Jak w klasycznym wzorcu heglowskim coś, co było oczywiste, przeszło w swoje zaprzeczenie, by stworzyć nową jakość. A tak naprawdę antyjakość, czyli okraszoną nostalgicznym żalem pustkę.
Przyznam się, że epatowanie tym żalem, tą utraconą pewnością, przechodzące w histerię peregrynacje w poszukiwaniu duchowości to najbardziej obsesyjny i nudny lejtmotyw współczesnej literatury. Mam go szczerze dość. Ów żałosny freudyzm, który szuka metafizyki w kompleksie Edypa, i jego intelektualne potomstwo, które wychodząc od Millera, przez Rotha, po zupełnie już bezradnego Houellebecqa dokonuje całopalenia na ołtarzu biologizmu, nie tyle próbuje zdekonstruować człowieka, ile zastyga w zbiorowym geście bezradności.