Aragorn, tolkienowski bohater Władcy Pierścieni, aby udowodnić, że jest potomkiem królów i zasiąść na tronie Gondoru przez lata zajmowanym przez namiestnika, nie tylko musiał dokonać wielkich czynów rycerskich, ale też zyskać poparcie prostego ludu. Po wielkiej bitwie znalazł się więc w lazarecie, wśród ciężko chorych. I tam, używając zapomnianego przez lekarzy, a dość pospolitego starodawnego ziela Athelas, uzdrowił chorych. Pomagająca w lazarecie kobieta od razu poznała się na Aragornie. Ręce króla leczą! – opowiadała na prawo i lewo, zjednując opinię społeczną nowo intronizowanemu monarsze.
Prezydent Andrzej Duda najwidoczniej jest miłośnikiem Tolkiena i myśli podobnie jak kobieta z lazaretu. Gdy bowiem dziennikarz Wprost zapytał go, co w sytuacji, gdy po ujawnieniu list poparcia dla członków Krajowej Rady Sądownictwa okaże się, że jest coś z nimi nie tak, odparł: nie będzie to miało znaczenia, ponieważ otrzymali nominację od prezydenta Rzeczypospolitej. Kropka. Dodał jeszcze: pełnię urząd prezydenta. Jeśli jestem przekonany, że mam w jakieś sprawie rację, to fakt, że jestem krytykowany przez środowisko prawnicze czy środowisko profesorskie z macierzystej uczelni, nie ma dla mnie kompletnie żadnego znaczenia.
Tą wypowiedzią prezydent Duda rozwiał kilka mitów. Pierwszy, że wszelkie prowadzone przez prezydenta konsultacje społeczne do projektów ustaw sądowych – a i innych – są do czegoś potrzebne, skoro prezydent i tak wie lepiej. Po co więc było mówić, że organizowane z jego błogosławieństwem w Polskiej Akademii Nauk Forum dla Praworządności to takie „poszerzone konsultacje społeczne" dla ustawy kagańcowej? I po drugie: Andrzej Duda nie tylko uważa, że swymi decyzjami jest w stanie naprawić naruszenia procedury powołania sędziów popełnione na etapie KRS, ale wręcz, że to zamyka sprawę. Czyli nieważne, czy do KRS trafili sędziowie z wymaganym poparciem, czy też komuś zabrakło podpisów. Nieważne też, że obywatele, którym obiecywano, że teraz będzie jawnie i przejrzyście, nie wiedzą, i ciągle nie mogą się dowiedzieć ilu z 10 tysięcy polskich sędziów popiera osoby wybrane przez Sejm do Rady.
W ostatecznym rozrachunku przecież decyzje wyborcze podejmują tłumy, które uwierzyły kobiecie opowiadającej, że widziała jak król, naparem z królewskiego ziela, uleczył chorych.