Współcześnie pojawiają się nieliczne głosy podnoszące argument, że Rosji nie można utożsamiać ze Związkiem Sowieckim. Nie są one jednak w stanie przekonać większości Polaków, którzy słusznie postrzegają wielkiego wschodniego sąsiada jako kraj będący marną alternatywą dla Zachodu.
A jednak od XVIII wieku znacząca część polskich elit zerkała w stronę Rosji. Warto zatem sięgnąć po zbiorową pracę „Między realizmem a apostazją narodową. Koncepcje prorosyjskie w polskiej myśli politycznej", by z jednej strony poznać motywacje, które przyświecały rusofilom znad Wisły, z drugiej zaś – wyjaśnić nieporozumienia dotyczące czołowych postaci kojarzonych z tym nurtem.
Politykiem, który w XX stuleciu stał się synonimem opcji prorosyjskiej, jest Roman Dmowski. Krzysztof Kawalec odkłamuje przywódcę Narodowej Demokracji. Konfrontuje medialny stereotyp, który do niego przylgnął, z faktami. A te świadczą o tym, że Dmowski podejmował współpracę z władzami rosyjskimi wyłącznie z powodów taktycznych.
Strategicznym celem dla niego w okresie zaborów było niepodległe silne państwo polskie, odbudowujące się w oparciu o wzorce zachodnie. O Rosji zaś wypowiadał się jako o kraju barbarzyńskim, w którym despotia warstwy panującej łączy się z anarchicznym żywiołem warunkującym funkcjonowanie nizin społecznych. Ponadto Kawalec zwraca uwagę na coś znamiennego – znany z antysemityzmu Dmowski zdecydowanie bardziej szanował Żydów niż Rosjan. U tych pierwszych doceniał takie ich cechy, jak przedsiębiorczość, pracowitość i moc więzów rodzinnych, których z kolei nie dostrzegał u tych drugich.
Gdzie zatem szukać szczerych polskich rusofilów? Chociażby w pierwszej połowie XIX wieku – w epoce romantyzmu. Z jednej strony można tu wskazać szlacheckiego konserwatystę, pisarza Henryka Rzewuskiego, upatrującego w państwie carów tradycjonalistycznej arkadii będącej przeciwieństwem liberalnego Zachodu, psutego przez ideały rewolucji francuskiej. Z drugiej zaś warto przyjrzeć się Adamowi Gurowskiemu, którego portret kreśli Henryk Głębocki.