Donald Trump jest przedstawiany, również przez część religijnej prawicy, jako dowód na trwałość konserwatywnych wartości, chociaż stanowi raczej dowód na to, że laicyzacja dotyka również prawą stronę sceny politycznej.
Czytaj więcej
Migracyjny populizm ograniczył przestrzeń na politykę poważną, pozbawioną frazesów i niedostosowującą się do emocji i lęków społecznych.
Życie Donalda Trumpa jest dalekie od chrześcijańskich standardów. Dlaczego dla wyborców nie ma to znaczenia?
Amerykański prezydent elekt jest ostatnią osobą, która może uchodzić za reprezentanta religijnej strony USA. Niedzielne poranki, inaczej niż ogromna część jego wyborców, spędza na polu golfowym, a nie na nabożeństwie. Natomiast jego życie osobiste – i jest to dość delikatne określenie – dalekie jest od chrześcijańskich standardów, a jego przywiązanie (potwierdzone konkretnymi decyzjami, choćby w sprawie składu Sądu Najwyższego) do sprzeciwu wobec aborcji jest dość świeżej daty. Tyle że to nie ma znaczenia, bo w laicyzującym się świecie, także po prawej stronie, to nie realna religijność, nie wierność wyznawanym zasadom są kluczowe. Liczą się skuteczność oraz umiejętność budzenia emocji.
Amerykański prezydent elekt jest ostatnią osobą, która może uchodzić za reprezentanta religijnej strony USA. Niedzielne poranki, inaczej niż ogromna część jego wyborców, spędza na polu golfowym, a nie na nabożeństwie.
A Donald Trump robi to niezwykle skutecznie, ponadto efektywnie przesuwa zainteresowanie wyborców z kwestii religijnych na tożsamościowe. Jego podejście do migracji, odwoływanie się do spiskowej teorii zastąpienia białych protestanckich Amerykanów przez migrantów jest nie do pogodzenia z chrześcijańskim myśleniem. Niemniej dla jego wyborców nie ma to większego znaczenia, bo w tej sprawie kierują się oni z jednej strony głęboko zakorzenionym, systemowym rasizmem, a z drugiej kwestiami społecznymi. Obawa przed migracją związana jest bowiem z faktem, że napływ nowych, często nielegalnych migrantów, sprawia, że w niższych klasach społecznych płace spadają i coraz trudniej jest utrzymać się ich członkom na powierzchni. Owszem masowa migracja jest opłacalna dla gospodarki, dla wielkiego biznesu, a nawet dla ubożejącej klasy średniej, która może utrzymać poziom życia dzięki tańszym, zapewnianym przez migrantów usługom, ale jest ekonomicznym zagrożeniem dla uboższych warstw amerykańskiego społeczeństwa. I dlatego, nie tylko wśród białych, ale także wśród części Latynosów, zwycięża Trump. Prawicowy populizm, mimo że konserwatywnie opakowany, ma w istocie socjalne i ekonomiczne podłoże.