Tomasz P. Terlikowski: Czy Donald Trump jest człowiekiem religijnym?

Zwycięstwo Donalda Trumpa uświadamia nam dwie kwestie. Po pierwsze, laicyzacja, która jest faktem, wpływa na politykę, ale, po drugie, wcale nie rozstrzyga sporów cywilizacyjnych.

Publikacja: 07.11.2024 14:09

Tomasz P. Terlikowski: Czy Donald Trump jest człowiekiem religijnym?

Foto: REUTERS/Brendan McDermid

Donald Trump jest przedstawiany, również przez część religijnej prawicy, jako dowód na trwałość konserwatywnych wartości, chociaż stanowi raczej dowód na to, że laicyzacja dotyka również prawą stronę sceny politycznej.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Wszyscy jesteśmy populistami

Życie Donalda Trumpa jest dalekie od chrześcijańskich standardów. Dlaczego dla wyborców nie ma to znaczenia?

Amerykański prezydent elekt jest ostatnią osobą, która może uchodzić za reprezentanta religijnej strony USA. Niedzielne poranki, inaczej niż ogromna część jego wyborców, spędza na polu golfowym, a nie na nabożeństwie. Natomiast jego życie osobiste – i jest to dość delikatne określenie – dalekie jest od chrześcijańskich standardów, a jego przywiązanie (potwierdzone konkretnymi decyzjami, choćby w sprawie składu Sądu Najwyższego) do sprzeciwu wobec aborcji jest dość świeżej daty. Tyle że to nie ma znaczenia, bo w laicyzującym się świecie, także po prawej stronie, to nie realna religijność, nie wierność wyznawanym zasadom są kluczowe. Liczą się skuteczność oraz umiejętność budzenia emocji.

Amerykański prezydent elekt jest ostatnią osobą, która może uchodzić za reprezentanta religijnej strony USA. Niedzielne poranki, inaczej niż ogromna część jego wyborców, spędza na polu golfowym, a nie na nabożeństwie. 

A Donald Trump robi to niezwykle skutecznie, ponadto efektywnie przesuwa zainteresowanie wyborców z kwestii religijnych na tożsamościowe. Jego podejście do migracji, odwoływanie się do spiskowej teorii zastąpienia białych protestanckich Amerykanów przez migrantów jest nie do pogodzenia z chrześcijańskim myśleniem. Niemniej dla jego wyborców nie ma to większego znaczenia, bo w tej sprawie kierują się oni z jednej strony głęboko zakorzenionym, systemowym rasizmem, a z drugiej kwestiami społecznymi. Obawa przed migracją związana jest bowiem z faktem, że napływ nowych, często nielegalnych migrantów, sprawia, że w niższych klasach społecznych płace spadają i coraz trudniej jest utrzymać się ich członkom na powierzchni. Owszem masowa migracja jest opłacalna dla gospodarki, dla wielkiego biznesu, a nawet dla ubożejącej klasy średniej, która może utrzymać poziom życia dzięki tańszym, zapewnianym przez migrantów usługom, ale jest ekonomicznym zagrożeniem dla uboższych warstw amerykańskiego społeczeństwa. I dlatego, nie tylko wśród białych, ale także wśród części Latynosów, zwycięża Trump. Prawicowy populizm, mimo że konserwatywnie opakowany, ma w istocie socjalne i ekonomiczne podłoże.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Przed tym nie ma ucieczki. Jak Kościół otwiera się na kobiety?

Kogo odstraszyły proaborcyjne poglądy Kamali Harris? Głosy tych kobiet uznała już za swoje 

To wszystko nie zmienia jednak faktu, że dokonująca się w USA laicyzacja oraz zmiany moralne, które dotykają to społeczeństwo, nie są rozstrzygające, jeśli chodzi o tzw. wojnę kultur. Nie jest wcale tak, że większość Amerykanów chce wolnego dostępu do aborcji, nawet jeśli ich spora część nie chce jej zakazu. Ten podział, o czym też warto pamiętać, odnosi się nie tylko do mężczyzn, ale i do kobiet. Część białych kobiet, których głosy Kamala Harris uznała już za swoje, nie zagłosowała na nią nie z powodu jej płci czy z powodu jej pochodzenia, ale dlatego, że nie akceptuje jej proaborcyjnych poglądów. Inaczej niż w Europie Zachodniej (ale podobnie jak w Polsce) kwestie moralne dzielą społeczeństwo amerykańskie i choć strona progresywna nieustannie powtarza, że jest na fali wznoszącej, to wyniki wyborcze często przeczą tym tezom.

To zresztą falsyfikuje przekonanie, że laicyzacja zawsze wiąże się z odejściem od bardziej tradycyjnej moralności. Tak nie jest, bo w polityce zlaicyzowanej kwestie moralne zostają przesunięte do sfery tożsamościowej i stają się sposobem zachowania własnej tożsamości, która rzekomo ma być (nie ma przy tym znaczenia, czy tak jest w rzeczywistości) zagrożona przez zmiany obyczajowe. Można oczywiście wskazywać, że oparcie zasad moralnych na takich fundamentach jest budowaniem na piasku, ale w niczym nie zmienia to faktu, że pozostaje politycznie skuteczne. I tego też uczą nas te wybory.

Donald Trump jest przedstawiany, również przez część religijnej prawicy, jako dowód na trwałość konserwatywnych wartości, chociaż stanowi raczej dowód na to, że laicyzacja dotyka również prawą stronę sceny politycznej.

Życie Donalda Trumpa jest dalekie od chrześcijańskich standardów. Dlaczego dla wyborców nie ma to znaczenia?

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Jędrzej Pasierski: Dobre kino dla 6 widzów