W tym nurcie mieści się chociażby Jürgen Habermas, myśliciel uchodzący za jednego z głównych przedstawicieli szkoły frankfurckiej – grupy socjologów mającej znaczący wpływ na młodych buntowników lat 60. ubiegłego wieku.
„Frankfurtczycy" tropili wszelkie przejawy tendencji autorytarnych w mieszczańskiej kulturze niemieckiej, której charakter oddaje przypisywany cesarzowi Wilhelmowi II znany slogan „trzy K" („Kinder, Küche, Kirche" – dzieci, kuchnia, Kościół). Podejrzliwy i krytyczny stosunek do religii wydawał się w przypadku szkoły frankfurckiej czymś oczywistym.
A jednak później Habermas zaczął przewartościowywać swoje poglądy. Dawał temu wyraz podczas toczącej się od roku 2004 debaty z kardynałem Josephem Ratzingerem, którą przywołuje w najnowszym wydaniu „Pressji" (numer 36) redaktor naczelny tego kwartalnika Paweł Rojek. Habermas zaapelował o to, by oświeceniowy rozum porzucił uprzedzenia wobec zachowanego gdzieniegdzie w ponowoczesnych społeczeństwach dziedzictwa religijnego i uznał owo dziedzictwo za swojego sojusznika w – jak ujmuje to niemiecki myśliciel – „przeciwdziałaniu powolnej entropii ubogich zasobów sensu". Staje się to koniecznością naszej epoki, bo – jak przekonuje Habermas – „rozum praktyczny nie osiąga swojego celu, gdyż nie ma dość sił, by w świeckich umysłach obudzić i utrzymać w przytomności świadomość okaleczonej na całym świecie solidarności – świadomość tego, co zostało utracone, a co woła o pomoc do nieba".
Czy to oznacza zwątpienie w projekt oświeceniowy? Bynajmniej. „Celem zwrotu postsekularnego – czytamy w tekście Rojka – jest nie tylko wzbogacenie oświeceniowego rozumu o treści wydestylowane z tradycji religijnych, lecz także włączenie członków wspólnot religijnych do życia liberalnych i demokratycznych społeczeństw".
Z tego wynika, że Kościół jest dziś lewicy potrzebny głównie jako dostarczyciel paliwa duchowego, ale pod warunkiem, że będzie legitymizował jej dogmaty. W przeciwnym bowiem razie, uważając siebie za jedynego depozytariusza prawdy i oczekując ze strony nowoczesności skruchy, będzie musiał odpowiadać na kierowane pod jego adresem zabójcze oskarżenia o ciągoty faszystowskie. Możemy sobie więc wyobrazić dyskusje pięknoduchów z dwóch stron barykady, którzy wspólnie utyskują nad problemami wykluczenia ekonomicznego, motywowanego religijnie terroryzmu, zanieczyszczeń środowiska naturalnego, ale właściwie do żadnego konstruktywnego wniosku nie dochodzą.