W ciągu dziesięcioleci wciąż odkrywano nowe autografy; zdarzało się też niekiedy, że po ogłoszeniu drukiem rękopisy przepadały. Najpełniejsze dotąd, dwutomowe wydanie opracowane przez Bronisława Edwarda Sydowa ukazało się nakładem PIW w roku 1955. Teraz „Korespondencja F. Chopina", dzieło podjęte przez Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, ma się składać z trzech tomów i być uzupełnione tomem czwartym, gromadzącym listy o kompozytorze.
Dotąd ukazał się tom pierwszy zawierający listy Fryderyka od grudnia 1816 do lipca 1831 r. Wydawca nie dysponuje już egzemplarzami, ale być może są one jeszcze do znalezienia w jakichś księgarniach. Z tego okresu, między szóstym a 21. rokiem życia kompozytora, znanych jest 85 listów. Pierwsze cztery to pięknie wykaligrafowane laurki dla rodziców – z ogłoszonymi obok faksymile – z okazji ich kolejnych imienin. Czternastoletni Fryderyk w liście do rodziców z wakacji w Szafarni opowiada, że z łaski Pana Boga jest zdrów, biega, nie czyta, nie pisze, ale gra i rysuje, ma apetyt, zaczyna nawet tyć i prosi, by mógł jeść wiejski chleb żytni zabroniony mu przez lekarza w Warszawie. „Nie pozwolili mi go jeść, bo kwaśny, a Szafarski bez najmniejszego kwasu". Najdłuższy z listów liczy zaledwie trzy strony druku, natomiast przy okazji kwaśnego chleba możemy poznać przebieg kariery barona François Girardota, urodzonego w 1773 r. w Burgundii, chirurga polskiego pułku szwoleżerów gwardii Napoleona, który w 1816 r. otrzymał pozwolenie na praktykę lekarską w Polsce i zamieszkał w pałacu gen. Wincentego hr. Krasińskiego na Krakowskim Przedmieściu, lecząc Krasińskich, całą rodzinę Chopinów, ich pensjonariuszy, a także Klementynę z Tańskich Hoffmanową. Zmarł doktor baron w roku 1831 na gruźlicę i został pochowany w Opinogórze.
Po tygodniu następuje występ berlińskiego pianisty Bettera, „który gra z takim uczuciem, iż każda prawie nutka nie z serca, ale z potężnego brzucha wychodzić się zdaje".
Cieszy się Fryderyk, że „umie siedzieć na koniu. Koń powoli idzie, gdzie chce. A ja jak małpa na niedźwiedziu na nim ze strachem siedzę. Dotąd nie miałem jeszcze przypadku zlecenia z konia".
1 września 1824 r. Fryderyk grał mazurka a-moll op. 17 nr 4, gdy ktoś z dorosłych zawołał pachciarza Żyda, prosząc go o zdanie na temat wirtuoza. „Mosiek zbliżył się do okna, wścibił nos i słuchał, mówiąc, że gdyby chłopiec chciał grać na żydowskim weselu, zarobiłby sobie najmniej dziesięć talarów". To oświadczenie utwierdziło Fryderyka w zamiarze poświęcenia się sztuce.
Od wczesnego dzieciństwa doskonale dwujęzyczny, lubił zabawy językowe, wtrącając do polskich listów fonetyczne zapisy francuskich zwrotów: „żoli portre, żoli tablo". Z rozbawieniem parodiował, a może tylko dokładnie zapisywał, polszczyznę swego nauczyciela pianistyki Wojciecha Żywnego: „Ż., klasnąwszy, utarwszy nos, zwinąwszy chustkę w trąbkę, wetkawszy w kieszeń od swego grubo fatowanego sielonego surtute, zaczyna pytać, poprawiając peruki: »A do kogo ten liste pisze?«. Odpowiadam, że do Białobłockiego. »A jak się ma pan Białobłocki, czy nie wi? Czy on pisał do pan Fridrich?«".