Intronizujmy Chrystusa Króla - felieton Filipa Memchesa

Kiedy w Polsce toczy się bój o świeckie państwo, w Europie Zachodniej religia w kręgach lewicowych wraca poniekąd do łask, czego przejawem jest zjawisko postsekularyzmu.

Publikacja: 11.10.2014 11:00

Intronizujmy Chrystusa Króla - felieton Filipa Memchesa

W tym nurcie mieści się chociażby Jürgen Habermas, myśliciel uchodzący za jednego z głównych przedstawicieli szkoły frankfurckiej – grupy socjologów mającej znaczący wpływ na młodych buntowników lat 60. ubiegłego wieku.

„Frankfurtczycy" tropili wszelkie przejawy tendencji autorytarnych w mieszczańskiej kulturze niemieckiej, której charakter oddaje przypisywany cesarzowi Wilhelmowi II znany slogan „trzy K" („Kinder, Küche, Kirche" – dzieci, kuchnia, Kościół). Podejrzliwy i krytyczny stosunek do religii wydawał się w przypadku szkoły frankfurckiej czymś oczywistym.

A jednak później Habermas zaczął przewartościowywać swoje poglądy. Dawał temu wyraz podczas toczącej się od roku 2004 debaty z kardynałem Josephem Ratzingerem, którą przywołuje w najnowszym wydaniu „Pressji" (numer 36) redaktor naczelny tego kwartalnika Paweł Rojek. Habermas zaapelował o to, by oświeceniowy rozum porzucił uprzedzenia wobec zachowanego gdzieniegdzie w ponowoczesnych społeczeństwach dziedzictwa religijnego i uznał owo dziedzictwo za swojego sojusznika w – jak ujmuje to niemiecki myśliciel – „przeciwdziałaniu powolnej entropii ubogich zasobów sensu". Staje się to koniecznością naszej epoki, bo – jak przekonuje Habermas – „rozum praktyczny nie osiąga swojego celu, gdyż nie ma dość sił, by w świeckich umysłach obudzić i utrzymać w przytomności świadomość okaleczonej na całym świecie solidarności – świadomość tego, co zostało utracone, a co woła o pomoc do nieba".

Czy to oznacza zwątpienie w projekt oświeceniowy? Bynajmniej. „Celem zwrotu postsekularnego – czytamy w tekście Rojka – jest nie tylko wzbogacenie oświeceniowego rozumu o treści wydestylowane z tradycji religijnych, lecz także włączenie członków wspólnot religijnych do życia liberalnych i demokratycznych społeczeństw".

Z tego wynika, że Kościół jest dziś lewicy potrzebny głównie jako dostarczyciel paliwa duchowego, ale pod warunkiem, że będzie legitymizował jej dogmaty. W przeciwnym bowiem razie, uważając siebie za jedynego depozytariusza prawdy i oczekując ze strony nowoczesności skruchy, będzie musiał odpowiadać na kierowane pod jego adresem zabójcze oskarżenia o ciągoty faszystowskie. Możemy sobie więc wyobrazić dyskusje pięknoduchów z dwóch stron barykady, którzy wspólnie utyskują nad problemami wykluczenia ekonomicznego, motywowanego religijnie terroryzmu, zanieczyszczeń środowiska naturalnego, ale właściwie do żadnego konstruktywnego wniosku nie dochodzą.

W debacie Habermasa z kardynałem Ratzingerem pojawia się jednak wątek, który wskazuje na realną zbieżność poglądów obu myślicieli. Chodzi o inżynierię genetyczną. To, że katolicki hierarcha dostrzega poważne niebezpieczeństwa związane z wchodzeniem człowieka w rolę Boga, nie powinno dziwić. Inaczej jednak jest w przypadku lewicowca, przekonanego – jak mogłoby się wydawać – o tym, że ludzkość posuwa się na drodze postępu i usamodzielnia względem rozmaitych ograniczających ją tradycji religijnych.

A jednak i „frankfurtczyk" skonstatował, że nie można abstrahować od tego, iż inżynieria genetyczna wykraczająca poza działania o celach terapeutycznych i używana do realizacji przedsięwzięć eugenicznych przywołuje skojarzenia z eksperymentami, jakie na ludziach przeprowadzali naukowcy w III Rzeszy.

Znamienne, że temat postsekularyzmu Habermasa „Pressje" podejmują w kontekście rozważań nad intronizacją Chrystusa Króla. Wielu Polakom kojarzy się ona ze swoistym prawicowym obciachem: politycznym operowaniem kategoriami religijnymi, które przybiera karykaturalne formy i zalatuje na kilometr bigoterią. W dodatku lewica i liberałowie stawiają orędownikom intronizacji Chrystusa Króla zarzut, że zamiast troszczyć się o własne nawrócenie, próbują narzucać z użyciem politycznego przymusu wiarę katolicką ogółowi społeczeństwa.

Tymczasem – jak w „Pressjach" wyjaśnia na przykład znany filozof i teolog ksiądz Czesław Stanisław Bartnik – elementy przaśnej, prymitywnej, bogoojczyźnianej egzaltacji nie powinny tu przesłaniać sedna sprawy. Intronizacja Chrystusa Króla łączy się z uznaniem faktu, że to chrześcijaństwo z jego koncepcją danej człowiekowi przez Stwórcę niezbywalnej godności, a nie żadna świecka ideologia, jest aksjologicznym gwarantem porządku społecznego, w którym chronione są prawa obywatelskie. Odwołuje się ono bowiem do trwałych wartości moralnych, a nie – jak oświeceniowy rozum – do suwerennych decyzji grupy politycznej dzierżącej akurat ster władzy.

Można więc wierzyć w zmartwychwstanie Jezusa lub nie – niech to każdy człowiek rozstrzyga we własnym sumieniu – ale jeśli chrześcijaństwo nie będzie głównym drogowskazem w polityce, to żywione przez takiego poczciwego, staroświeckiego lewicowca jak Habermas obawy o przyszłość ludzkości mogą się okazać niewystarczające, żeby powstrzymać rozmaite szaleństwa. Wszystko jedno, czy będzie to powrót eugeniki czy też otwieranie dyskusji o legalizacji kazirodztwa.

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów