Po raz pierwszy o Muammarze Kaddafim świat usłyszał 1 września 1969 roku. Jego twarz trafiła na pierwsze strony gazet i okładki kolorowych czasopism w okolicznościach bardzo podobnych do obecnych. W Libii doszło do rewolucji. Zbuntowani żołnierze obalili stary reżim, czemu towarzyszyły entuzjastyczne demonstracje. Libijczycy, tak jak teraz, wychodzili gromadnie na ulice, strzelali w powietrze i machali flagami.
Różnica polega na tym, że 42 lata temu Kaddafi znajdował się po drugiej stronie. Jako młody kapitan libijskiej armii, poprowadził rebeliantów do szturmu na budynek radia w Benghazi. Był to sygnał do rozpoczęcia zamachu stanu wymierzonego w króla Idrisa I.
Pucz z 1969 roku – kolejne podobieństwo do wydarzeń z ostatnich dni – został przyjęty z olbrzymią życzliwością przez liberalne zachodnie media. Został bowiem przeprowadzony pod hasłem walki z wpływami „europejskich wyzyskiwaczy" i „zerwania z niewolą kolonializmu". Do historii przeszła znienawidzona przez postępowych europejskich intelektualistów pragmatyczna monarchia utrzymująca świetne relacje z „amerykańskimi imperialistami" i Wielką Brytanią.
Młody, zbuntowany oficer Muammar Kaddafi zapowiedział obalenie „zgniłego kapitalizmu" i wprowadzenie w Libii socjalistycznego raju. Przystojny, ubrany w charakterystyczną piaskową koszulę w stylu safari i w ciemnych okularach Cobra, stał się bożyszczem lewicowych salonów. Pisano o nim ciepło, nazywając afrykańskim Che Guevarą.
Euforia nie trwała jednak długo. Choć formalnie władza w nowo proklamowanej republice miała należeć do Rady Rewolucyjnej, szybko znalazła się w rękach charyzmatycznego oficera. Kaddafi bezwzględnie usunął konkurentów i obwołał się premierem. Opierając się na brutalnych służbach bezpieczeństwa, stworzył opresyjną dyktaturę, przy której monarchia poczciwego króla Idrisa wydawała się drugą Szwajcarią.
– Nikt nie docenił potwornej ambicji, która trawiła tego młodego człowieka. W momencie puczu miał zaledwie
27 lat, a mimo to dzięki determinacji i zdecydowaniu przejął całkowitą kontrolę nad krajem. Każdego, kto stawał mu na drodze, eliminował bez mrugnięcia okiem. Nieważne, czy był to któryś z jego towarzyszy czy przedstawiciel opozycji. Był zwolennikiem zasady, że cel uświęca środki. A tym celem była władza absolutna – mówi „Rz" libijski dysydent i pisarz Fadel Lamen.
Afrykański Stalin
Gdy już jednak tę władzę zdobył, Kaddafi nie chciał być tylko kolejnym szefem wojskowej junty ograniczającym się do zarządzania krajem. Takich postaci w latach 60. były na świecie dziesiątki. Jego ambicje sięgały znacznie dalej – postanowił stworzyć ideologię i potężny ruch. Wzorując się na Mao Zedongu, napisał „Zieloną książeczkę", zbiór kuriozalnych politycznych, gospodarczych i społecznych teorii.
Zawierała ona „trzecią teorię świata", która miała być alternatywą dla „kapitalistycznego materializmu" i „komunistycznego ateizmu". W rzeczywistości był to specyficzny miks radykalnego marksizmu z panarabskim nacjonalizmem. Orędownikiem tego ostatniego był prezydent Egiptu Gamal Abdel Naser, którego Kaddafi uważał za swojego idola i mentora.