Zacznijmy od prawicy. Lubi się ona obnosić ze swoim przywiązaniem do świętości życia i rodziny. W zeszły weekend liczni prawicowi politycy fotografowali się na marszach poświęconych właśnie tym wartościom. Rodzina jest ważna, pod warunkiem że wychowuje dzieci biologiczne – tak przynajmniej wynikało z głośnej i niemądrej wypowiedzi ministra edukacji, który w kilku zacietrzewionych słowach dał w twarz rodzinom zastępczym, wszystkim tym, którzy postanowili wychowywać dzieci adoptowane. Istnieje głęboki rozdźwięk między przekonywaniem kobiet, by nie dokonywały aborcji, lecz oddały urodzone dzieci do adopcji, a taką ideologiczną paplaniną o tym, że od miliardów lat wśród ludzi jest tak, że rodzicem jest ten, kto zradza potomstwo.
Jednak to nic nowego. PiS miało przekonywać matki do rodzenia dzieci z ciężkimi wadami, oferując im państwowe wsparcie. Jak przyszło co do czego, uznało, że sejmowy protest rodziców osób niepełnosprawnych jest polityczny i nasłało na koczujących w Sejmie straż marszałkowską. Skądinąd Jarosław Kaczyński pytany wiosną o wyrok TK w sprawie aborcji odparł, że to nieprawda, że wprowadził on całkowity zakaz przerywania ciąży. – Są ogłoszenia w prasie, które każdy średnio rozgarnięty człowiek rozumie i może sobie taką aborcję za granicą załatwić – tłumaczył szef partii rządzącej. W zakazie aborcji eugenicznej nie chodziło więc o to, by ratować ludzkie życie, lecz by mieć czyste sumienie.
Życie, dzieci i rodzina są dla polityków prawicy świętością też pod warunkiem, że są to polskie dzieci i polskie rodziny. Bo choćby to, co dzieje się z rodzinami z dziećmi na granicy z Białorusią, nikogo po prawej stronie nie wzrusza. Na wyprzódki wyszydzają tych, którzy odwołują się do sumienia, czytając relacje, że Straż Graniczna zawraca na granicę złapane w głębi polskiego terytorium rodziny z małymi dziećmi, by kolejną noc spędziły w lesie. Nie widziałem też szczególnego poruszenia po prawej stronie na wieść, że kilka osób już na granicy z wycieńczenia zmarło.
Aby, broń Boże, kogoś jednak sumienie nie ruszyło, ministrowie ds. bezpieki pokażą obywatelom kadry ze starego filmu zoofilskiego albo z propagandowego filmu ISIS, by przekonać, że ci na granicy to wcale nie są ludzie, że wobec nich nie należy stosować chrześcijańskiego miłosierdzia, bo to terroryści, zboczeńcy i pedofile. Szczególnie te małe dzieci.