Trzecia władza chce pierwszej

W Polsce debatujemy o kontrowersyjnym uzasadnieniu wyroku i o dyspozycyjnych sędziach. We Włoszech wszystko to przeszłoby bez echa.

Publikacja: 26.01.2013 00:01

Bettino Craxi: rządził niepodzielnie, dopóki nie zadarł z sądami

Bettino Craxi: rządził niepodzielnie, dopóki nie zadarł z sądami

Foto: Sygma / Corbis, Gianni Giansanti Gianni Giansanti

Znaczna część włoskiego wymiaru sprawiedliwości jest od lat zideologizowana i po uszy uwikłana w politykę. W lutowych wyborach parlamentarnych wystartuje czterech bardzo znanych prokuratorów, co jest kolejną manifestacją politycznych ambicji trzeciej władzy.

Szef specjalnego wydziału prokuratury do walki z mafią Pietro Grasso wziął właśnie bezpłatny urlop z pracy, by wystartować w wyborach jako kandydat lewicowej Partii Demokratycznej. Jego kolega Antonio Ingroia, prokurator w Palermo, też wziął urlop, by kandydować jako szef Rewolucji Obywatelskiej, ultralewicowej koalicji małych partii, w tym dwóch komunistycznych.  Z kolei prokurator Luigi De Magistris powiesił togę na kołku już w 2009 r., wchodząc do europarlamentu z ramienia populistycznej partii Włochy Wartości, założonej zresztą przez byłego prokuratora  Antonio Di Pietro. Po dwóch latach De Magistris zdał mandat i z powodzeniem kandydował na burmistrza Neapolu. W tych wyborach startuje jako szef lewicowego Ruchu Pomarańczowego w koalicji z Rewolucją Obywatelską prokuratora Ingroi. Inny znany antymafijny prokurator Stefano Dambruoso kandyduje z listy prof. Montiego. Ale i trudno się dziwić. Włosi od lat pokpiwają, że Italia jest republiką prokuratorską.

Zaangażowanie polityczne ważnych funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości budzi wiele oczywistych zastrzeżeń natury etycznej. Czy w ogóle godzi się, by przedstawiciel zawodu zaufania społecznego przepoczwarzał się w polityka? Bo przecież prowokuje pytanie, czy aby na sposób prowadzenia śledztwa, procesu czy ferowane w przeszłości wyroki nie miały przypadkiem wpływu tak wyraźnie deklarowane teraz poglądy polityczne, zwłaszcza jeśli w sprawy uwikłani byli politycy, lub jeśli dotyczyły kwestii politycznie drażliwych? Czy godzi się, by sędzia czy prokurator wyrażali publicznie swoje poglądy polityczne? Czy jest do pomyślenia, by po wyborczej porażce wracali do zawodu, bo przecież trudno wykluczyć, że przyjdzie im ścigać lub sądzić politycznych adwersarzy? A jeśli tak, to czy wolno im startować w okręgach, gdzie sprawowali swoje funkcje, bo przecież z tej racji są posiadaczami wielu delikatnych i nierzadko utajnionych informacji, które można w walce politycznej niegodnie wykorzystać? Słowem: czy zaangażowanie polityczne nie podważa obiektywizmu decyzji podjętych w służbie Temidy, która ma przecież przepaskę na oczach?

Sędziowie i prokuratorzy

Tymczasem prokurator De Magistris został burmistrzem Neapolu, gdzie przedtem był prokuratorem. Prokurator Ingroia wziął urlop na czas wyborów i jeśli do parlamentu się nie dostanie, wróci do starej pracy. A warto przypomnieć, że jeszcze do niedawna prowadził z własnej inicjatywy śledztwo, starając się udowodnić karkołomną tezę, że Silvio Berlusconi w 1994 r. zawarł porozumienie z Cosa Nostra i dlatego wygrał wówczas wybory. Poza tym pan prokurator należy do związku dziennikarzy i swoje bardzo politycznie nacechowane opinie od lat wyraża na łamach „L'Unita", dziennika o długich komunistycznych tradycjach. Obaj panowie zostali gwiazdami włoskich mediów na długo przedtem, zanim zawiesili togi na kołku. Komentowali z werwą prowadzone przez siebie śledztwa w głównych programach publicystycznych włoskich TV i na łamach prasy. Teraz praktycznie nie wychodzą z telewizyjnego okienka. Krajowe Stowarzyszenie Sędziów (ANM) co prawda przyznaje, że polityczne zaangażowanie jego członków, jak i zabiegi o popularność w mediach nie licują z etyką tego zawodu, ale też nie łamią ani obowiązującego prawa, ani wewnętrznych regulacji. Sami zainteresowani powołują się na konstytucyjny zapis, z którego wynika, że każdy może uprawiać działalność polityczną.

Ktoś może spytać: a co ma wspólnego stowarzyszenie sędziów z prokuratorami? We Włoszech wszystko. Jedni i drudzy podlegają tej samej Naczelnej Radzie Sądowniczej i wybierają do niej swoich przedstawicieli. W Italii nie istnieje ostry podział na sędziów i prokuratorów. Nie obowiązuje ich nawet rozdział funkcji i karier, co w uproszczeniu oznacza, że prokurator może być sędzią, i odwrotnie. Bywało, że ta sama osoba w dwóch różnych procesach dotyczących wątków tej samej sprawy była raz prokuratorem, a raz sędzią. Co więcej, sędziowie i prokuratorzy w jednym stali domu. Są kolegami z pracy: z tego samego budynku, tego samego korytarza i tej samej kantyny, co zgodnym zdaniem adwokatów nie pozostaje bez wpływu na przebieg śledztwa i procesów. Jak się od lat skarżą, między prokuratorami i sędziami, zwłaszcza że zmieniają się rolami, często dochodzi do wymiany grzeczności w sprawach tak zasadniczych dla śledztwa jak zgoda na areszt prewencyjny, rewizję czy założenie podsłuchu, nie mówiąc już o przychylności sędziów wobec prokuratorów podczas procesu.

ANM gani polityczne zaangażowanie swoich członków, co wydaje się aktem oślepiającej hipokryzji, bo w łonie Stowarzyszenia Sędziów aktywnie działają polityczne frakcje: jedna prawicowa, jedna centrowa i aż trzy lewicowe, z których najpotężniejsza, Magistratura Democratica (MD), skupiająca ponad 900 sędziów i prokuratorów, stawia przed sobą cele rewolucyjne. To tam już pod koniec lat 60. ubiegłego wieku powstała koncepcja „dynamicznego prokuratora", który ma nie tylko ścigać przestępców, ale również walczyć o sprawiedliwy, ma się rozumieć lewicowy, świat. Także w pracy. Jak „demokratyczna sędzia" może walczyć o swoje rewolucyjne ideały, pokazała w 2006 r. pani sędzia Clementina Forleo. Uniewinniła dwóch Marokańczyków i Tunezyjczyka, rekrutujących na terenie Włoch ochotników na wojnę w Afganistanie wśród islamskich imigrantów. Decyzję uzasadniła tym, że islamiści werbowali na wojnę „sprawiedliwą", bo toczącą się w kraju, który padł ofiarą międzynarodowej koalicji agresorów z USA na czele. W tym kontekście nie może dziwić, że MD wysyła swoich przedstawicieli na międzynarodowe zjazdy anty- i alterglobalistów, a nawet do obozów uchodźców palestyńskich, by potem protestować przeciw polityce Izraela.

Demokratyczni sędziowie od ćwierć wieku wymieniają dość jednostronne poglądy na łamach kwartalnika „Questione Giustizia" (Zagadnienia wymiaru sprawiedliwości), gdzie obok fachowych tekstów można znaleźć artykuły i komentarze jeżące włos na głowie zaangażowaniem po jednej, lewicowej stronie politycznego sporu. Po wyborach wygranych przez Berlusconiego w latach 2001 i 2008 w periodyku można było wyczytać o groźbie powrotu faszyzmu i siłach czarnej reakcji przy władzy, które chcą podeptać konstytucję. W obliczu tej groźby redakcja wezwała członków MD do czujności, zwarcia szeregów i dania odporu. W artykułach poświęconych zagranicy często pojawia się ostra krytyka polityki Izraela, bo sędziowie demokratyczni, podobnie jak cała włoska radykalna lewica, w konflikcie na Bliskim Wschodzie opowiadają się zawsze po arabskiej, szczególnie palestyńskiej, stronie. Zaś ostatnio pojawił się tekst o faszyzujących rządach Viktora Orbana na Węgrzech.

Brudne czyste ręce

Co więcej, w Italii zasada niezależności prokuratury i obowiązek ścigania przestępstw z urzędu przepoczwarzyły się w uzus, zgodnie z którym prokurator może sobie wydumać teorię przestępstwa, by potem zaprząc do jej udowodnienia podległą mu machinę śledczą. Tak zideologizowany, wzmocniony nadzwyczajnymi uprawnieniami w ramach walki z mafią i terroryzmem włoski wymiar sprawiedliwości był dość istotną siłą polityczną już w latach 80. ubiegłego wieku. Potęgą stał się nieco później dzięki ogromnej aferze korupcyjnej i śledztwu „Czyste ręce". Przypomnijmy krótko, że skandal wybuchł w 1992 r., gdy prominentnego działacza partii socjalistycznej Mario Chiesę złapano in flagranti w Mediolanie na przyjmowaniu marnej łapówki (7 mln lirów) od szefa firmy sprzątalniczej. Prowadzone z ogromnym rozmachem śledztwo wykazało ponad wszelką wątpliwość, że przez lata świetnie funkcjonował układ, w ramach którego partie polityczne żyły z łapówek płaconych przez drobnych przedsiębiorców i najpotężniejsze koncerny z Fiatem włącznie w zamian za zamówienia publiczne i inne przywileje. W efekcie skazano ponad 1300 osób i runął cały system polityczny Włoch. Rozleciała się wszechwładna chadecja i socjaliści, których przywódca i premier Włoch (1983–1987) Bettino Craxi zbiegł do Tunezji. Jednak śledczy i sędziowie, by wyłapać i skazać winnych na fali ogromnego oburzenia i przyzwolenia społecznego, dopuszczali się nagminnie łamania prawa, a nawet konstytucję.

Podejrzany lądował w celi nawet na kilka miesięcy, dopóki nie powiedział tego, co śledczy chcieli usłyszeć. Tajne akta sprawy natychmiast przekazywano prasie (ponad 130 przypadków), co było w praktyce publicznym linczem, który dotknął blisko 500 niewinnych osób. Kilkanaście popełniło samobójstwo. W śledztwie, co jasno wynika z transkryptów przesłuchań, gdy prokuratorom brakowało dowodów, to podejrzany musiał udowodnić, że jest niewinny. Natomiast sędziowie, ferując wyroki, często używali uzasadnienia: „Sam nie brał łapówek, ale nie mógł nie wiedzieć". Prokuratorzy publicznie miotali pogróżki, szantażując „gniewem ludu".

Co więcej, twarz tego śledztwa Antonio Di Pietro, wówczas przystojny, rzutki prokurator, a dziś histeryczny szef populistycznej, lewicowej partii Włochy Wartości, osobiście opracował projekt ustawy dotyczący postępowania wobec zamieszanych w skandal, czyli doszło do kuriozalnej sytuacji, w której prokurator sam pisze sobie prawo. W efekcie Borrelli i Di Pietro mogli praktycznie każdego w każdej chwili skazać na polityczną czy biznesową śmierć. Można podejrzewać, że Borrelli w pewnym momencie w poczuciu omnipotencji doznał zawrotu głowy. W 1994 r. oświadczył, że wobec uwikłania tak wielu partii politycznych w korupcyjny proceder trzecia siła, czyli wymiar sprawiedliwości, jest w każdej chwili gotowa przejąć władzę, jeśli tylko prezydent Oscar Luigi Scalfaro o to poprosi.

Miękki start dla KPI

Innym grzechem był dobór podejrzanych à la carte. Praktycznie, poza kilkoma płotkami, śledztwo ominęło zamieszanych po uszy w skandal komunistów, przez lata zresztą wspieranych finansowo przez Moskwę. Stąd poważne podejrzenia i znajdująca coraz więcej zwolenników teoria spiskowa, że licznie reprezentowana w wymiarze sprawiedliwości lewica chciała w ten sposób utorować komunistom drogę do władzy. Pamiętajmy, że wówczas włoscy komuniści, mogący liczyć zawsze na około 30 proc. głosów, nagle znaleźli się w katastrofalnej sytuacji. Najpierw spadł im na głowę berliński mur, potem skonał ZSRS, szczodry sponsor i odwieczny punkt odniesienia, a ideologia wylądowała na śmietniku historii. Komunistyczna Partia Włoch rozwiązała się i podzieliła w 1991 roku. W kwietniowych wyborach 1992 r. przefarbowani na socjaldemokratów komuniści otrzymali zaledwie 16 proc. głosów, a komuniści betonowi jeszcze mniej, bo 5 proc. Czy więc to, że skandal wybuchł właśnie wówczas, było wyłącznie dziełem przypadku? Czy też przypadkiem unicestwiono Partię Socjalistyczną, jedyną przystań dla licznych rozczarowanych komunizmem? Tak czy inaczej, w grudniu 1993 r. z sondaży wynikało, że postkomuniści odniosą druzgocące zwycięstwo.

Ale polityczna próżnia powstała po katastrofie chadecji i socjalistów wessała Berlusconiego, który niespodziewanie kilka miesięcy później wygrał wybory i sięgnął po władzę. Wymiar sprawiedliwości, wraz z lewicą i jej mediami, na pojawienie się Berlusconiego na scenie politycznej zareagowali bardzo nerwowo. Szczególnie zdominowana przez „demokratycznych sędziów" prokuratura i sąd Mediolanu, którym z racji zamieszkania i umiejscowienia swoich przedsiębiorstw podlegał Berlusconi. Gdy tylko medialny krezus dał do zrozumienia, że może stworzyć partię polityczną, Borrelli ostrzegł: „Ci, którzy chcą wziąć udział w wyborach, muszą przedtem dokładnie sprawdzić, czy nie mają trupów w szafie". Na miesiąc przed wyborami na podstawie dętych oskarżeń o korupcję do aresztu trafił młody brat Berlusconiego Paolo, a na dodatek media, posiłkując się informacją z prokuratury, podały, że chodzi o Silvia (zresztą w lipcu Paolo znów wylądował w areszcie, za co otrzymał potem odszkodowanie). Mniej więcej w tym samym czasie pani prokurator Grazia Omboni zleciła tajnym służbom dostarczenie wszelkich danych dotyczących wszystkich kandydatów partii Berlusconiego Forza Italia. Rzekomo chciała sprawdzić, czy nie należą do loży masońskiej albo mafii, ale jest oczywiste, że chodziło o zbieranie haków.

Śmierć Silviowi

Berlusconi jednak wygrał wybory i wtedy zaczęła się prawdziwa, trwająca do dziś wojna, bo włoska polityka zamieniła się w plebiscyt za lub przeciw Berlusconiemu. Prokurator Di Pietro krzyczał w telewizji, że „to wojna na śmierć i życie, a tylko jeden z nas wyjdzie z niej żywy". Gdzie indziej deklarował: „Ja go zniszczę". Gdy w październiku 1994 r. Berlusconi przewodniczył w Neapolu szczytowi G8 poświęconemu zorganizowanej przestępczości, mediolańska prokuratura, uprzedzając przedtem media, na oczach kamer telewizji z całego świata wręczyła Berlusconiemu zawiadomienie, że wszczyna przeciw niemu śledztwo z oskarżenia o związki z mafią. Dowody okazały się fałszywe. Podobnej sztuczki prokuratorzy próbowali przed wyborami w 2001 r. Tym razem usiłowali udowodnić, że Berlusconi stał za zamachami na antymafijnych prokuratorów na Sycylii w 1992 r., a w później zlecił mafii bombowe zamachy we Florencji i Mediolanie. Sąd, ale już po wyborach, uznał te zarzuty za wyssaną z palca bzdurę. Berlusconi zwyciężył, ale zdaniem ekspertów gruby faul prokuratury kosztował go 3 miliony głosów, bo zanim Włosi poszli do urn, telewizja publiczna RAI zdążyła na podstawie dostarczonych przez prokuraturę „dowodów" wyemitować kilka programów, z których wynikało, że Berlusconi jest mordercą i mafiosem. Oczywiście nikt nie poniósł za to żadnych konsekwencji. Podobnie zresztą jak w przypadku Giulio Andreottiego, którego prokuratura oskarżyła w 1993 r. o uwikłanie mafijne, a nawet zlecenie mordu na dziennikarzu. Uniewinniony został dopiero 11 lat później. Zdaniem wielu w ten sposób wymiar sprawiedliwości unicestwił prezydenckie aspiracje charyzmatycznego weterana włoskiej polityki.

Świadomi politycznego uwikłania sędziów i prokuratorów, ich politycznych ambicji, Włosi właśnie dlatego, a nie z powodu zbiorowego szaleństwa przez tyle lat, i tak licznie głosowali na Berlusconiego mimo wytaczanych mu masowo procesów. Stąd nadal wielu uważa, że przegłosowane przez zdominowany przez koalicję Berlusconiego parlament żenujące ustawy „ad personam", które pomogły mu uniknąć odpowiedzialności karnej, były dopuszczalnym aktem samoobrony przed prześladowaniami ze strony politycznie motywowanego wymiaru sprawiedliwości.

Mimo wielokrotnych prób okiełznania panoszącej się, bezkarnej trzeciej władzy, przecięcia pępowiny łączącej prokuratorów z sędziami, ustanowienia niezależnego organu dyscyplinującego, dotychczas nie udało się zmienić niczego. Dość powiedzieć, że w śledczym delirium dziś we Włoszech prokuratorzy podsłuchują aż 125 tys. osób, przy 5 tys. w Wielkiej Brytanii i 1700 w USA. Ostatnio z rozpędu nagrali rozmowy Benedykta XVI i prezydenta Giorgio Napolitano. Te nagrania zniszczono, ale zazwyczaj starannie dobrane tajne transkrypty rozmów telefonicznych i przesłuchań, gdy dotyczą polityków, przeciekają natychmiast do mediów. Przy wszelkich próbach ukrócenia tych praktyk sędziowie natychmiast podnoszą krzyk, że to zamach na konstytucję i niezależność wymiaru sprawiedliwości.

Na razie prokuratorzy i sędziowie bez przeszkód brylują w mediach i przepoczwarzają się w polityków, a sąd w Mediolanie zrobił wszystko, by w kuriozalnym, poszlakowym procesie bunga-bunga, w którym nie ma poszkodowanych, skazać Berlusconiego, szefa centroprawicowej koalicji wyborczej, koniecznie zanim Włosi 24 i 25 lutego pójdą do urn. Dopiero wysoka fala krytyki zmusiła sąd ubiegłego poniedziałku do przeniesienia rozprawy na marzec.

Piotr Kowalczuk z Rzymu

Znaczna część włoskiego wymiaru sprawiedliwości jest od lat zideologizowana i po uszy uwikłana w politykę. W lutowych wyborach parlamentarnych wystartuje czterech bardzo znanych prokuratorów, co jest kolejną manifestacją politycznych ambicji trzeciej władzy.

Szef specjalnego wydziału prokuratury do walki z mafią Pietro Grasso wziął właśnie bezpłatny urlop z pracy, by wystartować w wyborach jako kandydat lewicowej Partii Demokratycznej. Jego kolega Antonio Ingroia, prokurator w Palermo, też wziął urlop, by kandydować jako szef Rewolucji Obywatelskiej, ultralewicowej koalicji małych partii, w tym dwóch komunistycznych.  Z kolei prokurator Luigi De Magistris powiesił togę na kołku już w 2009 r., wchodząc do europarlamentu z ramienia populistycznej partii Włochy Wartości, założonej zresztą przez byłego prokuratora  Antonio Di Pietro. Po dwóch latach De Magistris zdał mandat i z powodzeniem kandydował na burmistrza Neapolu. W tych wyborach startuje jako szef lewicowego Ruchu Pomarańczowego w koalicji z Rewolucją Obywatelską prokuratora Ingroi. Inny znany antymafijny prokurator Stefano Dambruoso kandyduje z listy prof. Montiego. Ale i trudno się dziwić. Włosi od lat pokpiwają, że Italia jest republiką prokuratorską.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów