Rok 1930 okaże się dla Marianny wyjątkowo trudny. Najpierw na chwilę straci jednego syna, a potem na zawsze drugiego. O trzecim nie będzie miała żadnych informacji.
U progu lat trzydziestych już niemal wszyscy w Krakowie wiedzą, że u sióstr felicjanek mieszka matka tych franciszkanów od „Rycerza" z Niepokalanowa. Marianna zresztą okazuje się chodzącą reklamą pisma. W jego zachwalaniu momentami może sprawiać wrażenie wręcz natrętnej. Coraz częściej jest też pośredniczką przy zamówieniach prenumeraty gazety, szczególnie dla felicjanek z różnych domów. Przez nią załatwiają kolejne numery, kalendarze. Z kolei felicjanki przekazują dla franciszkańskiej szkoły w Niepokalanowie podręczniki i książki. „N. Mój Ojczulku, jeżeli masz kalendarze nazbyt, to mi przyślij 20, a jeżeli nie bardzo zbywające, to mi przyślij 10, może jeszcze sprzedam – bo ci znów pieniądze odeślę to już przekazem". Marianna pilnuje dat pojawienia się nowego numeru i chętnie rozprowadza go, a także kalendarze, wszystkim zainteresowanym. Jest bardzo zaangażowana w tę działalność, przeżywa wszystko, co dzieje się w Niepokalanowie, wypytuje o szczegóły. Całe to dzieło traktuje jako owoc swoich modlitw. Misję ojca Maksymiliana szerzenia Niepokalanej w dalekich krajach przyjęła z wielkim przejęciem.
W styczniu 1930 roku ojciec Maksymilian wyjeżdża za granicę: odwiedzi Włochy, Francję, pozałatwia wizy i różne ważne sprawy, by ostatecznie dostać się do Japonii. Marianna dostaje pocztówkę napisaną w Marsylii. Właściwie to nie jest pocztówka, tylko zdjęcie jej syna i trzech braci franciszkanów na tle Koloseum. Maksymilian pisze:
„Już dojechaliśmy do portu Marsylii, skąd jutro wyruszamy okrętem. W Rzymie byliśmy u Ojca św., w katakumbach, gdzie ukrywali się pierwsi chrześcijanie, i w Koloseum, gdzie męczono pierwszych chrześcijan". Parę dni później Marianna dostaje kolejną kartkę, tym razem z widokiem statku na morzu. Kilka słów, które znajdują się na odwrocie, Maksymilian kreślił właśnie na morzu, przed pierwszym przystankiem w Port Saidzie: „A jutro o godzinie 7 dojeżdżamy do Afryki i Azji. Jeszcze 30 dni okrętem". W maju Marianna nareszcie trzyma w rękach pocztówkę z japońskimi niezrozumiałymi znakami i fotografią katedry w Nagasaki: „Najdroższa Mamo! Po 12-dniowym pobycie w Chinach (w mieście Szanghaju) i założeniu tam gniazdka, skąd wolno nam będzie szerzyć Rycerza na Chiny, i pozostawieniu tam dwóch braci z drugimi dwoma wyjechałem do Japonii do miasta Nagasaki. Biskup tego miasta, Japończyk, na którego kilka dni czekaliśmy, dzisiaj, powróciwszy, nas przyjął i pozwolił na wydawanie Rycerza i założenie Niepokalanowa. Cześć Niepokalanej. Ja będę uczył filozofii w tutejszym Seminarium japońskim". Pierwszy numer „Rycerza Niepokalanej" po japońsku Maksymilian przywiózł ze sobą do Polski już w lipcu. Przyjechał wtedy specjalnie na kapitułę, która odbywała się we Lwowie i podczas której otrzymał zatwierdzenie placówki misyjnej w Nagasaki. Dotarł tam jakoś przez Rosję, a szczegóły tej podróży nie były dla Marianny tajemnicą. Jej trudy wspominała w liście: „Ta podróż przez Bolszewię jeszcze mnie teraz strachem przejmuje. Jakżeż to było możebne przez ich granice i kraj przedostać się księdzu i zakonnikowi, przez to piekło? To już jawny cud!".
Jeszcze w tym samym miesiącu ojciec Maksymilian wraca do Japonii. W czasie krótkiego pobytu w Polsce nie udaje mu się zobaczyć z matką ani na chwilę. „Nie odwiedziłem przed wyjazdem, bo byłbym musiał może później wyjechać, a misje pilniejsze" – napisze potem do Marianny, która, jak się okazuje, nie wiedziała nawet o planach kolejnej podróży syna. W połowie sierpnia pisała bowiem jeszcze do Niepokalanowa, myśląc, że są tam obaj jej synowie: „Najdrożsi Ojczulkowie i Synowie Moi Najukochańsi! Znów się naprzykrzam moim pisaniem, bo się nie mogę doczekać jakiej wiadomości i zupełnie nie wiem, co się z Wami, Moi Najukochańsi, dzieje obecnie. Czy obaj jesteście w Niepokalanowie, czy mogę mieć nadzieję, że mnie wkrótce który z Was, Moi Najukochańsi, odwiedzi, bo mam parę złotych, których nie chciałabym pocztą posłać... Często mi się po głowie snuje, żeby jechać do Niepokalanowa i o wszystkim się dowiedzieć ustnie, ale znowu nie wiem, czy prosić M. Przełożoną, bo podróż dużo kosztuje i Wam też trudno ze mną; ani gdzie umieścić, ani czasu porozmawiać itd., więc czekam i czekam, może przecie się doczekam jakich skutków, ale daremnie... Na żaden mój list nie mam od Was, moi Najukochańsi Synowie, odpowiedzi".