Sądząc po wysypie polskich fashion weeków, staliśmy się światowym mocarstwem mody. Fashionable East Białystok Fashion Week, Air Radom Fashion Show, Sopot Art & Fashion Week... Weteranką dyscypliny jest Łodź, która obchodzi dziesięciolecie swojego Fashion Week Philosophy. Obiecuje emocje nie tyle konsumpcyjne, ile filozoficzne... Czyżby?
Moda świetnie się sprzedaje i przy okazji sprzedaje inne rzeczy. Pod piękne dziewczyny w przezroczystych sukienkach chętnie podpinają się luksusowe samochody, alkohole, elektronika. Kto nie lubi popatrzeć? Kto nie chce być modny?
Do nowego trendu właśnie dołączył Rzgów. Tu mamy nawet więcej niż week – całe Fashion City. Wprawdzie do Łodzi ze Rzgowa jest zaledwie 15 km, można by się połączyć, ale cóż, my lubimy działać indywidualnie.
Mogłoby się wydawać, że Polaków nagle ogarnął modowy entuzjazm, a ulice naszych wsi i miast rozbłysły eleganckim tłumem. Otrzeźwienie przychodzi po zapoznaniu się z danymi statystycznymi. Jak podaje GUS, w 2012 roku miesięczne wydatki statystycznego obywatela na odzież i obuwie wynosiły 51,69 zł. Danych z roku 2013 jeszcze nie ma. Na ubranie wydajemy średnio nie więcej niż 5 proc. budżetu rodzinnego. To i tak więcej niż rok wcześniej.
Polacy lubią rzeczy przede wszystkim wygodne. Tylko co 50. osoba określiła swój codzienny strój jako wyrafinowany i elegancki. Garderoby mamy niewiele: pięć par spodni ma 42 proc. zapytanych Polaków, 10 lub więcej – 14 procent. Pięć kurtek i płaszczy wisi w szafach 63 proc. ankietowanych. Prawie połowa badanych ma maksymalnie pięć par butów. Większymi kolekcjonerkami są kobiety – co czwarta ma przynajmniej dziesięć par, do takiej liczby przyznało się zaledwie 4 proc. mężczyzn.
Był Chińczyk, teraz Polak
Przeciętny Polak nie jest zatem ani specjalnie bogaty, ani przesadnie elegancki, ani za bardzo zainteresowany modą. W ten skromny stan posiadania trudno uwierzyć, gdy pojedzie się do Rzgowa. Każdy kiedyś słyszał, że miasteczko pod Łodzią słynie jako centrum polskich tekstyliów. Jednak poza handlowcami i łodzianami mało kto tam był. Gdy widzi się przedsięwzięcie o nazwie Ptak Fashion City na własne oczy, jego rozmach zaskakuje. 40 hektarów, 160 tys. mkw. hal wystawienniczych, outlety, targi. 70 tysięcy ludzi zatrudnionych w branży w okolicznych miasteczkach. A jeśli liczyć także transport, gastronomię, usługi, to będzie nawet 100 tysięcy. Pierwsze hale powstały tu 20 lat temu. Teraz wystawia tu i handluje 2 tysiące firm. Na ogół polscy producenci.
– To jak to jest z tym bankructwem polskiego przemysłu odzieżowego? – pytam Tomasza Szypułę, członka rady nadzorczej Ptak SA. Fabryki w Łodzi przerobione na lofty, na galerie handlowe hotele. Opustoszałe, zlikwidowane zakłady, w bramach bezrobotni popijający tanie wino.
– Przemysł przetrwał. Ale dziś niepotrzebne są fabryki molochy szyjące olbrzymie serie, tak jak za PRL – odpowiada Szypuła. – Powstały tysiące małych firm, które pracują na nowoczesnych maszynach. Naszą rolą jest ściąganie klientów dla tych firm. Mamy ambicję promować polski przemysł na świecie. W tym roku będziemy na targach w Rydze, Moskwie, Berlinie i Las Vegas.
W zeszłym roku do Las Vegas przywieźliśmy 100 naszych producentów. Sukces nas zaskoczył. Polska staje się konkurencyjna dla rynków wschodnich. Chiny już nie są takie tanie jak dziesięć lat temu. Na otwarcie Rzgowa przyjechało 20–30 tys ludzi. Naszym następnym krokiem będą targi tkanin, butów.