streszczenie to nie oddaje książce sprawiedliwości. W niezwykle ciekawy i nowatorski sposób porusza ona mnóstwo żywotnych kwestii dotyczących interpretacji polskich dziejów. Wkracza tym samym w sam środek sporów toczonych przez współczesnych historyków, publicystów i filozofów – ale z zupełnie nowymi narzędziami interpretacyjnymi. Wchodzi także w polemikę z koncepcjami neosarmackimi, które starają się na historii Polski budować poczucie wspólnotowej dumy i wyznaczyć horyzonty na przyszłość. Sowa uznaje je za jeden z przejawów melancholicznej nostalgii, jaka trawi postkolonialne społeczeństwo. Nostalgia ta, zamiast uzdrowić, pogarsza tylko sytuację. Utrzymuje w mentalnym kloszu „utraconego złotego wieku".
Celem Sowy nie było jedynie napisanie kolejnej książki reinterpretującej historię Rzeczpospolitej według kompletnie nowego klucza. Ambicje autora sięgają dalej: chciałby on nakłonić Polaków do zbiorowej psychoterapii. Celem miałoby być freudowskie „świadome przypomnienie sobie przeszłości". Zdaniem Sowy to teoria postkolonializmu stanowi najlepszy punkt wyjścia do przepracowania zbiorowych doświadczeń Polaków i ich sąsiadów.
Samokolonizacja
Sowa wskazuje, że kraje takie jak Rzeczpospolita dokonały „samokolonizacji" – same doprowadziły do swojej peryferyzacji (gospodarczej, technicznej, społecznej i politycznej). A dokonały tego przede wszystkim staraniami własnych elit. Naród szlachecki pełnił rolę tzw. elity kompradorskiej – „elity peryferyjnych społeczeństw, która współpracuje z obcą potęgą, realizując przy tym własne interesy, ale szkodząc per saldo swojemu krajowi". Czynił to w drodze grabieżczej eksploatacji 80 procent ludności oraz dyskryminacji wewnętrznego handlu i przemysłu, której zamiarem było utrzymywanie niedorozwoju polskiej klasy mieszczan (przy preferencji kupców obcokrajowców). Rzeczpospolita, zdaniem krakowskiego socjologa, ochoczo włączyła się w logikę rozwijającego się systemu kapitalistycznego jako jego peryferium – zacofany (i rzekomo podmiotowy geopolitycznie) „spichlerz Europy". Procesowi temu tylko przysłużył się projekt ekspansji kresowej. A wszystko za sprawą „wyjątkowego i totalnego egoizmu klasowego polskiej szlachty".
Sowa podejmuje polemikę z wieloma mitami narosłymi wokół Rzeczpospolitej. Ze szczególną stanowczością zwalcza mit Rzeczpospolitej w XVII wieku jako „jednego z najbardziej wolnych państw kontynentalnej Europy", jak chciał jeszcze Andrzej Walicki. Pisze on: „Owszem, ale nie dla chłopów, czyli 80 proc. społeczeństwa. Dla nich była jednym z krajów najbardziej niewolnych". Podobnie surowy jest względem idei jagiellońskiej jako nostalgii „fantazmatycznej", której celem jest, jak twierdzi, „przysłonięcie przy pomocy wycieczek w przeszłość braków współczesnego polskiego społeczeństwa, państwa i kultury".