Lewicowe i liberalne kręgi opiniotwórcze podejmują się więc szlachetnej misji – walczą o to, żeby ów nowy proletariat wyzwolić z ucisku, jakim są normy prawne, moralne, społeczne, dyskryminujące osoby LGBT.
Czy rzeczywiście jest to działanie na rzecz postępu, podobnie jak boje o równouprawnienie kobiet? Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto sięgnąć po książkę dwóch amerykańskich autorów, Kevina Abramsa i Scotta Lively'ego „Pink Swastika" z roku 1995. Stanowi ona studium na temat konfrontacji dwóch modeli cywilizacyjnych, z jakimi mamy do czynienia od czasów starożytnych.
Pierwszy model łączy się z judaizmem i chrześcijaństwem. W jego ramach mężczyzna realizuje się w małżeństwie i rodzinie. Drugi model sięga korzeniami do pogańskiej Europy. Odnajdujemy go w antycznej Grecji. Naczelną wartość społeczną stanowi tu wspólnota mężczyzn. Jej spoiwem są przede wszystkim więzi duchowe, ale i jest miejsce na relacje fizyczne. Żona odgrywa rolę podrzędną – uchodzi niemal za zwierzę domowe.
Spadkobiercami Greków okazali się Niemcy. Na gruncie niemieckiego romantyzmu rodziły się antymieszczańskie ruchy nawiązujące do mitologii germańskiej. Najsłynniejszy z nich to Wandervögel (Wędrowne Ptaki). Posłużyły one psychologowi Hansowi Blüherowi do sformułowania koncepcji pierwiastka erotycznego w männerbundzie (związku mężczyzn). Zakłada ona, że o ile naturą kobiety jest bycie żoną i matką, to naturą mężczyzny jest aktywność poza rodziną (chociażby udział w wojnie).
Ta postromantyczna kontrkultura stworzyła warunki dla rozwoju niemieckiego nacjonalizmu, a w konsekwencji i nazizmu. Znamienne, że przywódcy niektórych organizacji wpisujących się w tę tendencję to osoby LGBT. Dowódca Freikorps Gerhard Rossbach i dowódca SA Ernst Röhm byli homoseksualistami, a szef Hitlerjugend (zwanych czasem Homo Jugend) Baldur von Schirach był biseksualistą.