"List na temat znaczenia studium historii Kościoła” to jeden z istotniejszych w tym roku takich dokumentów Franciszka. Choć tytuł może sugerować, że skierowany jest on do formatorów seminaryjnych, historyków czy duchownych, to wczytać się w niego powinni wszyscy katolicy, bo zawiera przypomnienie, że ci, którzy historii Kościoła nie znają, łatwo ulegają manipulacjom. Zbyt łatwo popadają w nastrój końca czy histerii, dają się zwieść rzekomym „uzdrowicielom życia kościelnego”, którzy w istocie odwołują się do mitologii, historii przykrojonej na miarę kościelnej apologii.
Czytaj więcej
Kolejne posiedzenie Konferencji Episkopatu Polski pokazało stopień odklejenia hierarchów od rzeczywistości społecznej.
„Nikt nie może naprawdę wiedzieć, kim jest i kim zamierza być jutro, bez pielęgnowania więzi łączącej go z pokoleniami, które go poprzedziły” – pisze papież. „Studiowanie i opowiadanie historii pomaga bowiem podtrzymywać »płomień zbiorowej świadomości«”, chroni wiernych przed „monofizytyzmem eklezjologicznym”, czyli „przed zbyt anielską koncepcją Kościoła, Kościoła, który nie jest prawdziwy, ponieważ nie ma swoich plam i zmarszczek”. „Historia Kościoła pomaga nam spojrzeć na prawdziwy Kościół, aby móc kochać Kościół, który naprawdę istnieje i który się nauczył – i nadal uczy się – na swoich błędach i upadkach. Ten Kościół, który rozpoznaje siebie także w swoich mrocznych momentach, staje się zdolny do zrozumienia plam i ran świata, w którym żyje, i jeśli próbuje ten świat uzdrowić i sprawić, by wzrastał, uczyni to w taki sam sposób, w jaki próbuje siebie samego uzdrowić i sprawić, by sam wzrastał, nawet jeśli często mu się to nie udaje”.
Istotne jest także, co zaznacza papież, skorygowanie kościelnego triumfalizmu, który „sprawia, że rozumiemy rzeczywistość jedynie z perspektywy triumfalistycznej obrony własnej funkcji lub roli, jaką się pełni”.