Prawie. Po pierwsze, Francuzom, ma dom we Francji i w ogóle uważa się za Francuza (śmiech). Ale na drugim miejscu kibicował Polsce, co było ogromną zmianą, bo wcześniej trzymał kciuki za naszych wschodnich sąsiadów. A tu w 2012 r. Rosji kibicował dopiero w dalszej kolejności. Piłsudski już nie był dla niego żadnym faszystą, tylko całkiem przyzwoitym patriotą. A to, że tak twierdzi nawet mocno lewicowy John Merriman, naprawdę ma duże znaczenie dla amerykańskich elit.
Kogo jeszcze udało się panu zaprosić?
Zaprosiłem np. grupę historyków, którzy odpowiadają za bardzo poczytny w USA podręcznik do historii Rosji. A jakie tam były bzdury o Polsce... To nie jest miła i przyjemna konferencja, na którą każdy przyjedzie i będzie pokazywał, jaki jest mądry. Tu pracuje się nad tekstami autorów i wytyka im się ignorancję. A to dla każdego trudna sprawa. Autor jednak z tego dostaje naprawdę dużo. Po pierwsze, wśród recenzentów są wybitni specjaliści, jak np. ci moi byli doktoranci od historii Żydów. Historykom naprawdę zależy na poznaniu opinii ludzi, którzy coś znaczą. Po drugie, ich wydawcy wręcz pokochali naszą inicjatywę.
Cieszą ich zmiany w podręcznikach?
Cieszy ich, że za darmo dostają coś, za co w Ameryce muszą płacić. W USA nie można wydać książki bez uzyskania specjalistycznych opinii o niej z innych uniwersytetów. A tu do jednej pracy mamy nawet siedmiu wybitnych specjalistów. I ci cenieni historycy często pracują nad naprawdę słabymi podręcznikami – ile trzeba im zapłacić, by usiedli do nich w Ameryce... Jednak na konferencji robią to z wielką przyjemnością, bo sami między sobą mogą wymieniać się różnymi cennymi spostrzeżeniami. Tylko co poradzić – słabe to, ale bardzo poczytne. Na szczęście teraz, jak chcę zaprosić kogoś nowego, to dzwonię do tych, którzy już tu byli, by to oni go przekonywali do przyjazdu. Nieskromnie przyznam, że wszyscy potem piszą, że bardzo dużo na tym skorzystali. Polska rzeczywiście zaczyna się pojawiać w ich pracach, wykładach itd.
Wystarczy wytknąć im błędy, przedstawić fakty i od razu zmieniają swoje stanowisko?
Pamiętam, że na pierwszą konferencję przyniosłem konstytucję nihil novi, tekst konfederacji warszawskiej, Konstytucję 3 maja i artykuły henrykowskie. Te dokumenty naprawdę zainteresowały gości i były dla nich absolutnym zaskoczeniem. Nikt nie wiedział, że coś takiego ten kraj stworzył. Oni nawet nie wiedzieli, że u nas był parlament, a co dopiero, że aż taki parlament... Tylko nie ma co o tym wszystkim opowiadać, przecież są na to dokumenty. Interpretacje mogą być rozmaite, ale sam dokument jest bardzo przekonujący – trudno z nim dyskutować.
Rozumiem, że dla pańskich gości to często pierwsza wizyta w Polsce.
Tak, dla większości z nich. Taki Kraków ich wprost zadziwia – są zachwyceni. Mówią, że nie spodziewali się, że w Polsce odkryją tak starą, fantastyczną kulturę. Nie wiem, co oni myśleli o nas wcześniej, ale te zabytki ewidentnie ich zaskakują. Nagle się okazuje, że w tej dalekiej i nieznanej Polsce jest więcej budowli z okresu renesansu i baroku niż w większości miast europejskich. Aha – myślą – jednak ta Polska to też Europa... Wymowa kamienia jest bardzo sugestywna. A jak zabraliśmy ich do Zamościa, to wszyscy myśleli, że to Włochy. Tłumaczyłem, że we Włoszech nie mieszkało tyle różnych nacji co tutaj. W tych kamienicach – pokazywałem – mieszkali obok siebie Rusini, Ormianie, Żydzi, Polacy, Ukraińcy... Katolicy, unici, ortodoksi, a tu proszę – synagoga. To przekreśla wiele stereotypów, z którymi ci historycy do nas przyjeżdżają. Ja mam uznaną pozycję w USA i znam wielu wpływowych ludzi, ale kto mi będzie wierzył, gdy mówię cokolwiek o Polsce... Przecież to mój kraj – myślą – pewnie przesadzam... Jednak gdy tak samo o Polsce zaczynają mówić John Merriman, James Collins z Georgetown albo Antony Polonsky z Brandeis, to reszta zaczyna słuchać z uwagą.
Prof. Andrzej S. Kamiński jest historykiem, ?w latach 1970–1982 był wykładowcą na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, ?od 1982 r. na Uniwersytecie Georgetown ?w Waszyngtonie. Jest dyrektorem Instytutu Przestrzeni Obywatelskiej i Polityki Społecznej przy Uczelni Łazarskiego. Od 2006 r. kieruje projektem „Przywracanie zapomnianej historii. Wyobrażenia o Europie Środkowo-Wschodniej w anglojęzycznych podręcznikach akademickich"