Połowa jego znajomych może powiedzieć, że popełnił samobójstwo, a druga, że został zamordowany w dziwnych okolicznościach. Zbudował dom, miał dziewczynę i myślał o założeniu rodziny. Trudno uwierzyć, że ktoś taki popełnia samobójstwo.
Takie rzeczy się zdarzają. Myślę, że właśnie kawałek „Jest nas dwóch" pozwala to zrozumieć. Człowiek buduje dom i jednocześnie tworzy coś w rodzaju testamentu.
Na tym jest zresztą oparty mój film. On chciał upublicznić stany, które przeżywa, by młodzi ludzie nie popełniali jego błędów. To oczywiście jest trochę bardziej skomplikowane, bo Chada wiedział, że każdy musi się też uczyć na własnych błędach, ale każdy taki film oparty na takim trudnym życiu pomaga popełnić ich mniej.
Jak ty osobiście odczytujesz historię Chady?
Myślę, że jej zakończenie jest efektem jego stylu życia. Jak bawisz się w narkotyki i alkohol, to musisz mieć świadomość, że możesz skończyć jako samobójca. Jeśli bawisz się w gangstera i bierzesz czynny udział w procederze, to wcześniej czy później ktoś zrobi ci krzywdę.
Dopadło go to, o czym rapował?
Jest takie wyświechtane sformułowanie: kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Dorwało go zło, które go fascynowało i z którym flirtował.
To, co teraz nazywasz złem, raczej w jego tekstach nie jest tak nazywane.
Znim jest jeszcze ten problem, że zajmował się procederem w latach 90., a potem też z nim zerwał. Wtedy gdy muzyka zaczęła przynosić spore zyski. Zresztą był jednym z pierwszych raperów, który zaczął zarabiać duże pieniądze. Wszystkie jego płyty były platynami, ale konkretne pieniądze zaczęły przychodzić z YouTube'a. Te teledyski mają czasem dziesiątki milionów odsłonięć.
Dzięki twojej gangsterskiej przeszłości łatwiej zrozumieć ci Chadę?
Jestem wychowany w katolickiej rodzinie i mam dziewięcioro rodzeństwa. Moi rodzice skończyli studia na KUL i wychowali nas w chrześcijańskim duchu. Mieliśmy w rodzinie księży i siostry zakonne. Jak miałem 18 lat, to się przeciwko temu buntowałem. Ponieważ trenowałem kick-boxing, to szybko wpadłem w takie klimaty. Brałem czynny udział w gangsterskim życiu, ale skończyło się to, gdy poszedłem na studia.
Robiłeś złe rzeczy?
Tak. Podobne zresztą jak Tomasz Chada. Myślę, że dzięki temu te sytuację będą w filmie dobrze pokazane. Choć ja dosyć szybko zorientowałem się, że to bez sensu. Poszedłem na studia i mogłem się od tego odciąć.
A świat gangsterski się nie upomniał?
Upominał się. Byłem potem dziennikarzem i brałem udział w dość grubych rozgrywkach między gangsterami a dziennikarzami. Z Witkiem Gadowskim i Przemkiem Wojciechowskim robiłem duży materiał o mafii paliwowej. Poznałem ten świat bardzo dobrze i to mi pomogło w radzeniu sobie z mniejszymi gangsterami. Wszystko się wyprostowało, a potem przeminęło.
Spotykasz dawnych kolegów?
Tak. Oni robią swoje, a ja swoje. Kiedyś wszyscy chcieliśmy robić filmy. Oni zostali gangsterami, a ja robię filmy. Oni się z tego cieszą. Wszystko jest niejednoznaczne, ale ja naprawdę od tego odszedłem. Założyłem rodzinę. Mam żonę i dwie córki, i to jest dla mnie najważniejsze. Jak się żyje w świecie show-biznesu i nie ma się wpojonych wartości przez rodziców, to można się szybko pogubić.
Wcześniej zrobiłeś „Wściekłość". Też kronika kogoś, kto mocno zmaga się z życiem.
Producent Janusz Iwanowski z Global Studio zobaczył „Wściekłość" i postanowił zaprosić mnie do zrobienia filmu o Tomku Chadzie. „Wściekłość" jest o mnie. Narodziła się, gdy biegałem i zastanawiałem się, jak zrobić film o czymś ważnym jak najmniejszym kosztem. Stąd pomysł, by filmować jednego aktora, jak biegnie.
I gada przez telefon.
I przeżywa swoje życie przez 90 min. Sam to przeżyłem. Dostajesz kilkanaście telefonów z rzędu i musisz podjąć decyzje, które mogą być kluczowe w twoim życiu. Wszystko w ciągu jednego biegu.
To historia reportera telewizyjnego, którym byłeś.
We „Wściekłości" jednego wieczoru bohater zostaje awansowany ze zwykłego reportera na prezentera głównego wydania wiadomości, a w tym samym czasie dowiaduje się, że jego żona zorientowała się, że ma kochankę i dostaje zlecenie na materiał o ISIS, który ma przykryć głosowanie poprawki o związkach partnerskich.
Taki typowy warszawski jogging.
W tym wszystkim stara się mu pomagać jego matka i okazuje się, że pewnie jego ojciec nie jest jego ojcem. Nasz bohater musi sobie z tym wszystkim poradzić w czasie jednego biegu.
Robisz film, który jest nagradzany i oglądany na świecie i...?
I nic.
W Polsce?
Jest tak, że Polski Instytut Sztuki Filmowej blokuje całą niezależną twórczość.
Dzięki temu jest jeszcze bardziej niezależna!
No tak, ale wydawało mi się, że instytucje sztuki w ogóle powinny wspierać artystów. W Polsce wspierają tylko tych, którzy korzystają z ich funduszy. Wszystkie festiwale są finansowane przez Polski Instytut Sztuki Filmowej i mają zapis w statucie, że w pierwszej kolejności muszą brać ich filmy. Wiedzieliśmy więc, że w Polsce nic się nie wydarzy. Na świecie uczestniczyliśmy w 50 konkursach międzynarodowych i z pięć wygraliśmy. Jeździłem po tych festiwalach i widziałem, jak ludzie wstawali i klaskali na stojąco. To było niesamowite przeżycie. Jak byłem w Polsce, to wydawało mi się, że zrobiłem zły film, a w kraju arabskim, gdzie film ma chrześcijańskie przebłyski, ludzie klaskali na stojąco.
O co chodzi?
Nie wiem. Jeszcze robiłem takie prowokacje, że wychodząc na scenę, żegnałem się, żeby wiedzieli, że jestem katolikiem. Jak robisz to przy siedmiuset muzułmanach w czasie ramadanu...
Może u nas nie ma rynku na niezależne kino?
Jest rynek. Niezależni twórcy robią często lepsze filmy niż twórcy mainstreamowi. Filmy nie są wstrzymywane przez producentów i nikt nie steruje tym przekazem. I są naprawdę autorskie. W momencie gdy robisz film za pieniądze Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, tracisz wpływ na wszystko. Łącznie z tym, że nie możesz sam dobrać aktorów.
Są jacyś rekomendowani?
Tak, bo Instytut twierdzi, że inaczej film się nie sprzeda. Oni powinni wspierać sztukę, a nie myśleć o pieniądzach. Powstaje 50 filmów rocznie, z czego dwa są dobre. Pawlikowski chce robić kolejny film i musi przejść przez sito recenzentów, którzy nie mają takiego doświadczenia jak on. Musi się z tym zmagać. Jestem tym totalnie zdziwiony.
A ty robisz filmy rodzinnie?
Tak. Mój młodszy brat robi zdjęcia do wszystkich naszych filmów. Uważam, że Wojtek jest jednym z najlepszych operatorów filmowych w naszym kraju. Z kolei Jakub grywa w naszych filmach. W „Historii kobiety" z 2015 roku zagrał nawet główną rolę. Film pokazywany był na wszystkich kontynentach. Charakteryzację zrobiła żona Wojtka Ewelina, a kostiumy do trzech ostatnich filmów robiła z kolei moja żona Anna. Wszystkie scenariusze konsultuję z najmłodszym bratem, absolwentem filozofii na UJ. No i w końcu w „Procederze" zagrały ponownie moje córki Iga i młodsza Mila.
A jak się pracuje w takim zespole? Nie przynosicie problemów z planu do domu?
Nie, bo kochamy robić filmy. Każdy oddaje 100 proc. i nie ma miejsca na lenistwo. To już kolejny film, więc robimy to coraz lepiej. Nie osiągnęliśmy żadnego sukcesu w Polsce, więc nie osiedliśmy na laurach.
Kiedy będzie film o Chadzie?
Jest skończony i zmontowany. Jesteśmy w trakcie udźwiękowienia i pisania muzyki. Premiera we wrześniu.
Jakie jest przesłanie tego filmu?
Niech każdy szuka swojego. Ja myślę, że dzięki temu, że wychowałem się w normalnej rodzinie, gdzie był ojciec, matka i chodziliśmy do kościoła, potrafię sobie poradzić ze swoimi demonami. Tomek wychował się w rozbitej rodzinie i sobie z tymi demonami nie poradził.
—Rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz Polsat News
Michał Węgrzyn, ur. 1978, reżyser, operator filmowy. Autor nagradzanej na świecie „Wściekłości". Obecnie pracuje nad filmem „Proceder" opartym na biografii rapera Tomasza Chady
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95