Historia Rubensa

Rubens był całkowitym przeciwieństwem artystów, którzy za życia przegrywali. Nie minęło wiele czasu, gdy z prawie nieznanego twórcy stał się księciem malarstwa z przywilejami, o jakich wielu mogło tylko pomarzyć.

Publikacja: 22.08.2014 20:30

„Lot z rodziną opuszcza Sodomę” Lukasa Vorstermana. Rytownik mistrza tworzył pod własnym nazwiskiem

„Lot z rodziną opuszcza Sodomę” Lukasa Vorstermana. Rytownik mistrza tworzył pod własnym nazwiskiem

Foto: Miejska Galeria Sztuki w Zakopanym

Vincent van Gogh przez całe swe 37-letnie życie zmagał się z biedą, depresją, rozczarowaniami, głodem, szaleństwem. Ponad 2 tysiące dzieł, które stworzył, nie przyniosły mu ani sławy, ani pieniędzy. Za życia ponoć sprzedał zaledwie jeden obraz, który kupiła zaprzyjaźniona malarka za 400 franków.

Jan Vermeer doczekał się sławy dopiero 200 lat po śmierci. Niedoceniony był Henri de Toulouse-Lautrec, mimo że sztuka była dla niego wszystkim. Paula Gauguina nazywano barbarzyńcą, bo z premedytacją chciał uciec od konwenansów i sztuczności wielkich miast. Tym samym podzielił los swojego mistrza Paula Cezanne'a, który ostatnie lata spędził jako nędzarz żyjący w skrajnej biedzie.

El Greco, zachwycający i inspirujący Cezanne'a, Pabla Picassa czy Jacksona Pollocka, jeszcze długo po śmierci był niedoceniany. Wydłużenie postaci będące wyrazem artystycznej transformacji interpretowano w XIX wieku jako wynik... wady wzroku artysty. Dopiero kilka lat przed śmiercią Claude'a Moneta krytycy dostrzegli nowatorskość prac El Greco.

Bogatszy od barona

Mark Lamster, autor książki „Mistrz cienia. Rubens – malarz i dyplomata", przypomina, że stereotyp artysty jako żyjącego w nędzy geniusza mogącego liczyć niemal wyłącznie na dobre serce bliźnich to teza ukuta w XIX wieku. W epoce Rubensa bowiem prawdziwi mistrzowie stali na czele dochodowych warsztatów. Ale zyski osiągane przez jednego z najwybitniejszych artystów epoki baroku nawet w oczach współczesnych uchodziły wręcz za niebotyczne.

Lamster twierdzi, że w najlepszym okresie pracownia Rubensa zarabiała około 100 guldenów dziennie. To dawało malarzowi roczne wynagrodzenie 50 razy wyższe niż zyski przeciętnego kamieniarza i znacznie przerastające wydatki nie tylko barona, ale i księcia.

Rubens był całkowitym przeciwieństwem tych, którzy spalając się na ołtarzu sztuki, zmagali z chorobami, upokorzeniem, niezrozumieniem, zapomnieniem i padali ofiarami zawiści. Nie minęło wiele czasu, gdy z prawie nieznanego artysty stał się uznanym księciem malarstwa z wypełnionymi po brzegi teczkami zamówień i przywilejami, o jakich wielu mogło tylko pomarzyć.

Czynna w Zakopanem wystawa „Siła i patos. Barokowy świat mistrza Rubensa" pokazująca po raz pierwszy w Polsce ponad 80 grafik z warsztatu flamandzkiego mistrza to jedno z wielu świadectw potwierdzających tezę, że ten artysta jak mało kto potrafił gospodarować swoim talentem. Pomny biedy, jaką klepali jego rodzice i jaką sam z nimi współdzielił w dzieciństwie, robił wszystko, by nie tylko wypłynąć na prostą, ale też opływać w luksusy.

Miał wyjątkowego nosa do interesów, wiedział, gdzie zamieszkać, z kim się spotykać, przyjaźnić. Bardzo skutecznie walczył o swoje przywileje i potrafił być bezwzględny, gdy ktoś z uczniów czy współpracowników próbował pozbawić go prawa do wyłączności z czerpania zysków ze swych pomysłów. Dziś powiedzielibyśmy, że umiał walczyć o swoje tantiemy. W budowaniu pozycji pomagały mu, oprócz talentu i pracowitości, także urok i elokwencja.

Był szóstym z siedmiorga dzieci prawnika Jana Rubensa. Przyszedł na świat kilka lat po tym, jak jego ojciec nieoczekiwanie przyprawił rogi przywódcy holenderskiej rebelii, księciu orańskiemu. Fakt, że skończyło się to dla Jana nie karą śmierci, lecz kilkuletnim więzieniem, zawdzięcza żarliwej miłości swej żony, matki przyszłego malarza. Maria Rubens nie tylko wybaczyła mężowi zdradę, ale też słała błagalne listy o jego ułaskawienie. Postępek wypuszczonego z więzienia Rubensa seniora długo nie pozwolił mu na znalezienie pracy prawnika, co sprawiło, że rodzina żyła jedynie ze skromnych oszczędności i miała zakaz powrotu do rodzinnej Antwerpii. Kilka lat później, 28 czerwca 1577 roku, przyszedł na świat przyszły malarz.

Gdy miał dziesięć lat, stracił ojca, przeżył też utratę trójki rodzeństwa na nieuleczalną chorobę. Dopiero po śmierci Jana Rubensowie mogli wrócić do Antwerpii, gdzie 13-letni Peter Paul został paziem hrabiny Lalaing. Matka zadbała o jego gruntowne malarskie wykształcenie.

Jako 21-latek zostaje w Antwerpii mistrzem cechu malarzy znanym jako Bractwo św. Łukasza. To pozwala mu prowadzić własną pracownię i sprzedawać obrazy.

Rok później, w 1599 roku, otrzymał propozycję zaprojektowania dekoracji uroczystego wjazdu arcyksięcia Albrechta i infantki Izabeli do Antwerpii. Byli oni nowymi namiestnikami hiszpańskich Niderlandów i przyszłymi protektorami Rubensa.

Pierwsze zamówienia publiczne otrzymuje w Rzymie w 1601 roku od nie byle kogo, bo od samego arcyksięcia Albrechta. Są to trzy nastawy ołtarza rzymskiej bazyliki św. Krzyża na Lateranie. Potem dzięki poznaniu skarbnika papieskiego Jacopa Serry dostaje bardzo ambitne zadanie ozdobienia głównego ołtarza w rzymskim kościele Santa Maria in Vallicella. Wkomponowuje antyczny w stylu wizerunek Maryi w nastawę. Pierwsza wersja nie podoba się ojcom oratorianom, więc Rubens dzieli kompozycję na trzy obrazy i uzyskuje tym samym ciekawe złudzenie optyczne. A na wcześniejsze „nieudane" dzieło oczywiście też znajduje kupca.

Odkuć się za dzieciństwo

Jak to się działo, że w antwerpskiej manufakturze Rubensa rocznie powstawało ponad 200 płócien? Giovanni Bellori, włoski malarz i antykwariusz, znany biograf XVII-wiecznych artystów, przyznał, że Rubens stworzył tyle dzieł i obrazów, iż trudno znaleźć we Flandrii i poza nią ważniejszy kościół czy pałac książęcy bez jego prac.

Świadom swojej wartości śmiało stawiał wymagania, które odzwierciedlały jego obrotność i zmysł polityczny. Dlatego też swego warsztatu ostatecznie nie otworzył w Brukseli, mieście rezydencji, lecz w Antwerpii, gdzie jako jedyny otrzymał tytuł malarza nadwornego. – Wtedy mógł skorzystać z przywileju zatrudniania nieograniczonej liczby współpracowników, wszystko zależało od ilości zleceń – zaznacza dr Ursula Blanchebarbe, kurator zakopiańskiej wystawy dzieł Rubensa, dyrektor muzeum w niemieckim Siegen, skąd pochodzą prace. I dodaje: – Interes kwitł, fama dotycząca malarstwa Rubensa roztaczała coraz szersze kręgi. Bogaci mecenasi, kupcy, książęta Kościoła, domy arystokratyczne i królewskie uznały za zaszczyt posiadanie jego prac w swych zbiorach. Do Antwerpii do pracowni Rubensa przybywały koronowane głowy, m.in. Władysław Waza, późniejszy król Polski, czy królowa Francji Maria Medycejska. Na bazie tych kontaktów, wizyt i spotkań Rubens zbudował sobie szeroki krąg przyjaciół, wybierając głównie tych, którzy zapewniali mu lukratywne zlecenia.

Mając w pamięci swoje dzieciństwo w niedostatku, postanowił sam żyć w dobrobycie i taki zapewnić najbliższej rodzinie. Był uroczym bywalcem salonów i twardym negocjatorem w sprawach interesów. Najlepszą reklamą dla jego warsztatu były duże zamówienia, które otrzymywał od katedr i pałaców. Dla tych pierwszych stworzył coś, co można by nazwać malowidłami propagandowymi kontrreformacji.

Chcąc sprostać wielkiej liczbie zamówień dla kościołów, rezydencji oraz kolekcji zbieraczy sztuki, około 1615 roku artysta utworzył pracownię malarską. Przy jej organizacji korzystał z najlepszych wzorców włoskich. Zgromadził tam artystów specjalizujących się w konkretnym typie malarstwa. Byli więc tam specjaliści od pejzażu, zwierząt, kwiatów, a także portreciści, m.in. Jan Brueghel (młodszy), Jan Wildens czy Lucas van Uden.

Sojusznik kontrreformacji

Przy pracy nad obrazami korzystano z dokumentacji złożonej ze studiów i notatek mistrza, a także reprodukcji dzieł innych malarzy. Rubens wykonywał szkic niewielkich rozmiarów i w ograniczonej palecie barwnej. To stanowiło punkt wyjścia do dalszej pracy zespołu. A szkic trafiał potem do archiwum warsztatu, bo przydawał się przy komponowaniu innych obrazów. To najlepiej tłumaczy pojawianie się identycznych motywów w różnych dziełach mistrza. Przeniesieniem szkicu na płótno i wykonaniem zarysu kompozycji zajmowali się pomocnicy często oczywiście pod dyktando swego pracodawcy. Rubens jedynie czynił korekty i ostateczne retusze. I to było to „mistrzowskie dotknięcie". Ta rubensowska „kropka nad i".

Rubens miał oko do młodych talentów. Umiał je dostrzec i wykorzystać. Jego silne wpływy widać w młodzieńczej twórczości Antona van Dycka. U Rubensa sprawdził się jako specjalista od dzieł mitologicznych i religijnych oraz portretów.

Cenionym współpracownikiem w podobnej tematyce okazał się też Jacob Jordaens. Komplementowany przez mistrza malarz próbował własnych sił, ale w jego początkowych autorskich dziełach wyraźnie brakowało geniuszu kompozycyjnego i siły ekspresji, tak charakterystycznych dla wielkiego nauczyciela.

Popularyzacji sztuki Rubensa w Europie posłużyła wyjątkowo dobrze zorganizowana i przemyślana działalność graficzna. Artysta bardzo skutecznie potrafił narzucić zawodowym rytownikom własne wymagania. Czynione przez Flamanda poprawki można dostrzec na próbnych odbitkach, uwagi dotyczące sztychów zaś są zawarte w korespondencji.

Do grafik Rubensa, które możemy obejrzeć w Zakopanem, najlepiej pasuje określenie „produkcje graficzne". Powstawały one w następujący sposób: uczniowie pod czujnym okiem mistrza tworzyli pomniejszone, monochromatyczne wersje jego kompozycji, potem wyspecjalizowani sztycharze przenosili je na płyty. Rubens, stawiając odbiorcom wysokie wymagania finansowe i sygnując pracę swym nazwiskiem, przykładał wielką wagę do jakości działań, śledził wszystkie najnowocześniejsze techniki oraz bardzo starannie dobierał grono współpracowników.

Najwybitniejszymi rytownikami dzieł mistrza byli Lukas Vorsterman, Paulus Pontius i Schelte a Bolswert. Każdego z nich można uznać za współautora sukcesów malarza na polu zarówno sztuki, jak i finansów, a niektóre ich dzieła powstałe w pracowni mistrza można obejrzeć w Zakopanem.

Rubens w trosce o swoje interesy zabiegał o prawo wyłączności publikowania swoich prac w tysiącach egzemplarzy we Francji oraz Niderlandach.

Ursula Blanchebarbe zwraca uwagę na to, jak Flamand potrafił robić użytek ze zmian, które zachodziły wokół niego w życiu publicznym. Antwerpia, niegdyś bastion kalwinizmu, w ciągu krótkiego czasu stała się katolicką twierdzą kontrreformacji. Kościół katolicki i rozpowszechniona bogobojność szybko zaczęły kształtować codzienne życie miasta i decydować o kierunku rozwoju nauki i sztuki. Ten, kto nie uczęszczał regularnie na mszę lub nie przyjmował regularnie sakramentów, prędko stawał się podejrzanym zwolennikiem zreformowanej wiary. Dlatego do dobrego tonu zamożnych obywateli należał również udział w finansowaniu budowy kościołów i ich wyposażeniu.

Rubens świetnie wykorzystał tę okazję. Przewidział, że obrazoburczo zniszczone kościoły będą restaurowane i powstaną nowe. I... robił wszystko, by być jednym z beneficjentów tego dzieła. W 1609 roku w liście do przyjaciela, włoskiego lekarza, zauważył: „Pokój lub, lepiej powiedziawszy, zawieszenie broni nastąpi bez najmniejszej wątpliwości na szereg lat i w tym czasie nasze kraje zakwitną na nowo. Wierzymy, że w ciągu następnych tygodni będzie ono proklamowane we wszystkich prowincjach.".

W teatrze życia

Lata pokoju były dla Rubensa niezwykle pracowitym i twórczym okresem. W krótkim czasie wysunął się na czoło antwerpskiego środowiska malarskiego. Między 1609 a 1621 rokiem w pracowni mistrza powstało ponad 60 ołtarzy dla wielu miast Europy.

Kiedy przekonał się, że jego prace cieszą się ogromnym zainteresowaniem, wystąpił do Albrechta i Izabeli o przywilej zezwalający na reprodukcję własnych obrazów. Otrzymuje go w 1619 roku, potem podobną zgodę dostaje od króla Francji.

Bycie w służbie księcia Mantui i Montferratu Wincentego I Gonzagi pozwala Rubensowi na swobodne podróże niemal po całej Italii. Międzynarodową sławę jako malarza barokowego stawiającego go na równi z artystami włoskimi potwierdziło wielkie zamówienie z 1620 roku. Rubens zobowiązał się do wykonania w jezuickim kościele św. Karola Boromeusza w Antwerpii 39 pokaźnych malowideł ze scenami Starego i Nowego Testamentu. Jak zwykle świetnie rozplanował pracę: dostarczył komplet szkiców olejnych, a wykonanie na ich podstawie malowideł zlecił uczniom pod nadzorem Antona van Dycka. Cykl wykorzystywał w sposób iluzjonistyczny widzenie od dołu, skrót perspektywiczny i kompozycje pełne patosu.

Rubens nie krył swojego bogactwa, wręcz się z nim obnosił. Był właścicielem jednej z największych galerii w Antwerpii. Oprócz własnych obrazów i kopii dzieł dawnych mistrzów posiadał oryginały Tycjana czy Rafaela, a także gromadzoną z wielką pieczołowitością kolekcję starożytności.

Systematycznie widywano Rubensa jeżdżącego ulicami Antwerpii w nienagannym odzieniu, luksusowym powozem, w otoczeniu służby i pomocników. Jego pałac w centrum miasta był godny króla. Tu urządzał słynne seanse malarskie, o których mówiło potem cała Antwerpia.

Nie ukrywał, że malowanie może być czymś w rodzaju przedstawienia, więc chętnie zapraszał gości do oglądania go przy sztalugach. Mark Lamster przytacza opinię duńskiego lekarza Ottona Sperlinga, który uczestniczył w takim „teatrze malowania".

Talent Rubensa, jak twierdzi Lamster, pozwalał mu jednocześnie malować, dyktować list i słuchać klasycznego tekstu czytanego przez sekretarza.

Biografka mistrza Anne Marie Logan zwraca uwagę, że malarz zaczynał obraz od kilku szybkich machinalnych szkiców piórkiem, często korzystał z żywego modela, którego następnie odziewał w jeden ze strojów z „wzornika szat". Ten wzornik pozwalał mu sprawdzić, czy postacie ubrane są zgodnie z epoką.

Rubens intensywnie przyczyniał się do rozbudzania fascynacji swoim geniuszem. Przynosiło to niezły zysk, jednocześnie mile łechtając jego rozbudowane ego.

Miał niebywałą smykałkę do robienia interesów. W transakcjach finansowych był świetnym negocjatorem. Najbardziej spektakularna dotyczyła sprzedaży jego kolekcji sztuki księciu Buckingham, porywczemu faworytowi Karola I. W zamian za całą swą kolekcję starożytną oraz 13 obrazów własnych i kilka dzieł innych twórców otrzymał od księcia 100 tysięcy florenów. Była to suma iście bajońska, a warto dodać, że większą część eksponatów nabył za równowartość 6 tysięcy florenów, z czego dwóch trzecich tej sumy nie zapłacił gotówką, lecz swoimi obrazami.

Artystyczne pojedynki

Czy był zazdrośnikiem? Pewnie tak. Jak grom z jasnego nieba spadła na niego twórczość Caravaggia – pojawienie się na początku XVII wieku wielkich płócien z postaciami historii świętej we współczesnych strojach, zachowującymi się całkiem zwyczajnie, bez upozowania. Ukazanie ich w ostrym świetle dodatkowo czyniło je bardziej realnymi.

Chłonna natura Rubensa nie pozwalała przejść obojętnie obok dzieł włoskiego reformatora malarstwa. Nie tylko zastosował pewne rozwiązania Carravaggia w swoich pracach, ale też, nie kryjąc zachwytu dla słynnego „Złożenia do grobu", po wykonaniu serii szkiców zdecydował się namalować niemal kopię tego obrazu. Przyznał oczywiście, że jest to kopia ulepszona, bo tłumacząca na język baroku to, co u Caravaggia było klasycznie monumentalne.

Rubens chciał współzawodniczyć także z innymi artystami. U Tycjana imponowały mu styl życia i przedsiębiorczość. Identyfikował się z jego tezą stawiającą malarza na równi z pisarzami i poetami. Chcąc przekonać, że wprawnością malarską i talentem mu nie ustępuje, stworzył, jak w przypadku Caravaggia, „ulepszoną kopię" dzieł Tycjana: „Lawinii", „Wenus z lustrem" czy „Diany i Kallista". W niektórych przypadkach są to obrazy niemal identyczne.

Moc zajęć oraz ogromna liczba zamówień sprawiały, że mimo świetnie skonstruowanej „wytwórni artystycznej" Rubens czasem wypuszczał buble albo prace, których jakość nie odpowiadała bardzo wygórowanej cenie. Jeden z jego przyjaciół, lord Dudley Carleton, dyplomata i kolekcjoner sztuki, zamówił u niego „Polowanie na lwa". Szybko się zorientował, że obraz – owszem – powstał w pracowni mistrza, on go nawet wyretuszował i nieco przemalował, ale ostateczny efekt daleko odbiegał od klasy Rubensa. Carleton był oburzony, tym bardziej że obraz chciał podarować Karolowi, księciu Walii, przyszłemu królowi Anglii. Odesłał więc pracę do Rubensa, uznając, że jest ona ledwo tknięta ręką mistrza. Zasugerował też, by widoczne na płótnie lwy wymienić na bestie bardziej oswojone, za to lepiej namalowane.

Tempo pracy w „wytwórni" bywało jednak takie, że budziło sprzeciw współpracowników. Jeden z najbardziej cenionych skonfliktowany z mistrzem poprzysiągł mu śmierć. Rubens potraktował to na tyle poważnie, że wystąpił do arcyksiężnej Izabeli o ochronę.

Widząc w tym flamandzkim artyście jednego z najwybitniejszych twórców epoki baroku, nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że mamy do czynienia z człowiekiem, który wiódł podwójne życie: malarza oraz dyplomaty i szpiega. Ucząc się z łatwością języków, filozofii i historii, nabierał też latami umiejętności poruszania się w świecie dworskich intryg i dyplomacji.

Mark Lamster zwraca uwagę, że liczne zamówienia na portrety przywódców wojskowych i politycznych powodowały, że Rubens podróżował ze swego antwerpskiego domu do Londynu, Madrytu, Paryża czy Rzymu. Korona hiszpańska, doceniając jego umiejętności nawiązywania kontaktów z wysoko postawionymi osobistościami, wciągnęła go w pracę na rzecz tajnych służb. Inteligencja, urok i umiejętność żeglowania zgodnie ze sprzyjającymi wiatrami historii uczyniły zeń, nawet w najtrudniejszych warunkach, twardego negocjatora traktatów pokojowych. A wszystko to nie przeszkadzało mu nieustannie pomnażać zawartości katalogu zamówień.

Szyfr meldunkowy

Gromadząc dla własnych potrzeb informacje na temat potencjalnych klientów, tworzył bardzo szczegółowe charakterystyki możnych i wpływowych postaci. Zanim przystąpił do namalowania obrazu, ustalał wiarygodność nabywcy, sprawdzał, czy stać go będzie na zakupienie danego dzieła, zasięgał więc informacji na temat jego stanu finansowego. Nie chcąc urazić jego uczuć i przekonań, sprawdzał, co jest dla niego tematem tabu, zasięgał opinii na temat jego sympatii politycznych itp. Te wszystkie szczegółowo zbierane dane okazały się potem bardzo cennymi informacjami, którymi dzielił się na przykład z arcyksiężną Izabelą. Był jej zresztą tajnym doradcą i agentem.

Co ciekawe, wszelkie swoje meldunki Rubens pisał w zaszyfrowany sposób: posługiwał się szyfrem numerycznym, który chronił tożsamość osób i miejsc.

Jako tajny dyplomata i szpieg miał oczywiście znacznie skromniejsze osiągnięcia niż jako malarz. Udało mu się doprowadzić do wynegocjowania traktatu między Hiszpanią i Anglią. Nie udało natomiast zrealizować najważniejszego celu działalności dyplomatycznej – pojednania między Hiszpanią a prowincjami holenderskimi, czyli pokoju w Niderlandach. To osiągnięto dopiero osiem lat po śmierci artysty.

Wystawę „Siła i patos. Barokowy świat mistrza Rubensa" można oglądać w Miejskiej Galerii Sztuki przy Krupówkach w Zakopanem do 31 sierpnia

Vincent van Gogh przez całe swe 37-letnie życie zmagał się z biedą, depresją, rozczarowaniami, głodem, szaleństwem. Ponad 2 tysiące dzieł, które stworzył, nie przyniosły mu ani sławy, ani pieniędzy. Za życia ponoć sprzedał zaledwie jeden obraz, który kupiła zaprzyjaźniona malarka za 400 franków.

Jan Vermeer doczekał się sławy dopiero 200 lat po śmierci. Niedoceniony był Henri de Toulouse-Lautrec, mimo że sztuka była dla niego wszystkim. Paula Gauguina nazywano barbarzyńcą, bo z premedytacją chciał uciec od konwenansów i sztuczności wielkich miast. Tym samym podzielił los swojego mistrza Paula Cezanne'a, który ostatnie lata spędził jako nędzarz żyjący w skrajnej biedzie.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Plus Minus
Łukasz Pietrzak: Z narzędzi AI najbardziej skorzystają MŚP
Plus Minus
„Na smyczy Kremla. Donald Trump, Dmitrij Rybołowlew i oferta stulecia”: Haki na Trumpa
Plus Minus
„Kingdom Come: Deliverance II”: Wielka draka w czeskim średniowieczu
Plus Minus
„Co myślą i czują zwierzęta”: My i one wszystkie
Plus Minus
„3000 metrów nad ziemią”: Gibson bez pasji