Należy sobie zadać pytanie, dlaczego tak jest. Opisywać i stawiać diagnozy to jedno, ale postawić pytanie o przyczyny, a także o możliwości wyjścia z impasu, to drugie. Ksiądz Lemański opisuje pewną sytuację, którą widać gołym okiem. Rzeczywiście, na ważnych uroczystościach, które dotyczą obolałej przeszłości polsko-żydowskiej, obecność reprezentatywnych przedstawicieli Kościoła katolickiego jest sporadyczna albo żadna. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że ci, którzy w tych sprawach mają solidne i pełne rozeznanie, nie chcą się stawać narzędziami uprawiania politycznej poprawności ani nie godzą się, by ich obecność była interpretowana wyłącznie w kategoriach politycznych. To jest główna przyczyna. Inną stanowi fakt, że wprawdzie Żydzi deklarują chęć rozmowy z chrześcijanami, ale pod jednym warunkiem, tym mianowicie, że sami dobiorą sobie rozmówców i usłyszą od nich to, co chcą słyszeć. Na szczęście, do prowadzenia takiego „dialogu" chętnych po stronie katolickiej zbyt wielu nie ma. To, że na ważnych uroczystościach czy spotkaniach pojawiają się tylko księża Lemański i Boniecki, znów mówi więcej o nich, aniżeli o innych. Obaj próbują tę swoją obecność interpretować w kategoriach, które są Kościołowi nieprzychylne, czy wręcz wrogie. Próbują stygmatyzować i etykietować biskupów i kapłanów, pokazując siebie jako rzekomo lepszych. Tymczasem udział duchownych w takich wydarzeniach powinien być naznaczony intencjami religijnymi i rozeznaniem głęboko teologicznym po to, by rzeczywiście były to wydarzenia o charakterze duchowym, a nie polityczne mitingi opisywane w „Gazecie Wyborczej" i pokazywane w wybranych stacjach telewizyjnych.
A dialog katolicko-żydowski w ogóle istnieje? Ostatnie zamieszanie w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów w sprawie oświadczenia dotyczącego właśnie ks. Lemańskiego pokazało, że jest tam głęboki podział. Z Rady odeszli współprzewodniczący o. Wiesław Dawidowski, Barbara Sułek-Kowalska i ks. Henryk Romanik. Kilku jej członków zastanawia się nad odejściem, inni twierdzą, że decyzję właściwie już podjęli tylko czekają aż zamieszanie się uspokoi i odejdą po cichu.
Dialog katolicko-żydowski to znacznie szersza i głębsza rzeczywistość niż Polska Rada Chrześcijan i Żydów, która powinna być reprezentatywna dla obu stron. Niestety, bardzo wcześnie przestała taką być. Stała się w gruncie rzeczy Polską Radą Chrześcijan i Żyda, zaś tym, który od początku sprawuje w niej ze strony żydowskiej funkcję współprzewodniczącego jest Stanisław Krajewski. Z jednej strony to dobre, bo umożliwia ciągłość, ale z drugiej utrwala pewne przyzwyczajenia i nawyki, które od dawna prowadziły najpierw na mieliznę, a potem na manowce. Obecnie stało się to jaskrawo widoczne. Polska Rada Chrześcijan i Żydów nie jest reprezentatywnym forum dialogu katolicko-żydowskiego, bo kontakty w jej obrębie odbywają się przecież między różnymi wyznaniami chrześcijańskimi i Żydami, a nie tylko między Kościołem katolickim i wyznawcami judaizmu. Tymczasem trzeba respektować dwa istotne uwarunkowania. Po pierwsze, struktura Kościoła katolickiego jest hierarchiczna, czyli wertykalna, to jest pionowa, a więc nauczanie papieża i biskupów jest normatywne dla duchownych i wiernych. Gdy Kościół katolicki dokonuje przebudowy myślenia i nauczania o Żydach, staje się ono obowiązujące dla wszystkich katolików. Nic takiego nie dzieje się po stronie żydowskiej, ani nawet w innych wyznaniach chrześcijańskich. Judaizm ma strukturę horyzontalną, to jest poziomą. Tam nie ma centralnego autorytetu, nie ma więc odpowiednika naszego papieża ani biskupów. Poszczególni rabini mają autorytet we wspólnotach, w których są utrzymywani. Relacje katolicko-żydowskie wyglądają zatem tak, że spotykamy się z tymi Żydami, którzy chcą się z nami spotykać, ale tak naprawdę nie reprezentują nikogo – nawet własnej kongregacji religijnej, lecz tylko siebie samych i czasami swoją żonę. To, co dla jednego rabina jest zrozumiałe i do przyjęcia, dla innego jest absolutnie nie do zaakceptowania. Dlatego nasze wzajemne kontakty właściwie wciąż drepczą w tym samym miejscu.
A drugie uwarunkowanie?
Agenda dialogu promowanego przez Kościół katolicki ma przede wszystkim wymiar religijny i teologiczny. W jej centrum, ze względu na specyfikę chrześcijaństwa, powinno się stale znajdować pytanie o Jezusa Chrystusa. Kim jest on dla nas, katolików, oraz kim jest dla wyznawców judaizmu? Tu natrafiamy na mur nie do przebycia. Religijni Żydzi mają zakaz kontaktów z chrześcijanami i rozmawiania z nami o Jezusie. Możemy rozmawiać o sprawach społecznych, moralnych, obyczajowych, o polityce, współpracy międzynarodowej, o pokoju i sprawiedliwości społecznej, ale nie o Jezusie Chrystusie. Udało mi się raz jeden tę barierę pokonać. Na początku lat 90. na ATK zorganizowałem sympozjum zatytułowane: „Jezus – Pan i Brat", to znaczy Pan – dla chrześcijan, Brat – dla Żydów. W tym bezprecedensowym spotkaniu wzięli udział przedstawiciele strony żydowskiej, m.in. rabin Byron Sherwin z USA i goście z Holandii. Wszyscy zgodnie twierdzili, że wspólne podjęcie tej problematyki za granicą jest niemożliwe. Nie zabrakło jednak również podejrzliwości i kontestacji katolików ze środowiska „Gazety Wyborczej", „Tygodnika Powszechnego", „Więzi" i „Znaku", którzy uważali, że mają monopol na tę problematykę i każda próba rozmowy na płaszczyźnie teologicznej, zwłaszcza ta, która dotyczyłaby Jezusa, była przez nich przyjmowana niechętnie. Nigdy więcej do podobnego sympozjum w Polsce nie doszło.
Wspomniał ksiądz, że niektóre tytuły prasowe uzurpowały sobie prawo do mówienia o tym, co jest właściwym dialogiem, ale zdaje się, że nic w tym zakresie się nie zmieniło.