Polski desant w Auxerre

W tym małym mieście w Burgundii Polska nie kojarzy się tylko z Chopinem i Wałęsą. Dla najstarszych Polska to Marian Szeja, dla nieco młodszych Andrzej Szarmach i Paweł Janas, a dla najmłodszych Ireneusz Jeleń

Publikacja: 02.04.2010 23:21

Oldboje Auxerre: Andrzej Szarmach (stoi piąty z prawej), Basile Boli (stoi czwarty z prawej), Eric C

Oldboje Auxerre: Andrzej Szarmach (stoi piąty z prawej), Basile Boli (stoi czwarty z prawej), Eric Cantona (stoi pierwszy z prawej)

Foto: EAST NEWS

Association de la Jeunesse Auxerroise powstało w roku 1905, ale przez kolejnych 75 lat klub był znany głównie w najbliższej okolicy. Nikt nie marzył o podboju Francji. Klub założył światły ksiądz Ernest Deschamps, by zachęcić chłopców do pożytecznych zajęć. A więc rano msza, potem szkoła, po południu trening, na który młodzi piłkarze prowadzeni przez księdza szli z pieśnią na ustach. A w niedzielę mecz: wygramy, przegramy – wola Boża.

Ksiądz Deschamps zyskał w miasteczku wielką popularność, a kiedy zmarł w roku 1949, w wieku 81 lat, w jego pogrzebie wzięło udział 10 tysięcy mieszkańców. Wtedy to była połowa Auxerre. Wkrótce zarząd klubu podjął decyzję o nadaniu stadionowi imienia księdza Deschampsa. Dziś ten stadion może pomieścić 24 tysiące kibiców. Bardzo długo klub wyróżniał się tylko tym, że miał trenera, który pozostawał na swoim stanowisku, mimo że wyniki drużyny odbiegały od oczekiwań. Guy Roux już w XXI wieku miał się stać rekordzistą świata w nieistniejącej konkurencji trwania na trenerskim stołku – 45 lat! To człowiek, który z pozoru do futbolu zupełnie nie pasuje. Twarz jak z reklamy pisma dla rolników, maniery też wcale nie światowe, ale autorytet wielki.

[srodtytul]Sześć sezonów Szei[/srodtytul]

To właśnie on uznał, że Polacy są mu potrzebni. Pierwsi pojawili się w Auxerre w połowie lat 70. Kiedy klub awansował do drugiej ligi (1974), musiał się wzmocnić. Szukał bramkarza i napastnika, ale nie miał wielkich pieniędzy. Marian Szeja skończył właśnie 33 lata, w innym francuskim klubie FC Metz ledwie go tolerowano, ale opinia 15-krotnego reprezentanta Polski, pierwszego polskiego bramkarza, który zatrzymał Anglię (w towarzyskim meczu w Liverpoolu w roku 1966) i któremu na Maracanie Pele nie mógł strzelić gola, robiła swoje.

Szeja bardzo szybko stał się pierwszym zagranicznym piłkarzem Auxerre mającym swój fanklub. Nie opuszczał bramki przez sześć sezonów i stał się bohaterem pierwszych meczów, które przyniosły klubowi ogólnokrajowy rozgłos. W roku 1979 jako drugoligowiec Auxerre dotarło do finału rozgrywek o Puchar Francji. Zmierzyło się tam z FC Nantes i przegrało 1:4, ale dopiero po dogrywce. Na YouTube wciąż można zobaczyć, z jak trudnych sytuacji Szeja wychodził obronną ręką.

Rok później Auxerre awansowało pierwszy raz do Ligue 1. Szeja miał już 39 lat i chociaż proponowano mu pozostanie w klubie, postanowił wrócić do Wałbrzycha. Uhonorowano go więc w ten sposób, że kiedy Auxerre rozgrywało na Stade Abbe Deschamps swój pierwszy mecz w najwyższej klasie, Szeja rozpoczął go honorowym kopnięciem piłki. Później jeszcze wielokrotnie powracał do Burgundii, prowadził latem zajęcia z bramkarzami. Kiedy w roku 2000 poważnie zachorował, francuski klub sfinansował operację ratującą mu chorą nogę.

Przy Szei kariery robili dwaj inni Polacy. Napastnikiem, którego szukał klub, był Zbigniew Szłykowicz (ur. 1943), podobnie jak Szeja grający wcześniej w Zagłębiu Wałbrzych. W Auxerre spędził cztery lata (1974 – 1978), tylko w drugiej lidze, odszedł więc przed pierwszymi sukcesami. Ale po kilku latach wrócił, zajął się szkoleniem juniorów. Osiedlił się we Francji, a jego syn Johnny, urodzony w roku 1980, grał w ligowych klubach szwajcarskich Lausanne Sports i Neuchatel Xamax.

Drugi skrzydłowy Józef Klose też ma syna piłkarza Miroslava i jego zna dziś cały świat jako napastnika Bayernu Monachium oraz reprezentacji Niemiec. Klose senior (ur. 1947) trafił do Auxerre w roku 1978, po 12 latach gry w Odrze Opole. Wyjechał do Francji latem 1978 roku, już po narodzinach syna. Był prawym lub lewym skrzydłowym, nosił charakterystyczne wąsy. Po wspomnianym wyżej finale Pucharu Francji dziennik „L’Equipe” napisał: „Niech żyje Polska! Klose i Szeja, siedemdziesiąt lat do spółki, z czego połowa na boisku piłkarskim, przyczynili się do rozsławienia Burgundii, która jest wdzięczna Polsce”.

[srodtytul]Wyjazd? Po trzydziestce[/srodtytul]

Zgodnie z ówczesnymi przepisami we francuskiej drużynie ligowej mogło występować jednocześnie tylko dwóch cudzoziemców. Po awansie do Ligue 1 Auxerre potrzebowało doświadczonego obrońcy, który pokierowałby grą tej formacji. Znakomita opinia, jaką zrobili Polakom Szeja, Szłykowicz i Klose, sprawiła, że klub postanowił szukać kolejnych zawodników w naszym kraju. W innych francuskich drużynach grało wówczas sporo piłkarzy z Polski – potomków emigrantów zarobkowych lub naszych rodaków osiadłych we Francji po wojnie. Żywa też jeszcze była legenda Raymonda Kopy, o jego polskich korzeniach dobrze pamiętano. Francja dopiero stała na progu futbolowych przemian, które zrodziły nowych bohaterów.

Guy Roux zwrócił się o pomoc do Bernarda Blauta, piłkarza Legii Warszawa i reprezentacji Polski, który grał krótko w FC Metz i znał język francuski. Blaut podał trenerowi nazwiska kilku środkowych obrońców, wśród których był Henryk Wieczorek, dziś przewodniczący Rady Miasta Chorzowa.

– Grałem wtedy w Górniku Zabrze, miałem za sobą udział w mistrzostwach świata w Niemczech (1974) i igrzyska olimpijskie w Montrealu (1976) – wspomina Wieczorek. – W tamtym okresie wszyscy chcieliśmy się sprawdzić w zagranicznym klubie, jednak przeszkody, jakie przed nami piętrzono, większości piłkarzom uniemożliwiały wyjazd na Zachód. Przed 30. urodzinami było to praktycznie niemożliwe. Ja skończyłem

30 lat w grudniu 1979. Nie mieliśmy menedżerów, informacje przekazywaliśmy sobie z ust do ust. Kiedy polecił mnie Bernard Blaut, ktoś z Auxerre zadzwonił do Polski z pytaniem, czy jestem zainteresowany grą w tym klubie. Niewiele o nim wiedziałem, ale Francja mnie pociągała. Umówiliśmy się na spotkanie w Krakowie. Przylecieli prywatnym samolotem. Prezydent Auxerre Jean-Claude Hamel, trener Guy Roux i główny sponsor, właściciel jednej z największych w Europie tuczarni indyków, z której reklamą na koszulkach – Chaillotine – przez pewien czas graliśmy. Rozmawialiśmy w hotelu Cracovia, zresztą niedługo, bo szybko doszliśmy do porozumienia. Zgodzili się na wszystkie moje życzenia, a już we Francji ze wszystkiego się wywiązali.

Wieczorek wyjechał do Auxerre z żoną i małym synkiem. Zapakowali dobytek do samochodu Łada i ruszyli w drogę. Na granicy szwajcarsko-francuskiej nie chciano ich jednak przepuścić. – To było na początku lipca 1980 r. – mówi Henryk Wieczorek. – Mieliśmy ważne paszporty, wizy, ale żandarm stwierdził, że musimy jechać blisko 300 kilometrów dalej, do przejścia przeznaczonego dla obywateli krajów socjalistycznych. To byłby spory problem z małym dzieckiem i wypchanym po brzegi samochodem. Nie wiedząc, co robić, chwyciłem się brzytwy. Pokazałem żandarmowi umowę, z której wynikało, że zostałem zawodowym piłkarzem Auxerre. Wtedy on się uśmiechnął i, na ile zdążyłem się zorientować, nie znając francuskiego, spytał, dlaczego nie pokazałem mu tego dokumentu od razu. Po czym natychmiast podniósł szlaban i życzył szczęśliwej podróży. Wtedy zrozumiałem, że dla zawodowego piłkarza miejsce urodzenia i paszport nie mają na Zachodzie znaczenia.

[srodtytul]Diabelski Szarmach[/srodtytul]

Wieczorek po roku gry został kapitanem drużyny. Reprezentował ją nie tylko na boisku, ale i w rozmowach z zarządem. Po nim, choć nie bezpośrednio, tę funkcję przejął Andrzej Szarmach. W roku 1980 miał za sobą już dwa mundiale i tytuł króla strzelców na igrzyskach w Montrealu, a Auxerre dopiero w wielkim futbolu raczkowało. Francuzi oglądali Szarmacha w jednym z meczów polskiej reprezentacji, a kiedy przyjechali do Wieczorka, poprosili go przy okazji o opinię. Nie mogli lepiej trafić. Piłkarze byli kolegami z Górnika Zabrze i Wieczorek wystawił Szarmachowi jak najlepsze świadectwo. Następne pytanie brzmiało: czy możemy go jeszcze obejrzeć na boisku?

Wieczorek zapakował ich więc w Ładę i z Krakowa pojechali do Mielca na przedostatni w sezonie mecz ligowy, po którym Szarmach zawarł z Auxerre ustną umowę, że przejdzie do tego klubu po ukończeniu 30 lat. Urodziny obchodził 3 października. Załatwienie formalności trwało jednak jeszcze półtora miesiąca. Żeby piłkarz mógł wtedy wyjechać, musiał mieć zgodę klubu, okręgu, oficjalnego pracodawcy, PZPN, GKKFiT, w imieniu którego sprawę załatwiał Centralny Ośrodek Sportu. Na każdym z tych szczebli byli ludzie nadstawiający kieszenie.

Za pierwszym razem Francuzi nie byli na coś takiego przygotowani, sądzili, że jadą na kilka godzin, a wrócili po trzech dniach. Najbardziej bolało ich to, że muszą płacić za postój samolotu na Okęciu. Potem już wiedzieli, o co chodzi. Certyfikat Szarmacha wzięli 21 listopada, natychmiast wsadzili piłkarza do samolotu i zawieźli na zbiórkę drużyny przed meczem z Lyonem, odbywającym się następnego dnia. – Nie rozumiałem po francusku, nie miałem pojęcia, jak oni grają. Jedynym znanym mi piłkarzem w drużynie był Henio Wieczorek – opowiada Szarmach. – Na trybunach 10 tysięcy ludzi, wszyscy przyszli zobaczyć, czy ten Polak się do czegoś nadaje. No i strzeliłem od razu bramkę, pierwszą z 96, jakie zdobywałem w lidze dla Auxerre przez pięć sezonów.

Szarmach strzelił w pierwszym sezonie 16 bramek w 20 meczach i szybko się okazało, dlaczego w Polsce nazywano go Diabłem. W Auxerre miał przydomek l’Epervier – Krogulec, ze względu na złamany nos i sposób gry na polu karnym. Jego ofiarami stali się szybko wszyscy francuscy obrońcy. Na trybuny przynoszono transparenty z wizerunkiem Szarmacha, takiej gwiazdy Auxerre wcześniej nie miało.

– Najpierw dali mi mieszkanie na osiedlu – wspomina piłkarz. – Wkrótce dostałem domek. Byłem z żoną. Syn poszedł do zerówki, córka miała półtora roku. Nie mogłem na nic narzekać. Po pierwszym sezonie dwuletni kontrakt przedłużyłem do czterech lat, aż do 36. roku życia. Problem w tym, że Centralny Ośrodek Sportu dał mi zgodę na trzy lata. Po upływie tego terminu za przedłużenie kontraktu zażądał pieniędzy. Nie wiem, ile zapłaciło za mnie Auxerre za pierwszym razem. Podobno 120 tys. dolarów. Nie wiem też, ile COS zażądał ponownie, wiem tylko, że wizja wyjazdu do Warszawy na negocjacje stanowiła dla właścicieli klubu dopust boży. Nie mieli jednak wyjścia. Zgodnie z życzeniem COS zawieźli jakieś telewizory, magnetowidy i inny sprzęt elektroniczny. Wszystko to miało trafić do polskich klubów i mam nadzieję, że tak się stało.

W roku 1982, po mistrzostwach świata w Hiszpanii (Francja przegrała z Polską 2:3 mecz o trzecie miejsce, a jedną z bramek zdobył Szarmach), Henryka Wieczorka na środku obrony Auxerre zastąpił Paweł Janas. Francuzi przygotowywali się do mistrzostw Europy, które za dwa lata miały odbyć się na ich stadionach. – Auxerre miało szkółkę piłkarską od lat 70. - wspomina Szarmach – ale tak się przypadkiem złożyło, że kiedy pojawili się tam Polacy, szkółkę zaczęli opuszczać znani wkrótce zawodnicy. Państwo przeznaczało wtedy pieniądze na rozwój piłkarstwa młodzieżowego w klubach zawodowych I i II ligi. Auxerre sprowadzało zdolnych chłopców z całej Francji, a oni przy nas się uczyli. Klub stać też już było na transfery znanych piłkarzy.

[srodtytul]Razem z Cantoną[/srodtytul]

W roku 1982 Auxerre wzięło do swojej szkółki urodzonego w Abidżanie 15-letniego Basile’a Boli. Wkrótce stał się on uczniem i partnerem Janasa na środku obrony. Po kilku latach strzelił gola, dającego Olympique Marsylia zwycięstwo w finale Ligi Mistrzów nad Milanem. Za Janasem chodził też inny chłopak, sprowadzony z przedmieść Marsylii. Kiedy w roku 1982 odbywały się mistrzostwa świata, jako 16-latek oglądał je w telewizji. Kochał się w królu strzelców Paolo Rossim, a potem zobaczył, że Janas ma jego koszulkę. Prosił o nią, prosił, aż wyprosił. Janas oddał koszulkę, bo widział, że chłopak żyje piłką i ma wyjątkowy talent. Nazywał się Eric Cantona.

– W tym czasie do gry na środku ataku mieliśmy trzech kandydatów. Oprócz mnie byli jeszcze Cantona i Patrice Garande – mówi Szarmach. – Mi lepiej się grało z Cantoną, ale Roux stawiał na Garande’a. Eric był wściekły, bo znał swoją wartość, mimo że nie miał jeszcze 20 lat. Poszedł więc do trenera i powiedział: gram albo odchodzę. Roux się nie zastanawiał i wypożyczył go na pół roku do drugoligowego Martigues. Eric był uczciwy, honorowy, ale pobudliwy, brzydził się przekrętami, więc nie było mu łatwo ani w kolejnych klubach, ani w reprezentacji. Dopiero po latach znalazł swoje miejsce w Manchesterze United. I to jakie!

Guy Roux jest bez wątpienia postacią wyjątkową, jednak podkreślając jego niewątpliwe zasługi, pomija się niesłusznie jego patrona prezydenta AJ Auxerre Jeana-Claude,a Hamela, właściciela sieci garaży i wypożyczalni samochodów ciężarowych. On z kolei piastował swój urząd od roku 1963 do 2009, kiedy zrezygnował, mając 80 lat. Prezydent bardzo lubił polskich piłkarzy. O Roux wyrażają się oni w samych superlatywach.

– Był świetnym psychologiem – wspomina Wieczorek. – Umiał zagrzewać do walki, wiedział, na kogo postawić. Do mnie mówił Eniu. Miałem wrażenie, że prezydent Hamel słucha Rouksa, a nie odwrotnie.

– Roux przychodził do klubu o 8 rano, a wychodził o 20 – dodaje Szarmach. – Pilnował wszystkich: od sprzątaczek, przez ludzi odpowiedzialnych za boisko, po pracowników sekretariatu, i prowadził treningi. Nie był jednak typem kontrolera, czuł się współodpowiedzialny za klub, który był jego życiem. Przez pięć lat, które spędziłem w Auxerre, nie zmieniał w ogóle systemu i programu treningów. Można było w ciemno powiedzieć, że jak jest czwartek, to robimy to i to. Jednak nam się nie nudziło. Roux był świetnym menedżerem. Nie kupował do klubu piłkarzy na chybił trafił, bo akurat byli na rynku, tylko takich, jakich potrzebował na konkretne pozycje. I długo trzymał się zasady, zgodnie z którą wymieniał cudzoziemców co dwa lata, chyba że ktoś się nie sprawdzał. W tamtym okresie długo byli to wyłącznie Polacy. Klosemu powiedzieli, że będzie grał, dopóki nie przyjdę ja. Z kolei moje miejsce zajął w roku 1986 Andrzej Zgutczyński. Po Wieczorku stoperem został Paweł Janas. Miejsce Waldka Matysika w pomocy zajął Zbyszek Kaczmarek. Dopiero później ta zasada przestała obowiązywać, ale Polacy zawsze byli w Auxerre mile widziani. Myślę, że mało kto wywiózł stamtąd złe wspomnienia – kończy Szarmach.

Z czasem Auxerre, jeszcze z trenerem Guy Rouksem, ale już bez Polaków, zdobyło tytuł mistrza i cztery razy Puchar Francji. Sprowadzało coraz lepszych zawodników i drożej ich sprzedawało do sławniejszych klubów: Liverpoolu, Juventusu, Romy, Rangersów, Tottenhamu. Kiedy Paweł Janas zdobył z Legią mistrzostwo Polski, korzystał z planów treningowych Roukaa, a przed eliminacjami Ligi Mistrzów zabrał Legię do Auxerre, bo to był dobry wzór.

Janas cieszy się w Burgundii szacunkiem, zdobył przecież w roku 1986 tytuł najlepszego obcokrajowca ligi francuskiej. Kiedy Ireneusz Jeleń po mistrzostwach świata w Niemczech (2006) przeszedł do Auxerre i nie mógł strzelić bramki, klub poprosił Janasa, by przyjechał i porozmawiał z piłkarzem. Tak się stało i Jeleń od razu zdobył gola. Janas nadal otrzymuje zaproszenia na imprezy klubowe, a do życzeń wysyłanych na święta dołączony jest bilet na cały sezon. Nie trzeba nic robić, żeby go aktywować. Wystarczy przyjechać i wejść na stadion.

Stowarzyszenie byłych piłkarzy Auxerre organizuje raz w roku spotkania, podczas których najpierw gra się w piłkę, nieco wolniej niż przed laty, a potem, przy winie z miejscowych winnic (słynne Chablis) wspomina dawne czasy. Guya Roux zapytano kiedyś o najlepszych piłkarzy, z jakimi miał do czynienia, odpowiedział: – Szarmach był wyjątkowy, drugiego takiego napastnika nie widziałem.

[ramka]Stefan Szczepłek, dziennikarz sportowy, w „Rzeczpospolitej” od 2001 r., laureat nagrody im. Dariusza Fikusa i Złotego Pióra. Autor książki „Moja historia futbolu”[/ramka]

[ramka]

[b]Polacy w Auxerre[/b]

Marian Szeja (1974 – 80)

Zbigniew Szłykowicz (1974 – 78)

Józef Klose (1978 – 80)

Henryk Wieczorek (1980 – 82)

Andrzej Szarmach (1980 – 85)

Paweł Janas (1982 – 86)

Andrzej Zgutczyński (1986 – 87)

Waldemar Matysik (1987 – 90)

Zbigniew Kaczmarek (1990 – 92)

Tomasz Kłos (1998 – 2000)

Marcin Kuźba (1998 – 99)

Piotr Włodarczyk (2002)

Ireneusz Jeleń (od 2006)

Dariusz Dudka (od 2008)[/ramka]

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów