Trabant Zychowicza - felieton Dominika Zdorta

W swojej pierwszej książce Piotr Zychowicz postawił tezę, że Polska powinna w latach 30. ubiegłego wieku dogadać się z Niemcami i pójść razem z Hitlerem na Moskwę.

Publikacja: 11.10.2014 10:00

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Wielu czytelników zaszokował, bo nawet średnio wykształconemu człowiekowi trudno było uwierzyć w zapewnienia autora, że gdyby Wojsko Polskie na front wschodni poszło wraz z Wehrmachtem, to nie doszłoby do tylu zbrodni hitlerowskich i nie byłyby one tak okrutne.

Zychowiczowi spodobało się bulwersowanie czytelników, w swojej drugiej książce postawił więc tezę, że wywołanie Powstania Warszawskiego było bezsensownym samobójstwem i prezentem dla Stalina. Takie wątki pojawiały się jednak już wcześniej w polskiej historiografii, zatem wielkiego szoku nie było.

Autor zasmakował jednak w epatowaniu skandalicznymi teoriami i w swojej trzeciej książce, wydanej ostatnio, stwierdził, że Polacy usiłujący podczas okupacji podjąć kolaboracyjną współpracę z Niemcami nie tylko nie robili nic złego, ale wręcz wykazali się postawą patriotyczną i dokonali jedynego racjonalnego wyboru w tamtej sytuacji.

Dokąd doprowadzi Piotra Zychowicza ten proniemiecki kurs i pragnienie szokowania czytelnika? Niebawem stwierdzi pewnie, iż w 1949 roku Polska Ludowa powinna dobrowolnie przyłączyć się do NRD. Przyzna oczywiście, że wolności tam było mniej niż po wschodniej stronie Odry, ze smutkiem skonstatuje, iż polskie dzieci musiałyby się uczyć niemieckiego, ale tryumfalnie dorzuci, że za to standard życia w NRD był – jak na czasy socjalizmu – wyższy niż w ówczesnej Polsce. A więc w granicach Niemieckiej Republiki Demokratycznej możliwości rozwoju narodu polskiego byłyby nieporównanie większe...

Nie piszę tego z niechęcią do autora „Opcji niemieckiej", ale raczej z pewną pobłażliwością. Bo lubię czytać jego książki. Kolejne próby kolaboracji podejmowane przez Polaków podczas okupacji hitlerowskiej Zychowicz opisuje ze swadą i swobodą... która nie spełniłaby standardów żadnej poważnej pracy naukowej. Jest zresztą tego świadom i nie przypadkiem nazywa sam siebie nie historykiem, ale publicystą historycznym.

Pochłaniam więc najnowszą książkę Zychowicza z poczuciem, że mam do czynienia z inteligentnym i świetnie piszącym hochsztaplerem, który nie zamierza dojść do prawdy historycznej, ale tak ją modeluje, aby pasowała do prowokacyjnej tezy, która znów zbulwersuje odbiorców.

„Opcja niemiecka" jest jak powieść kryminalna drugiego sortu. Są wprawdzie poważne luki w narracji, nielogiczności intrygi, autor czasem się powtarza, a czasem sobie zaprzecza – ale całość napisana jest z pasją, z niewątpliwym talentem literackim i wciąga. Może uwieść stylem, ale czytelnika świadomego zastosowanych chwytów nie przekona.

Przede wszystkim dlatego, że dowody przedstawione przez Piotra Zychowicza wprost zaprzeczają jego tezom. W jaki sposób? Otóż złotym cielcem autora „Opcji niemieckiej" jest polityczny realizm. W czasach okupacji niemieckiej wyrazem owego realizmu miały być podejmowane przez niektóre środowiska próby stworzenia lokalnego polskiego rządu w Generalnym Gubernatorstwie.

Autor twierdzi, że taka kolaboracyjna władza mogłaby uchronić Polaków przez wyniszczeniem. Być może mogłaby, gdyby miała szansę powstać. Jednak w praktyce wszystkie polskie inicjatywy mające na celu nawiązanie politycznych kontaktów z okupantem, które wymienia Zychowicz, kończyły się porażką, bo kolaboracyjnego rządu nie chciał ani Hitler, ani większość kierownictwa III Rzeszy. Gdyby bohaterowie Piotra Zychowicza chcieli się kierować tak uwielbianym przez niego realizmem, powinni szybko zrezygnować z „opcji niemieckiej", która okazała się zwyczajną naiwnością. Powinni uznać za realistę generała Władysława Sikorskiego, który podpisał umowę z Sowietami, a więc z tym okupantem Rzeczypospolitej, który był otwarty na współpracę. Bo naziści dopiero wtedy, gdy zaczęli się w panice wycofywać wykazali zainteresowanie Polakami (przykład Brygady Świętokrzyskiej). Tyle że w tym momencie wojny wspieranie przegranych Niemców było tylko postawą romantyczną i idealistyczną, sprzeczną z zasadami polityki realnej.

Pewien znany prawicowy publicysta tezy stawiane przez Piotra Zychowicza nazwał kuglowaniem z polskością. Ja tak ostrych słów wobec twórczości Zychowicza bym nie używał. W normalnej Polsce, w normalnej sytuacji „Opcja niemiecka" byłaby elementem zwyczajnej debaty na temat tradycji i tożsamości narodowej, na temat słuszności i niesłuszności historycznych wyborów.

Sęk w tym, że III RP nie jest całkiem normalnym krajem. Nie ma u nas równoprawnego traktowania poglądów – tradycyjny patriotyzm jest lekceważony, wyśmiewany, usuwany z mainstreamowych mediów i spychany do moherowej niszy. Bohaterstwo jest traktowane jak przewina, honor jak frajerstwo, dotrzymywanie zobowiązań jak naiwność. Debata publiczna jest prowadzona pod czujnym okiem ideologicznych strażników politycznej poprawności, w sprawach narodowych konsekwentnie stosujących pedagogikę wstydu, wmawiających Polakom, że powinni czuć odpowiedzialność za wszystkie chyba historyczne zbrodnie, z Holokaustem na czele.

Piotr Zychowicz usiłuje uniknąć wcielenia go do obozu pedagogów wstydu – dlatego tak płomiennie podkreśla „patriotyczne pobudki" niedoszłych polskich sojuszników Hitlera. Nie sposób jednak nie dostrzec, że w czasach, gdy lewicowo-liberalny salon robi co może, aby Polaków przedstawiać jako kolaborantów i szmalcowników, autor „Opcji niemieckiej" odgrywa rolę pożytecznego idioty gazetowowyborczej machiny propagandowej.

Wielu czytelników zaszokował, bo nawet średnio wykształconemu człowiekowi trudno było uwierzyć w zapewnienia autora, że gdyby Wojsko Polskie na front wschodni poszło wraz z Wehrmachtem, to nie doszłoby do tylu zbrodni hitlerowskich i nie byłyby one tak okrutne.

Zychowiczowi spodobało się bulwersowanie czytelników, w swojej drugiej książce postawił więc tezę, że wywołanie Powstania Warszawskiego było bezsensownym samobójstwem i prezentem dla Stalina. Takie wątki pojawiały się jednak już wcześniej w polskiej historiografii, zatem wielkiego szoku nie było.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów