Pod urokiem Napoleona

Roz­mo­wa Ma­zur­ka: Jarosław Czubaty, historyk

Publikacja: 18.01.2014 03:33

Rzeczywiście był taki niski?



Jarosław Czubaty:

158 cm.



To mniej niż Lenin.



Oni wszyscy byli wtedy mniejsi. Widział pan mundury szwoleżerów w Muzeum Wojska Polskiego? To nie byli wysocy ludzie.



Któryś z jego marszałków zaoferował, że sięgnie po mapę, bo jest wyższy...



...A Napoleon odpowiedział: „Tylko dłuższy, panie marszałku, tylko dłuższy". Przypisuje się to kilku osobom, głównie Pierre'owi Augereau, ale jakoś w to nie wierzę. Co nie zmienia faktu, że Napoleon faktycznie wysoki nie był.



Mały, ale wariat. Podobno nie spał?



Sypiał po cztery godziny dziennie – tak wspominają pamiętnikarze, ale dosypiał w ciągu dnia. Urywał po pół godziny, kilkanaście minut i tak się regenerował.



W ramionach pani Walewskiej.



Bardzo porządnej kobiety!

Czyżby?

Ależ oczywiście. Jedyne nieprzychylne jej opinie znajdziemy w pamiętnikach dam z warszawskiej socjety, które zazdrościły, że to nie one zajęły miejsce u boku cesarza. Anetka z Tyszkiewiczów Potocka ubolewała, że Napoleon obdarzył zainteresowaniem osobę tak pozbawioną jakichkolwiek zalet intelektu i duszy, ot, gąskę z Walewic.

A w istocie nie była gąską i nie była z Walewic?

Wszystkie pozostałe relacje portretują ją jako osobę rozsądną, życzliwą i niewynoszącą się ponad innych. Walewska była sensacją w skali Europy, bo zdaje się, że łączyło ją z Bonapartem coś więcej niż romans, których cesarz miał wiele.

Taka tradycja na francuskich dworach...

Proszę jednak zauważyć, że to były inne czasy, a Napoleon był władcą mieszczańskim. Nie było już tu mowy o oficjalnych faworytach jak za Ludwika XIV czy libertynizmie ancien regime'u. On, gdy chciał odwiedzić jakąś panią, wymykał się nocą w towarzystwie zaufanego sługi czy adiutanta, ubrany w długi płaszcz. Wszystko po to, by nie siać publicznego zgorszenia.

Postępowa rewolucja zaowocowała pruderią?

Napoleon, jak wielu ludzi ówczesnej elity, uznawał, że rewolucja niejako „rozwiązała" społeczeństwo francuskie i trzeba je zawiązać na nowo przy udziale nowych elit, świecących przykładem. Także w obyczajowości. Przekaz był prosty: owszem, kończymy z jakobińskim mirażem budowy nowego człowieka, ale też kończymy z dekadencją starej ?arystokracji.

Od pucybuta do milionera to przesada, ale osiągnął wiele.

Ze współczesnych Napoleonowi tylko jego marszałek Jean Bernadotte mówił: „Nikt nie zrobił takiej kariery jak ja"...

Rzeczywiście, od drobnego mieszczanina do króla Szwecji... Nieźle, ale i tak mniej niż Bonaparte.

To prawda. Urodził się w rodzinie korsykańskiego adwokata, więc członka średniego szczebla lokalnej socjety, a stał się cesarzem Francji i panem połowy Europy.

Co zdecydowało, że jego kariera ruszyła z kopyta?

Sam zadawał sobie to pytanie w rozmowach z hrabią Las Casesem na Wyspie Świętej Heleny i nie potrafił na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Ciekawy trop podsuwa papież bonapartystów Jean Tulard. W książce „Napoleon. Mit zbawcy" przekonuje, że porewolucyjne elity francuskie świadome kryzysu, w jakim znajduje się rewolucja, same zaczęły szukać męża opatrznościowego spośród generalicji. Kandydatów było kilku: Moreau, Joubert, ale ten drugi, jak kilku innych, zginął w młodym wieku...

...A Napoleonowi szczęście sprzyjało. Czy tylko szczęście?

Zwrócił na siebie uwagę, tłumiąc powstanie rojalistyczne, i zasłużył się przy zdobywaniu Tulonu, przypłacając to świerzbem.

Czym?

W zapale wojennym chwycił za wycior do czyszczenia armaty po zabitym żołnierzu i nabawił się paskudnej choroby skóry. Potem spacyfikował buntowników w Paryżu.

I ożenił się z Józefiną – kochanką przywódcy dyrektoriatu Paula Barrasa.

Zaraz potem trafił do Włoch, które za sprawą wielkich sukcesów Napoleona stały się pierwszoplanowym teatrem działań wojennych. Tam pojawił się Napoleon, jakiego znamy: niesłychanie odważny, charyzmatyczny dowódca polowy, który potrafi poprowadzić na wroga ze sztandarem w ręku, ale też błyskotliwy i przenikliwy strateg, umiejący podejmować ryzyko.

Po Włochach przyszedł czas na Egipt.

Napoleon ruszył tam zresztą wraz z całą armią historyków, architektów, botaników czy zoologów, którzy na nowo odkryli dla Europy skarby faraonów i bogactwo przyrody Afryki Północnej.

Cała eskapada skończyła się jednak porażką, której odium na niego nie spadło. Spryciula.

Kiedy Napoleon wrócił do Paryża, wyglądało to jeszcze zupełnie inaczej i zbierał laury zwycięzcy. Francja podbiła Egipt i dopiero potem okazało się, że nie będzie w stanie go utrzymać i nici z panowania nad Morzem Śródziemnym.

Egipt był częścią maksymalnie szalonego planu zdobycia Indii.

Nie wiemy, na ile poważne były te plany osłabienia Anglii przez zajęcie Indii, ale proszę się nie dziwić ich rozmachowi. Bonaparte, jak wszyscy ludzie z jego pokolenia, był wychowany na wielkich epopejach, biografii  Aleksandra Wielkiego. To, że on w którymś momencie życia mówi: „Europa to kretowisko, wielkie imperia rodzą się na wschodzie", jest śladem tych młodzieńczych lektur.

Egipt jest o tyle ważny, że toruje Napoleonowi drogę do pełni władzy.

Gdy Bonaparte wraca do Paryża, zdobyte przez niego Włochy są niemal w całości stracone, na froncie niemieckim Francja ponosi kolejne porażki, a skarbiec jest pusty. Nic dziwnego, że staje się tym, który jako konsul ma zaprowadzić porządek i uratować ojczyznę.

A jako cesarz podbija Europę. Czemu elity europejskie nie próbowały się z nim dogadać?

Próbowały, ale rozwój wydarzeń sprawiał, że do 1805 roku, do Austerlitz, potęga Francji była jeszcze akceptowalna dla reszty, a potem już nie mogło być mowy o prawdziwym i trwałym pokoju, bo cesarstwo było zbyt silne.

To czemu nie doszło do pokoju wcześniej?

Obie strony oskarżały się o awanturnictwo, więc nie rozstrzygając tego, można powiedzieć, iż koalicja antyfrancuska – prowokowana czy nie – wydawała Napoleonowi kolejne bitwy, które przegrywała. A negocjacje kończyły się tak ciężkimi warunkami dla przegranych, że szybko chcieli rewanżu. Wypowiadali więc następną wojnę, którą znów przegrywali, a Bonaparte jeszcze bardziej poszerzał strefę wpływów.

Połamał sobie zęby dopiero na Rosji.

To miała być krótka kampania, a wyszło zupełnie inaczej. Pamiętajmy jednak, że Napoleon bardzo długo dążył do strategicznego pokoju rosyjsko-?-francuskiego opartego na podziale stref wpływów: Azja, Kaukaz, Finlandia, pogranicze tureckie dla cara Rosji, reszta dla Francji z częścią dla Habsburgów. To przez takie myślenie w 1807 roku powstało tylko Księstwo Warszawskie, a nie Królestwo Polskie, bo tego by car nie przeżył.

Chodziło tylko o dobre samopoczucie Petersburga?

I Wiednia, który był wtedy neutralny.

Wróćmy do kampanii z 1812 roku.

Rosja złamała blokadę kontynentalną Anglii i musiało dojść do jej konfliktu z Francją. W końcu w 1812 roku doszło, także dlatego, że solą w oku Aleksandra było również Księstwo Warszawskie. Kampania zaczęła się w czerwcu – potworne upały, chmury kurzu, brak wody dla tak potężnej armii i dyzenteria. Napoleon chce decydującej bitwy, a dowódca wojsk rosyjskich, marszałek Barclay de Tolly umyka i wciąga Francuzów w głąb Rosji.

A oni idą, choć są nieprzygotowani.

Idą, bo wierzą, że za dzień, dwa wygrają bitwę. A jak już zaszli tak daleko, to idą dalej. Tabory nie nadążają, nie ma co jeść, pić, ale idą.

Jakiś koszmar.

Pod Smoleńskiem Poniatowski błaga Napoleona, by się wycofać, wie, że zaszli za daleko. Ale nie zostaje wysłuchany.

I wreszcie docierają do Borodina.

Rosyjskie elity uznały marszałka Barclaya de Tolly niemal za zdrajcę, więc nowy dowódca, Kutuzow, musiał się zgodzić na bitwę, którą przegrał.

Rosjanie twierdzą inaczej.

Obowiązywały sportowe kategorie: kto ma sztandar, więcej jeńców, armat i przenocuje na polu bitwy. We wszystkich tych kategoriach Napoleon wygrał.

W takim razie było to pyrrusowe zwycięstwo.

Jak najbardziej! Ale wtedy, we wrześniu 1812 roku, Napoleon zajmuje Moskwę i zaraz potem każe wracać.

Dlaczego?

Zajęcie miasta nic nie dało, nie można tam było zimować, bo nie dałoby się odbudować armii. Więc następuje słynny odwrót, który zamienia się w horror – najpierw mokra jesień zniszczyła drogi, potem wygłodzonych i osłabionych szybkim marszem przez pół Europy żołnierzy dobijają mrozy.

Efekt? W 1813 roku Napoleon przegrywa pod Lipskiem, a dwa lata później pod Waterloo kończy się jego 100 dni i całe Cesarstwo.

Napoleon nie zdążył w pełni odbudować armii na kampanię 1813 roku. Wykończone i zdziesiątkowane kampanią rosyjską oddziały nie zostały uzupełnione, a nowych rekrutów nie zdążyli odpowiednio wyszkolić. Fatalny był zwłaszcza stan kawalerii, bo brakowało koni, które podczas odwrotu z Moskwy padły lub zostały zjedzone.

Co zostało po Napoleonie?

Rozglądam się po pańskim barku...

Chętnie poczęstuję brandy, ale napoleona nie mam. To trucizna.

Za to doskonale pokazuje pozycję Napoleona w historii. Sam stał się rozpoznawalną marką. Został po nim przede wszystkim Kodeks Napoleona z 1804 roku, fundament prawa cywilnego dla wielu krajów europejskich. Jego ślady są obecne do dziś, bo był to niezwykle nowoczesny akt, gwarantujący wolność jednostki,  nienaruszalność własności prywatnej, kodyfikujący sprawy rodziny. To było przeniesienie na grunt prawa zdobyczy rewolucji francuskiej, myśli Oświecenia. Poza tym jest jeszcze coś. Otóż rządy napoleońskie były ostatnią taką próbą stworzenia monarchii uniwersalnej w Europie.

Wiedziałem, że zaraz usłyszę o zjednoczeniu Europy...

Naturalnie, bo to była próba jakiegoś zjednoczenia Europy.

Przez podbój. Tak to i Hitler jednoczył.

To jednak zupełnie różne postaci.

Oczywiście, bo jeden jest zbrodniarzem, a drugi wybitnym wodzem, ale Europę jednoczyli bagnetami, a nie wizją jakiegoś ponadnarodowego kompromisu.

Zgoda, Napoleon jednoczył Europę przy pomocy swej Wielkiej Armii, ale jego podboje nie wzbudzały takich kontrowersji jak później. Poza tym towarzyszył im wspólny duch, z Napoleonem do podbijanych państw przychodziła konstytucja, wolność jednostki, nienaruszalność własności.

Skoro to były takie dobrodziejstwa, to czemu Europa je odrzuciła?

To się zmieniło około 1806–1807 roku. Do tego czasu miał świetną prasę, a elity intelektualne były mu bardzo przyjazne. Niektórzy późniejsi rosyjscy dekabryści mieli na swych biurkach popiersia Napoleona i studiowali jego kampanie z wypiekami na twarzy. Pod ogromnym wrażeniem cesarza Francji był Byron, który uważał go za kogoś w rodzaju genialnego potwora – tyrana rzucającego na kolana starą Europę. Zachwycał się nim Goethe, a Beethoven zadedykował mu „Eroicę", później wymazując tę dedykację w pośpiechu. Dla wielu niemieckich mieszczan żyjących w państewkach niemieckich Napoleon był kuszącą propozycją.

Dlaczego?

Zdawał się zapewniać to, na czym im najbardziej zależało. Chcecie zjednoczenia Niemiec? Napoleon tworzy Związek Reński. Kusi was dziedzictwo rewolucji, prawa jednostki, obywatela, zniesienie podziałów stanowych, równość wobec prawa? To przynosi Napoleon. Nic dziwnego, że gdy wkraczał do Berlina opuszczonego przez Hohenzollernów, to witał go szpaler wiwatujących berlińczyków.

Ale to prysło.

Mniej więcej od 1809 roku przeważa przekonanie, że protektorat francuski jest zbyt uciążliwy, że to nie tylko zdobycze rewolucji, ale i koszty kontrybucji, danin, wysyłanie wojska na kolejne wojny.

Najdłużej pozostaliśmy mu wierni my i Francuzi.

A nawet bardziej my niż Francuzi, bo tam legenda Napoleona została wyparta przez mit rewolucji francuskiej. W jego świetle Bonaparte to tyran i dyktator, który tę rewolucję zakończył.

Pod sztandarami postępu do władzy doszedł autokrata.

Nie dość, że despota, to jeszcze militarysta, co również kiepsko mieści się we francuskim etosie republikańskim.

I pewnie nawet nie był wegetarianinem.

Zdecydowanie nie, co z pewnością nie przysparza mu dziś zwolenników.

No więc Napoleonowi zostali Polacy: Ignacy Rzecki, „Pan Tadeusz", znamy te klimaty i westchnienia...

W czasach zaborów to było oczywiste, ale to przetrwało, a nawet rozkwitło w Polsce niepodległej. W dwudziestoleciu mamy do czynienia z upaństwowieniem legendy napoleońskiej. Stała się ona częścią tradycji oficjalnej – są nawiązujące do tej postaci i przyjaźni polsko-francuskiej oficjalne rozkazy do wojska, przywoływany jest w przemówieniach. Ten mit miał pomóc we wzmocnieniu sojuszu z Francją.

Dla piłsudczyków było to także potwierdzenie słuszności obranej przez nich drogi, przekonania, że niepodległości nie zdobywa się żadną pracą organiczną, ale rewolucyjnym czynem, walką zbrojną. Zwycięża koncepcja, która wytworzyła prosty ciąg historii Polski: insurekcja – Napoleon – powstania narodowe – Legiony Piłsudskiego. To łatwy do zidentyfikowania i zapamiętania zestaw skojarzeń.

Dziś Napoleon to ramota.

A jeszcze w latach 60. i 70. toczono o niego zażarte boje. W 1965 roku Wajda zrealizował „Popioły" i dyskusja na temat filmu przerodziła się w szerszą debatę. Oczywiście po części była to dyskusja zastępcza, bo nie można było otwarcie rozmawiać choćby o Powstaniu Warszawskim, ale wzięli w niej udział nie tylko krytycy filmowi czy historycy. Głos zabrał Melchior Wańkowicz, pokłosiem była książka partyjnego pisarza Zbigniewa Załuskiego „Siedem polskich grzechów głównych".

Teraz zainteresowanie Napoleonem, oczywiście dużo skromniejsze, przetrwało w internecie. Na portalu Napoleon.org.pl gromadzą się setki jego miłośników z całej Polski, kompletują bibliografię, dyskutują o szczegółach kampanii, organizują konkursy na napoleońską książkę roku. Na Arsenal.org.pl zajmują się nim rekonstruktorzy, są też inne miejsca.

Miłość Polaków do Napoleona była ślepa?

W 1813 roku, gdy Poniatowski wrócił do Warszawy z katastrofalnie zakończonej kampanii rosyjskiej, dowiedział się, że część ministrów za sprawą Adama Jerzego Czartoryskiego negocjuje przejęcie protekcji nad sprawą polską z carem Aleksandrem. Co zrobił? Powinien poinformować o tym władcę Księstwa, króla saskiego Fryderyka Augusta i Napoleona, ale tego nie zrobił.

Nie wchodząc do spisku, obiecał go poprzeć, gdy Aleksander da gwarancje, że zajmie się sprawą polską. I długo czekał na jakąś inicjatywę Aleksandra. Gdy się jej nie doczekał, ruszył z wojskiem do Saksonii. Wybrał tego, który dawał Polakom najwięcej. To nie była ślepa miłość, ale czysta kalkulacja. A Napoleon, choć nie dawał nam tyle, ile chcieliśmy, i tak był najbardziej hojny.

Księstwo Warszawskie to jednak, umówmy się, nie był szczyt marzeń.

Zdecydowanie nie był, ale taka była wówczas nasza pozycja. Więcej nie mogliśmy uzyskać, a tyle dawał nam tylko Bonaparte.

Przynajmniej Poniatowski zdobył sławę genialnego wodza.

Niewątpliwie był zdolnym dowódcą, ale bez wątpienia było wielu marszałków lepszych od niego. Księciu Józefowi brakowało doświadczenia w dowodzeniu, którego nie miał gdzie nabyć.

To skąd jego legenda?

Jest przedstawiany jako człowiek niebywale odważny i wzór honoru wojskowego. W pamiętnikach Fredry jest portret księcia: „Pięknej postaci, doskonały jeździec na dzielnym koniu, gdyby nad brzegiem piekła zawołał »Za mną, dzieci!«, w piekło by za nim skoczono". Taki był i takim go zapamiętano.

Pan jest bonapartystą?

A co to znaczy?

Cokolwiek by znaczyło.

Niewątpliwie jestem pod jego urokiem, lecz nie jestem bezkrytycznym wielbicielem Napoleona.

Ale jak każdy Polak żałuje pan, że przegrał pod Lipskiem?

Ja żałuję, że nie wygrał w Rosji w 1812 roku.

Jarosław Czubaty jest historykiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego i przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Historycznego i UW. Ostatnio opublikował „Księstwo Warszawskie (1807–1815)", za który to tytuł został (po raz wtóry) laureatem Nagrody im. prof. Jerzego Skowronka

Rzeczywiście był taki niski?

Jarosław Czubaty:

Pozostało jeszcze 100% artykułu
Plus Minus
Artysta wśród kwitnących żonkili
Plus Minus
Dziady pisane krwią
Plus Minus
„Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice”: Skandynawskie historie rodzinne
Plus Minus
„PGA Tour 2K25”: Trafić do dołka, nie wychodząc z domu
Plus Minus
„Niespokojne pokolenie”: Dzieciństwo z telefonem