Nie było za to własowców, jak często mylnie utrzymują kombatanci powstania warszawskiego.
Ani Ukraińców. Mogli być pojedynczy Ukraińcy w różnych formacjach, ale na pewno nie było Dywizji Waffen SS-Galizien. Ileż razy słyszałem zaklinających się powstańców: – To Ukraińcy pacyfikowali powstanie! Odpowiadałem: – A czy na pewno odróżnia pan język rosyjski od ukraińskiego? Nie można też mówić o własowcach w powstaniu, bo oddziały własowców ukształtowały się dopiero na przełomie 1944 i 1945 roku. Inna sprawa, że tę część brygady RONA, która została rozwiązana po powstaniu, wcielono później do własowców. W tłumieniu powstania wzięły też udział dwa pułki Azerów i jednostka kozacka.
Starsi warszawiacy wspominają z powstania... Mongołów. Wciąż nasza wiedza jest niepełna. Cóż dopiero, gdy mówimy o istniejącym w stolicy obozie koncentracyjnym KL Warschau. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
Takie same jak każdego uczciwego historyka. Poza zeznaniami ludzi – świadków nie ma dowodów na istnienie komór gazowych w tym obozie, co bynajmniej nie oznacza, że ich nie było. Badacz ma prawo domniemywać prawdy. Tak jest, na przykład, ze spotkaniem Gestapo i NKWD w Zakopanem w 1940 roku. Są fotografie z tego spotkania, nie ma archiwów. Czy w okolicach Dworca Zachodniego w Warszawie była olbrzymia komora gazowa? Nie jestem w stanie tego potwierdzić, ale wątpię też, by ktoś to wszystko wymyślił.
Wiele informacji pomieszczonych w „Europa walczy”, a właściwie wniosków, jakie z tych informacji pan wyciąga, może zaskakiwać. Wydaje mi się, na przykład, że mało kto prawidłowo odpowie na postawione przez pana pytanie o to, które z narodów europejskich poniosły w czasie wojny największe straty wśród ludności cywilnej.
W stosunku do ogólnej liczby ludności – Białorusini, w liczbach bezwzględnych – Ukraińcy. Ale powiedzmy od razu, co to znaczy Białoruś.
To połowa wschodnich kresów Rzeczypospolitej, a zatem są to wspólne straty mieszkających na terenie dzisiejszej Białorusi: Białorusinów, Polaków i Żydów. Podobnie jest z Ukrainą, gdzie też trzeba liczyć łączne straty...
Żydów, Polaków, Ukraińców...
I Rosjan. Straty wśród ludności cywilnej w ZSRR przekraczają 18 milionów, ale wśród tych ofiar znalazłoby się około 2 mln Żydów, 1 – 2 mln Polaków, 2 – 3 mln Rosjan, 2 mln Bałtów, 3 – 4 mln Białorusinów, 5 – 8 mln Ukraińców. Te same straty odnotowują na swój użytek różne narody. W Polsce też przyjęło się mówić o 6 mln ofiar, nie wiem, na jakiej podstawie.
Podobnie przez lata z niewiadomych powodów mówiono o 3 – 4 mln zamordowanych w Oświęcimiu.
A to wyszło z Moskwy.
Inną niespodzianką dla czytelnika będzie tabelka obrazująca straty poniesione przez ludność poszczególnych miast w wyniku bombardowań. Przekonany byłem, że na czele takiej – upiornej zresztą – statystyki będzie Drezno, tymczasem jest Warszawa.
Straty wśród mieszkańców Warszawy na skutek bombardowań obejmują 90 tysięcy ofiar – z września 1939 i z powstania 1944 roku. W sumie dorównują one liczbie ofiar Hiroszimy. Tym bardziej zaskakuje fakt, że powstanie warszawskie nie funkcjonuje jako jedno z głównych wydarzeń wojny. Z różnych względów ta przeogromna katastrofa była marginalizowana. A przecież chodziło o stolicę alianckiego kraju.
Napisał pan książkę o walczącej Europie, a wojna była światowa. W jakim stopniu Stary Kontynent prowadził swoją własną wojnę?
Amerykanie tak długo byli słabi w Europie, gdyż na Pacyfiku toczyli drugą wojnę, która pochłaniała ogromne zasoby ludzkie i finansowe. I to tamta wojna, po Pearl Harbor, była dla nich wojną na śmierć i życie. Japończycy stanowili prawdziwe, realne zagrożenie, podczas gdy niemiecki napad na Stany był nie do pomyślenia. Przy tym w 1939 roku amerykańska machina wojenna była zaledwie zapowiedzią tego, czym miała się stać w przyszłości. Gospodarka USA dokonała cudu, ale do Europy Amerykanie przybyli za późno i było ich za mało. Roosevelt obiecał Stalinowi drugi front w 1943 roku i nie był w stanie dotrzymać słowa. W efekcie Sowieci posiadający od 1943 roku właśnie przewagę w zmaganiach wojennych z Niemcami mieli główny udział w zwycięstwie.
Wśród pytań stawianych przez pana czytelnikom znajduje się następujące: czy potrafisz wymienić dziesięć największych bitew, jakie w czasie wojny stoczono w Europie? Gdzie jest tu charakterystyczny dla pana haczyk?
Dziewięciu na dziesięciu obywateli państw zachodnich na jednym z pierwszych miejsc, o ile nie na pierwszym, wymieni operację „Overlord”. Tymczasem kampania w Normandii nie mieści się w pierwszej dziesiątce bitew II wojny światowej. Wszystkie najważniejsze i najkrwawsze bitwy rozegrały się na froncie wschodnim: pod Moskwą, Leningradem, Stalingradem, Kurskiem. Moim zdaniem najważniejsza była ta ostatnia.
To po niej Wehrmacht stracił swoje walory ofensywne. Niemcom po Kursku pozostała już tylko obrona.
Rozumiem też, że gdy pyta pan o największy obóz koncentracyjny działający w Europie między 1939 a 1945 rokiem, to nie chodzi panu o Oświęcim.
Oczywiście, że nie. Największym obozem był Workutłag w Workucie w autonomicznej republice Komi. Na Zachodzie, naturalnie, każdy odpowie: „Auschwitz”, a niektórzy Polacy mówią: „Kołyma”, zapominając, że to nie Europa.
Co się dzieje z naszą wspólną pamięcią? Przecież, zdawałoby się, czytamy te same książki, oglądamy te same filmy, zatem i wiedza nasza o w końcu nie tak odległej przeszłości powinna być zbliżona.
Nastąpił rozpad pamięci, która i wcześniej była selektywna. Przez lata zimnej wojny na Zachodzie nie pokazywano filmów sowieckich, na Wschodzie limitowano filmy amerykańskie. Zwycięstwo w wojnie każdy sobie przywłaszczał, tylko klęską nie chciano się dzielić, a nie jest w końcu tajemnicą, że nie wszyscy teoretyczni zwycięzcy wojenni naprawdę tę wojnę wygrali.
Z całą pewnością Polska nie odniosła w II wojnie światowej zwycięstwa, choć czego innego uczono nas przez lata w PRL. Wiele do myślenia daje publikowana przez pana w książce „Europa walczy” jeszcze inna tabelka, obrazująca obcą okupację w Europie. Koniec tej okupacji – sowieckiej – dla państw bałkańskich, Czechosłowacji, Polski określa pan na lata 1991 – 1993.
Tyle bowiem trwała faktyczna okupacja tych państw. Niezależnie od tego w Polsce ostatni członkowie ruchu oporu ginęli w latach 60. Podobnie na Ukrainie. Ostatnia faza wojny bardzo się w Europie Wschodniej przeciągnęła. Ta wojna nie skończyła się ani 8, ani 9 maja 1945 roku. Ona trwała jeszcze długo, a czasami odnoszę wrażenie, że wciąż jeszcze się toczy. W naszych głowach.