Do tak zwanego przełomu demokratycznego była jedna lista, nazywała się listą Frontu Jedności Narodu i czy człowiek głosował na tę listę, coś skreślał, czy w ogóle nie szedł głosować, wyniki były zawsze te same, a liberalizm partii zwanej robotniczą przejawiał się w okresach kryzysowych wahnięciem 1 czy 2 procent. W wyborach w 1989 roku do Sejmu i Senatu na miejsca przeznaczone dla „Solidarności" przy Okrągłym Stole weszli wszyscy kandydaci, którzy sfotografowali się z przewodniczącym Lechem Wałęsą. Chociaż dziś niektórzy twierdzą, że weszli samoistnie, bez zdjęcia, to jednak w Gdańsku w Muzeum Solidarności wiszą wszyscy, przytuleni do sympatycznego wąsacza: i ci, którzy go kochali, i ci, którzy nim gardzili, ci, którzy później od niego odeszli, oraz ci, którzy odeszli, wrócili i z powrotem odeszli.
Jedynym, który wszedł do Senatu bez zdjęcia i za własne pieniądze, był senator Henryk Stokłosa, który był też właścicielem spółki Stokłosa i Stogrosz. Niestety, w związku z tym, że cierpię na dolegliwość poznawczą zwaną prozopagnozją, czyli nie pamiętam twarzy i nazwisk – co niektórzy uważają za przejaw mojego zabójczego poczucia humoru – do ubiegłego tygodnia myliłam go z Zbigniewem Stonogą, którego rola w propagowaniu pluralizmu wydaje się już dziś znacznie większa niż Stokłosy. Może kiedyś ktoś go nawet porówna, toutes proportions gardées, do Gavrila Principa.
Pluralizm polityczny też ma jednak wiele wad. W systemach dwupartyjnych, często krytykowanych za sztywność, polityk może najwyżej raz zmienić partię, bardzo rzadko dwa razy. W systemach postkomunistycznych w ciągu ćwierćwiecza powstały dziesiątki partii (w Polsce ponad 80), co pozwoliło niektórym politykom być w większej liczbie partii, niż mają na przykład dzieci.
Nie jest możliwe (a jeśli jest możliwe, to tego jednak nie widać), by w Polsce istniało ponad 80 platform i programów politycznych, więc należy założyć, że źródeł tej płodności należy szukać poza światem polityki, a nawet może rozumu. Już XIV-wieczny filozof (franciszkanin zresztą) William Ockham postulował, by „nie wprowadzać nowych pojęć, kategorii czy bytów, jeśli nie jest to uzasadnione poprzez rozum, doświadczenie lub Biblię".
Z różnych badań socjologicznych wynika, że większość ludzi w podejmowaniu decyzji, nie tylko politycznych, kieruje się czymś innym niż rozumem. Wielu na przykład tych, którzy głosowali w 2008 roku na Baracka Obamę, tłumaczyło to nie tylko tym, że był młody i sympatyczny, ale też tym, że chcieli pokazać światu i sobie, iż Stany Zjednoczone nie są państwem rasistowskim. W Rumunii w latach 90. wynędzniały rolnik tłumaczył mi, że będzie głosował na tego grubszego (Iona Iliescu – komunistę), bo już się nakradł i nażarł, a ten chudy (Emil Constantinescu – kandydat demokratów) będzie się jeszcze musiał obłowić.