Na całym świecie rozbrzmiewa wołanie artysty: „pozwólcie mi dać z siebie wszystko!” – mówi jeden z bohaterów filmu „Uczta Babette”. I doskonale wie, o czym mówi, bo sam jest śpiewakiem; na niewielu rzeczach zna się więc równie dobrze co na wydzierających się wniebogłosy artystach. Ale podobne rzeczy mówią też czasami kolarze, którzy zawiedli na kluczowych etapach Wielkiej Pętli: „Nawet nie dałem rady się zmęczyć. Opadłem z sił, zanim zdołałem dać z siebie wszystko”.
„Pozwólcie mi dać z siebie wszystko!” – te słowa mają rangę cytatów biblijnych umieszczanych przez księży na odwrocie ich obrazków prymicyjnych. Jakiegoś szczególnie bliskiego ich sercu fragmentu Pisma, który będą trzymać przed sobą jak wątły płomień świecy oświetlający ich drogę, kiedy zawiedzie wszystko inne. Dać z siebie wszystko, rozrzucić hojnym gestem, niczego nie zostawić dla siebie. Nie chować w zakamarku serca żadnej urazy. Opróżnić spichlerze ze wszystkich niezrealizowanych pomysłów i zamiarów. Wyrzucić za drzwi ust wszystkie wyznania, złożyć odłożone w czasie pocałunki na ołtarzach odpowiednich czół i warg, zanim będzie za późno. Dać z siebie wszystko. Z rozmachem, do utraty tchu.
Czytaj więcej
Wszystko, co w polskości najlepsze, zaczyna się od tego gestu. Odrzucenia cudzej łaski i gwarantowanego z zewnątrz spokoju.
Czy nie o tym mówił Jezus bogatemu młodzieńcowi, zanim tamten odszedł zasmucony? Pomyślał sobie pewnie, że Nauczyciel chce go wtrącić w nędzę, a Ten tylko próbował zrobić z niego artystę. „Daj z siebie wszystko i chodź ze mną”. A On sam, czy na koniec nie dał z siebie wszystkiego? Oddał swoje ubranie, swoją godność, wydał swoje ciało katom, jak wydaje się ostatnie pieniądze głodującemu na ulicy. A potem, kropla po kropli, wylał z siebie całą krew. Prosił Ojca, żeby pozwolił mu dać z siebie wszystko. I Ten go wysłuchał. „Dokonało się”. Nie „umieram” czy „odchodzę” – ostatnie ze słów wypowiedzianych na krzyżu nie mówi niczego o Nim, tylko o Dziele, które wykonał. Doskonale – dając z siebie więcej niż wszystko.