Przesłanie najnowszej pańskiej książki można streścić zdaniem, że gdyby burmistrzowie rządzili światem, byłby on lepszym miejscem. Skąd to przekonanie?
Benjamin Barber:
Oryginalny podtytuł książki brzmiał: „Dlaczego burmistrzowie powinni rządzić światem i w jaki sposób już to robią". To nie jest więc tak, że uważam, iż robią oni stanowczo za mało, że chcę, by robili zdecydowanie więcej. Nie, robią naprawdę wiele. Rządzą nie tylko w swoich miastach, próbują działać wspólnie poprzez różne mniej lub bardziej zinstytucjonalizowane porozumienia międzymiastowe. Burmistrzowie wspaniale współpracują. Walczą z problemami, z którymi zmagają się dziś wszystkie miasta na świecie, np. z globalnym ociepleniem. Ja po prostu postuluję, by tę i tak już efektywną współpracę wznieść na kolejny poziom, by przejęli od głów państw pewien przysługujący tylko im wymiar władzy politycznej. Chciałbym, by mogli zacząć rządzić w najpełniejszym znaczeniu tego słowa. Oni sobie na razie radzą całkiem nieźle, ale jeśli nie otrzymają większej władzy, nie osiągną tego, co mogliby osiągnąć. A mogliby bardzo wiele...
Państwa sobie nie radzą?
Koncepcja państw narodowych pochodzi z XVII wieku. Nie twierdzę, że jest zła, ale świat wtedy był inny. Ludzie żyli w narodowej – inaczej mówiąc, państwowej – gospodarce, mieli do czynienia z narodowymi, państwowymi problemami społecznymi, nawet epidemie rozgrywały się głównie w danym miejscu i w danym czasie. Przed erą globalizacji łatwiej było rządzić. Każdy kraj radził sobie z własnymi problemami, bo te problemy nie wykraczały poza granice państw. Pamiętam, jak to wyglądało, gdy byłem dzieckiem. General Motors to były samochody amerykańskie, Mercedes – niemieckie, Peugeot – francuskie, Honda – japońskie. Jednak tamtego świata już nie ma. Nie da się powiedzieć, że którykolwiek z tych koncernów jest amerykański, wszystkie one są wielkimi, międzynarodowymi molochami. Taka Coca-Cola około 75 proc. swoich produktów sprzedaje dziś poza Stanami Zjednoczonymi. McDonald's otwiera swoje bary pod każdą szerokością i długością geograficzną. To tyczy się oczywiście tak samo byłych japońskich, niemieckich czy francuskich korporacji. Po prostu mamy dziś globalną ekonomię, a nie państwową.