Po kilku tysiącach lat niewolnictwa i poddaństwa Deklaracja praw człowieka i obywatela z 1789 roku ogłosiła, że wszyscy ludzie są wolni, a „wolność polega na czynieniu wszystkiego, co nie szkodzi innym". I od razu objawili się jej wrogowie. Ze wszystkich stron.
Zwolennicy monarszego absolutyzmu głosili, że wolność prowadzi do anarchii. Zwolennicy postępu – że taka wolność jest czysto „formalna". Cóż bowiem chłopu z wolności opuszczenia wsi bez zgody pana feudalnego, jak nie ma za co podróżować? Żeby miał, trzeba ograniczyć wolność jego byłego pana – zabronić mu czynienia wszystkiego, co by chciał, nawet jeśli nie szkodzi to innym, i nakazać czynienie tego, co pomoże zwiększyć wolność jego byłych poddanych. Na tych hasłach budowano „sprawiedliwość społeczną". Od tradycyjnej sprawiedliwości, o jakiej pisał Arystoteles, różniła się jak krzesło od krzesła elektrycznego.
Czytaj także:
200 lat po rewolucji francuskiej w Polsce odzyskaliśmy wolność. I też szybko się okazało, że ona przeszkadza. Najpierw ją ograniczano w walce z nomenklaturą i „aferałami". Potem przyszła kolej na walkę z terrorystami, a w końcu z podatnikami. A każdy jest podatnikiem. Ustawa o wojewódzkich kolegiach skarbowych i zmianie niektórych innych ustaw nadała wywiadowi skarbowemu takie uprawnienia do inwigilacji podatników, jakich wówczas nie miały jeszcze służby specjalne – Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencja Wywiadu. Trybunał Konstytucyjny – ten ponoć „postkomunistyczny", zdaniem dziś rządzących – stwierdził, że niektóre jej przepisy są sprzeczne z konstytucją, ale tylko te najbardziej kuriozalne. Te trochę mniej kuriozalne obowiązują do dziś.