Mariusz Cieślik: Mój pierwszy pogrzeb

Istnieje w nas potrzeba rytuału. Zwłaszcza kiedy idzie o sprawy ostateczne. O te momenty, gdy chcemy usłyszeć, że coś po nas zostanie.

Publikacja: 25.10.2024 14:32

Mariusz Cieślik: Mój pierwszy pogrzeb

Foto: Adobe Stock

Pewnie zawsze tak było, bo praca w mediach to praca dla ludzi młodych. Ale teraz jest bardziej. Podejrzewam, że większość osób związanych z branżą od lat zadaje sobie podobne pytanie: czy uda im się dotrwać w zawodzie do emerytury. A jeśli nie zadają sobie tego pytania, to powinni zacząć. Bo tempo zmian technologicznych sprawia, że w zasadzie nikt nie może być pewny jutra. Trzeba do tego jeszcze dodać niewiarygodne wręcz upartyjnienie sfery mediów w Polsce. I wtedy okaże się, że dla ludzi starających się przestrzegać profesjonalnych standardów prawie nie ma miejsca na rynku. Tymi refleksjami dzieliłem się już z czytelnikami kilkukrotnie. Nie dlatego, że martwię się o swój los. Przede wszystkim z tego powodu, że media mają ogromny wpływ na społeczny ład i jakość demokracji. I dziś jest to wpływ destrukcyjny.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Kononowicz patronem rządu Donalda Tuska. Nie będzie niczego

Ale istnieje, rzecz jasna, również prywatny wymiar tego procesu, o czym doskonale wie otoczenie każdego człowieka mediów. Pytanie brzmi: co innego można robić, jeśli całe dorosłe życie przepracowało się w tej branży? W rozmowach z najbliższymi regularnie powtarzałem, że jedyną szansą jest dla mnie Uber, ale ostatnio żona znalazła mi znacznie ciekawszą profesję na przyszłość. „Świecki mistrz ceremonii pogrzebowych – to jest coś dla ciebie” – oznajmiła. „Ci, którzy wyrobili sobie markę, mają tyle propozycji, że muszą odmawiać”. Ponoć najlepsi są często zmuszani nagrywać filmy z ostatnim pożegnaniem, bo nie są w stanie przyjechać wszędzie tam, gdzie są zapraszani. Prawda, że to fantastyczny temat do towarzyskich anegdot?

Świeckie ceremonie pogrzebowe, zwykle połączone z kremacją, to dziś codzienność, bo Polacy masowo odchodzą od Kościoła. Powszechne przekonanie, że żyjemy w kraju katolickim, nie ma oparcia w faktach.

Wydawało mi się, że jako człowiek piszący próbowałem już wszystkiego. Scenariusze, powieści, opowiadania, sztuki teatralne, wywiady rzeki, biografie, o artykułach czy felietonach nie wspominając. Ale takiego zamówienia jeszcze nie miałem. Przyjaciółka poprosiła o zredagowanie tekstu pożegnania ojca. Muszę przyznać, że jest to doświadczenie osobliwe. Bliskie tworzeniu literatury. Bardzo emocjonalne, bo przecież z każdego słowa kapią tu łzy. Z powodów zawodowych nie mogłem, niestety, uczestniczyć w pogrzebie, ale chyba całkiem nieźle sprawdziłem się w nowej roli. Zrelacjonowano mi, że pożegnanie było jednym z najbardziej wzruszających momentów ceremonii.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Janusz Palikot to główna ofiara afery z alkotubkami

„Naród, który przesiaduje na cmentarzach nie może być normalny” – cytat z przedstawienia offowego teatru z czasów licealnych zapamiętałem na lata. Choć wtedy wydawało mi się, że to prawda, dziś wiem, że jest dokładnie na odwrót. Naród, który na cmentarzach przesiaduje, jest normalny. Każdy 1 listopada dowodzi, że z Polakami nie jest tak źle, jak się czasem mówi. Prawdziwy problem mają te społeczeństwa, które porzucają swoich zmarłych. Przeszłość prędzej czy później wraca, zwłaszcza ta przemilczana i nierozliczona. Jeśli komuś się wydaje, że to jakaś polska czy środkowoeuropejska specyfika, niech się przyjrzy temu, co dzieje się w Hiszpanii wokół wojny domowej czy w USA w związku z niewolnictwem i segregacją rasową.

Świeckie ceremonie pogrzebowe, zwykle połączone z kremacją, to dziś codzienność, bo Polacy masowo odchodzą od Kościoła. Powszechne przekonanie, że żyjemy w kraju katolickim, nie ma oparcia w faktach. Na msze uczęszcza 30 proc. społeczeństwa, do komunii przystępuje jeszcze mniej. Co więcej, wrogość wobec katolicyzmu jest uważana za dowód na „nowoczesność” czy „postępowość”. Szczególnie obnoszą się z nią ludzie, którzy osiedlili się w wielkich miastach, a pochodzą z religijnej prowincji, i w ten sposób chcą się odciąć od korzeni. A jednak istnieje w nas wszystkich potrzeba rytuału. Zwłaszcza kiedy idzie o sprawy ostateczne. O te momenty, gdy chcemy usłyszeć, że coś po nas zostanie. Że życie ma jednak sens. Nawet ci, którzy religii się wyrzekli, w tej akurat kwestii zachowują formy parareligijne. Dlatego przed mistrzami świeckich ceremonii pogrzebowych wielka przyszłość.

Pewnie zawsze tak było, bo praca w mediach to praca dla ludzi młodych. Ale teraz jest bardziej. Podejrzewam, że większość osób związanych z branżą od lat zadaje sobie podobne pytanie: czy uda im się dotrwać w zawodzie do emerytury. A jeśli nie zadają sobie tego pytania, to powinni zacząć. Bo tempo zmian technologicznych sprawia, że w zasadzie nikt nie może być pewny jutra. Trzeba do tego jeszcze dodać niewiarygodne wręcz upartyjnienie sfery mediów w Polsce. I wtedy okaże się, że dla ludzi starających się przestrzegać profesjonalnych standardów prawie nie ma miejsca na rynku. Tymi refleksjami dzieliłem się już z czytelnikami kilkukrotnie. Nie dlatego, że martwię się o swój los. Przede wszystkim z tego powodu, że media mają ogromny wpływ na społeczny ład i jakość demokracji. I dziś jest to wpływ destrukcyjny.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Tomasz Wasilewski: Schować się czy iść potańczyć?
Materiał Promocyjny
Telewizor w inteligentnym, bezpiecznym domu
Plus Minus
„Like a Dragon: Yakuza”: Wejście smoka
Plus Minus
Kogo zdradził Jürgen Klopp
Plus Minus
„Ozland. Przestrzeń jest wszystkim”: Ukradziona rzeka
Plus Minus
„Patrz pod nogi. O zbieraniu rzeczy”: Laleczka znaleziona w kartoflach
Plus Minus
Cicho sza, zamilczcie, „rasiści”!