Aktualizacja: 22.02.2025 00:10 Publikacja: 07.10.2022 17:00
Jerzy Urban
Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska
Ze wszystkich opłakujących Jerzego Urbana to właśnie Jan Hartman przedstawił najbardziej spójną i szczerą ocenę nieświętej pamięci zmarłego. Zawstydził tych, którzy aby usprawiedliwić swoją żałobę po „Goebbelsie stanu wojennego”, uciekali się do tłumaczeń, że to było dawno, takie były czasy, Urban był ideowcem, a w ogóle to już za samą błyskotliwą inteligencję i dobre pióro nie można do niego przykładać kryteriów moralnych stosowanych wobec osób mniej sprawnie posługujących się słowem.
Jak wynika z najnowszych danych Eurostatu w 2024 roku w Polsce ze sztucznej inteligencji sięgało zaledwie 6 proc. polskich przedsiębiorstw. W grupie małych i średnich przedsiębiorstw odsetek ten był jeszcze niższy.
Oto prawdziwa nauka płynąca z „Na smyczy Kremla”: powierzchnia życia politycznego w Europie i gdzie indziej jest tylko pozornie tym, czym się wydaje i za co ją bierzemy.
I cóż, że z Czech, skoro „Kingdom Come: Deliverance II” cieszy i na dodatek bawi.
Zależność pomiędzy gatunkami zwierząt przypomina relację ludzi, którzy znali się w szkole, ale ich drogi się rozeszły.
„3000 metrów nad ziemią” dzieli widzów. Jedni się bawią, drudzy są rozczarowani.
Jan Englert jako król Lear w Narodowym, Jerzy Stuhr w roli Stanisławskiego w Polonii, Olbrychski jako Monet w Imce, Adam Ferency w „Czego nie widać” w Komedii firmują sceniczne premiery.
Nie byłoby sukcesu tygodnika „Nie” i medialnej pozycji Jerzego Urbana, gdyby nie jego wieloletni celebrytyzm w roli rzecznika. Na tym fundamencie zbudował wszystko, a nie na subtelnościach ironii i ostrym piórze publicysty.
Niniejszym staję w obronie Jerzego Urbana. Bronię jego duszy, gdziekolwiek aktualnie się znajduje, przed totalistami, przy zapędach których system, jakiemu Urban rzecznikował, to Przedszkole Słoneczko.
Łatwo jest bić się w cudze piersi. W piersi Jerzego Urbana to już w ogóle żadna sztuka. Do wykonania jest dziś znacznie ważniejsza robota. Wydostanie się spod jego cienia.
Dziś ocenia się ludzi wyłącznie według jednej zasady: czy on jest nasz, czy ich. Jeśli jest nasz, to mu wszystko wybaczamy.
Nie, to nie jest takie proste. Jerzy Urban nie był propagandystą władzy, która nam się nie podobała. Był bardzo wysoko postawionym funkcjonariuszem reżimu, który ludzi nie tylko gnoił, ale też więził i mordował. Taka subtelna różnica z propagandystami współczesnymi.
Nie wszyscy w PRL-u byli uświnieni – wbrew temu, co twierdził Jerzy Urban. Przypadek Franciszka Pieczki dowodzi, że można było robić karierę, żyjąc przyzwoicie.
Pragnę zapytać dziennikarzy wywodzących się z Polski antykomunistycznego sprzeciwu; dziennikarzy hołdujących na co dzień najwyższym standardom naszego zawodu: jak się czujecie na swoich łamach obok „dziennikarza” Jerzego Urbana?
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas